– Niech Lonnie się tym zajmie. On będzie wiedział, co robić.
– Niezły pomysł – uznałam. – Ale to jeszcze nie koniec.
– Dlaczego?
– Mariah jest przekonana, że biżuteria nadal znajduje się w tym ich pięknym domu. Liczy na to, że uda mi się zlokalizować sejf, dzięki czemu policja załatwi potem nakaz rewizji. Powiedziała mi, że braciom zaczyna brakować pieniędzy. Używali życia i teraz są bliscy bankructwa. Ma teraz nadzieję, że będą chcieli sprzedać przynajmniej część biżuterii. Jako że odebrali odszkodowanie i stanowczo zaprzeczają, jakoby wiedzieli cokolwiek o zaginionych kosztownościach, nie będzie to wyglądało najlepiej. Jeśli Mariah zdoła ich złapać na gorącym uczynku, policja będzie mogła wkroczyć do akcji i aresztować braci.
– Dlaczego mieliby podejmować takie ryzyko? Nie są przecież głupi.
– Nie, ale grunt zaczyna im się palić pod nogami.
– Jak zamierza ich do tego nakłonić? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
– I na tym właśnie polega cały problem. Mariah chce, żebym to ja ich przekonała. – Wyjęłam z torebki kartkę papieru. – Podała mi nazwisko pasera w Los Angeles i poprosiła, żebym jakoś przekazała im tę informację.
Henry wziął kartkę, na której Mariah napisała nazwisko jubilera.
– Cyril Lambrou jest paserem?
– Jubilerem. Zdaniem Mariah prowadzi legalny interes, ale to tylko przykrywka. Zajmuje się też paserstwem, jeśli gra jest warta świeczki. W tym wypadku nie ma wątpliwości. Pokazała mi zdjęcia kosztowności: pierścionków, bransoletek, naszyjników. Wspaniałe. Naprawdę przepiękne.
– Dlaczego sama nie może im przekazać tej informacji?
– Bo wiedzą, kim jest, i nigdy na coś takiego nie pójdą.
– A czemu ty? – Henry przybrał wojowniczy ton, a ja poczułam, że się rumienię.
– Bo Tommy jest mną wyraźnie zainteresowany.
– I co z tego?
– Mariah jest sprytna. Sprawdziła mnie i wie, że od czasu do czasu lubię trochę naginać prawo.
– Czy nie przypomina to przypadkiem zastawiania pułapki?
– Dlaczego od razu pułapki? Wspomnę tylko o facecie, który skupuje biżuterię. Jeśli nie są winni, nie będą mieli nic do sprzedania. Pułapka polega na nakłonieniu kogoś do złamania prawa. Ja nie będę ich zachęcać do kradzieży. To już mają za sobą.
– Ale oni wyczują pismo nosem. Wspomnisz niby przypadkiem nazwisko tego jubilera. Bracia sprzedadzą mu biżuterię i zaraz potem trafią za kratki. Chyba nie mówisz poważnie.
– Ale wtedy będzie już za późno. Zamkną ich na dobre.
– Załóżmy, że wyznaczą kaucję. Kiedy tylko wyjdą z aresztu, zaraz zaczną cię szukać.
– Daj spokój, Henry. Za kogo ty mnie uważasz? Przecież nie pójdę do nich i nie powiem: „Macie może trochę kradzionych cacek na sprzedaż? Znam gościa, który chętnie je weźmie”. Wymyślę jakąś historyjkę, która zabrzmi całkiem niewinnie.
– Na przykład?
– Nie wiem. Jeszcze do tego nie doszłam.
Henry, poirytowany, oparł się o krzesło i spojrzał na mnie przeciągle.
– Ile już razy prowadziliśmy podobną rozmowę? Wymyślasz jakiś zwariowany plan. Ja próbuję ci wytłumaczyć, że to głupota, ale ty robisz swoje. Zawsze znajdziesz jakieś uzasadnienie.
– Jak wszyscy inni.
– Tym większa szkoda – odparł. – Powiem ci to tylko raz i przysięgam, że więcej nie powtórzę. Nie mieszaj się w to. To nie twoja sprawa.
– Nie powiedziałam jeszcze, że to zrobię.
– A jak znajdziesz ten sejf? Będziesz musiała jakoś dostać się do ich domu.
– Tommy już raz mnie tam zabrał. Muszę go tylko przekonać, żeby zrobił to jeszcze raz.
– Co oczywiście zrobi w nadziei, że zaciągnie cię do łóżka.
– Poradzę sobie.
– Ale po co ryzykować? Moim zdaniem nie powinnaś być sam na sam z żadnym z nich.
– Nie chcę bagatelizować sytuacji, ale radziłam już sobie w gorszych przypadkach.
– Coś o tym wiem.
– Henry, obiecuję, że nie będę działać pochopnie. Nawet jeszcze nie wymyśliłam, co im powiem… no wiesz, jeśli założymy, że się zgodzę.
– A dlaczego miałabyś się w to pakować? Na pewno nie potrzebujesz pieniędzy.
– Tu nie chodzi wcale o pieniądze. Nie wolno nikogo bezkarnie mordować.
– To nie zależy od ciebie. Gdyby policja miała dość dowodów, Hevenerowie już siedzieliby z wyrokiem w więzieniu. Ale nie było żadnych dowodów. Tak działa prawo. Trzymaj się od tego z daleka. Proszę.
– Wiesz co? Kusi mnie, żeby to zrobić z tych samych powodów, dla których ty pomagasz Rosie. Bo nie możesz się temu oprzeć. Zawrzyjmy więc umowę. Chcesz, żebym odpuściła? To ty odpuść sobie rachunki Rosie i będziemy kwita.
– Nie ma nic nielegalnego ani niebezpiecznego w udzielaniu pomocy starszej pani, która chce spłacić zaległe rachunki zmarłej siostry.
Miał oczywiście rację, ale nie chciałam mu jej przyznać.
– Daj spokój. Wystarczy. Przestańmy się kłócić. Ty zajmiesz się swoim życiem, a ja swoim.
– Dobra. To nie moja sprawa. Rób, co chcesz.
– Nie musisz się od razu tak najeżać. Nie o to chodzi. Chyba za bardzo się tym wszystkim przejmujesz.
– A ty nie dość!
Wyszłam od Henry’ego o 23:03 i wróciłam do domu. Próbowaliśmy jakoś dojść do porozumienia, ale nic z tego nie wyszło. Byłam tym wszystkim podobnie jak on mocno zaniepokojona. Po wejściu do mieszkania włączyłam telewizor. Nie zdążyłam na początek nadawanych przez stację KEST wiadomości, ale udało mi się co nieco złapać: „…srebrny mercedes wydobyty dziś wieczorem z jeziora Brunswick zidentyfikowano jako należący do znanego lekarza Dowana Purcella, który zaginął 12 września. Detektyw Paglia z policji w Santa Teresa nie potwierdził…”. Komentarz dziennikarza ilustrowała seria ujęć: zbocze wzgórza przy jeziorze, Crystal nadjeżdżająca swoim białym volvo, zdjęcia Purcella, a po nim widok domu w Horton Ravine. Zaraz potem prezenter zajął się sprawą kota, który utknął gdzieś w rurze wodociągowej. Dziewięć i pół tygodnia tragedii zredukowano do niecałej minuty. Widzowie na pewno będą mieli więcej współczucia dla nieszczęsnego kociaka.
Nagle rozległo się lekkie pukanie do drzwi. Pomyślałam od razu, że to Henry przyszedł mnie przeprosić. Jednak zamiast niego na progu stał Tommy Hevener.
– Cześć. Gdzie się podziewałaś? Dzwoniłem do ciebie ale włączyła się sekretarka. Pomyślałem, że znajdę cię u Rosie.
– Henry powiedział mi, że tam byłeś.
– Tak. Miło sobie porozmawialiśmy. To wspaniały staruszek.
– Posłuchaj. Mam za sobą ciężki dzień. Coś się ruszyło w sprawie, nad którą pracuję.
– Chcesz o tym porozmawiać? Umiem dobrze słuchać.
– Raczej nie. Dzięki za propozycję, ale padam z nóg i chciałabym się położyć.
– Nie ma sprawy. Zadzwoń do mnie jutro. Chciałbym cię znów zobaczyć.
– Dobra, zadzwonię.
– Trzymaj się.
– Ty też – odparłam. Kiedy tylko zamknęłam drzwi, serce zaczęło mi walić jak szalone. Szybko zasunęłam zasuwę i oparłam się o ścianę, nasłuchując, aż Tommy się oddalił. Usłyszałam odgłos zapalanego silnika i odjeżdżający samochód.
Nie mam pojęcia, jak udało mi się zasnąć tej nocy. Nic mnie nie łączyło z Dowem Purcellem, ale widok jego ciała za kierownicą mercedesa nie dawał mi spokoju. Wiele razy widziałam już martwe osoby, ale jakoś nie mogłam się uwolnić od widoku tej srebrnej trumny na czterech kołach i jej makabrycznej zawartości. Ten obraz powracał raz za razem… świszczące na deszczu reflektory, woda wylewająca się z szumem ze wszystkich szczelin samochodu, zapach błota i smród gnijącej trawy, spuchnięte ciało, oczy zwrócone w stronę okna, otwarte w zdumieniu usta. Zidentyfikowanie zwłok nie zabierze zbyt dużo czasu… najwyżej pół dnia. Dłużej potrwa badanie samochodu i opracowanie teorii, jakim sposobem znalazł się na dnie jeziora. Pozostawało jeszcze pytanie, czy Purcell wpadł do wody żywy, czy martwy. Raz jeszcze zobaczyłam tę twarz, szeroki uśmiech, niewidzące oczy…