Nigdzie za to nie widziałam urzędniczki, która zostawiła na ladzie wiadomość: ZAMKNIĘTE Z WAŻNYCH PRZYCZYN OSOBISTYCH. PRZEPRASZAM ZA KŁOPOT. WRACAM W PONIEDZIAŁEK. TIFFANY. Jeśli choć trochę przypominała Jennifer, to ważne przyczyny osobiste oznaczały opalanie i pedikiur. Przechodząc za ladę, wołałam „Hop, hop” i „Halo”, by zapewnić sobie alibi, ale nigdzie nie było żywego ducha. Wróciłam do głównej sali i stałam tam przez chwilę mocno poirytowana. Do środka mógł wejść praktycznie każdy i ukraść, co tylko wpadło mu w ręce. A jeśli miałam do wysłania ważną przesyłkę lub chciałam niezwłocznie skorzystać z pomocy notariusza?
Podeszłam do szklanej ściany i zajrzałam do sali obok. Dostrzegłam całą masę ponumerowanych skrytek pocztowych. Z boku znajdował się spory otwór do wrzucania poczty i małych przesyłek. Ta sekcja była otwarta dwadzieścia cztery godziny na dobę. Otworzyłam przeszklone drzwi. Znalazłam skrytkę numer 505 – w piątym rzędzie, piąta od góry. Pochyliłam się i zajrzałam do środka przez małe oszklone drzwiczki. Nie dostrzegłam tam żadnej poczty, ale za to w głębi zauważyłam mężczyznę rozkładającego listy do poszczególnych skrytek. Kiedy dotarł do mojego rzędu, zapukałam w okienko numer 505.
Mężczyzna pochylił się i spojrzał mi prosto w twarz.
– Mogłabym z panem chwilkę porozmawiać? Potrzebuję pomocy.
Wskazał ręką otwór z prawej strony.
– Proszę tam podejść.
Ruszyliśmy oboje we wskazanym kierunku, on po swojej stronie skrytek, a ja po swojej. Otwór znajdował się na wysokości piersi. Pochyliłam się i zauważyłam pod nim kosz pełen poczty. Mężczyzna był dużo wyższy ode mnie, przez co musiał się nie tylko schylić, ale również przekrzywić głowę pod mocno nienaturalnym kątem.
– O co chodzi? – spytał.
Wyjęłam wizytówkę i wsunęłam w otwór, by mógł sprawdzić, kim jestem.
– Potrzebuję informacji o osobie, która wynajmuje skrytkę numer 505.
Przyjrzał się dokładnie wizytówce.
– A po co?
– Prowadzę dochodzenie w sprawie morderstwa.
– Ma pani nakaz?
– Nie. Gdybym miała, nie musiałabym prosić pana o pomoc.
Przesunął wizytówkę z powrotem.
– Proszę się skontaktować z Tiffany. To jej działka.
Jej działka? Przecież pracują tu tylko we dwoje. O co mu chodzi?
– Nie ma jej. Zostawiła wiadomość, że wróci dopiero w poniedziałek.
– To będzie musiała pani przyjść tu jeszcze raz.
– Nie mogę. Muszę stawić się w sądzie. To potrwa tylko minutkę. Bardzo pana proszę – rzuciłam błagalnym tonem.
Zdenerwował się.
– Czego pani chce?
– Chcę tylko spojrzeć na kwestionariusz, żeby sprawdzić, kto wynajmuje skrytkę.
– Po co?
– Wdowa po zamordowanym jest przekonana, że mąż dostawał pod ten adres materiały pornograficzne. Moim zdaniem to nieprawda. Chcę się tylko dowiedzieć, kto wypełnił kwestionariusz.
– Nie wolno mi udostępniać takich informacji.
– Nie mógłby pan zrobić dla mnie wyjątku? To bardzo ważne. Niech pan pomyśli, ile smutku można jej dzięki temu zaoszczędzić.
Utkwił wzrok w podłodze. Miał na oko czterdzieści lat i był zdecydowanie za stary na tego typu pracę. Doskonale rozumiałam jego dylemat. Z jednej strony przepisy są przepisami, choć szczerze wątpiłam, by nie pozwalały mu spełnić mojej prośby. Nie był pracownikiem federalnym, u jego praca z pewnością nie miała nic wspólnego z klauzulami tajności. Był tylko zwykłym sortowaczem poczty, Przy odrobinie szczęścia mógł zarabiać pięćdziesiąt centów za godzinę.
– Rozmawiałam z policją. Nie mają nic przeciwko temu.
Żadnej reakcji.
– Dam panu dwadzieścia dolarów.
– Proszę tu poczekać.
Zniknął i zdawało mi się, że nie ma go strasznie długo. Wyjęłam z portfela banknot dwudziestodolarowy, złożyłam go wzdłuż i wsunęłam w szczelinę. Doszłam do wniosku, że może będzie miał skrupuły, by wziąć łapówkę prosto z ręki. Czekałam oparta o ścianę ze wzrokiem utkwionym w drzwi. Przez moment wyobraziłam sobie, że rozpryskując odłamki szkła, przejeżdża przez nie swoim sportowym wozem Richard Hevener i przyciska mnie zderzakiem do ściany. Bohaterowie filmów zawsze w ostatnim ułamku sekundy uciekali przed wpadającym na stację rozpędzonym pociągiem, odskakiwali na bok przez odrzutowcami roztrzaskującymi ściany lotnisk i autobusami wjeżdżającymi nagle na krawężnik. Jak można się przygotować na coś takiego w prawdziwym życiu?
– Proszę pani?
Obejrzałam się. Mężczyzna wrócił, a w szczelinie nie było pozostawionego przez mnie banknotu. Przyniósł ze sobą kwestionariusz, ale trzymał go za plecami, najwyraźniej nie chcąc się z nim rozstać. Zaczekałam, aż się zbliży i spróbowałam zadać mu dla rozluźnienia parę łatwych pytań. Nazywamy to grą wstępną prywatnego detektywa.
– Jak to się odbywa? Ktoś zjawia się tutaj i wnosi opłatę za cały rok?
– Mniej więcej. Można to też zrobić pocztą. Gdy trzeba uiścić opłatę, wkładamy do skrytki zawiadomienie.
– Płacą gotówką?
– Albo czekiem. Obojętne.
– Może się więc zdarzyć, że nie zna pan osoby wynajmującej skrytkę?
– Nie widujemy większości naszych klientów. Nie obchodzi nas, kim są, dopóki terminowo regulują należność. Zauważyłem, że niektórzy mają specjalny papier firmowy i udają, że mają tu biuro z wieloma oddzielnymi pokojami. To śmieszne, ale nie robi nam różnicy.
– No pewnie. Czy mógłby pan wsunąć kwestionariusz w szczelinę, żebym mogła go lepiej obejrzeć? Naprawdę prowadzę śledztwo. Wszystko jest zgodne z prawem.
– Nie. Nie chcę, żeby go pani dotykała. Może pani popatrzeć przez trzydzieści sekund. To wszystko, co mogę zrobić.
– Świetnie.
W jakim my świecie żyjemy? Facet bierze w łapę dwadzieścia dolców i nadal ma skrupuły?
Podniósł dokument po swojej stronie i przechylił go lekko, żebym mogła wszystko wyraźnie zobaczyć. Cały czas patrzył na zegarek, odliczając sekundy. Też mi coś. Nie mógł mieć pojęcia, że jako dziecko brylowałam w zabawie organizowanej na przyjęciach urodzinowych. Polegała na tym, że matka solenizantki układała na tacy parę przedmiotów, po czym przykrywała ją serwetką, a wszyscy mali goście cisnęli się dookoła. Mama unosiła potem serwetkę na trzydzieści sekund, by dzieci mogły zapamiętać wszystkie przedmioty. Zawsze wygrywałam, głównie dlatego, że przedmioty rzadko się zmieniały. Spinka do włosów, łyżeczka, mała piłeczka. Wykorzystywałam czas, by zapamiętać przedmioty, które pojawiały się na tacy po raz pierwszy. Najgorszym elementem całej zabawy była nagroda: najczęściej plastikowy słoik płynnej gumy do żucia ze słomką do robienia baniek.
Treść kwestionariusza zapamiętałam w dwie sekundy. Podpis na dole najwyraźniej należał do Dowana, ale to nie on wypełnił rubryki dokumentu. Zrobiła to Leila, co poznałam po charakterystycznych kreseczkach w „t” i dużych kropkach nad „i”. No, no, no.
– Mam jeszcze jedną prośbę – powiedziałam. – Czy mógłby pan poślinić palec i przejechać nim po podpisie?
– Po co?
Przy tym facecie czterolatek wychodził na geniusza.
– Zastanawiam się, czy przypadkiem nie odbito go na ksero.
Marszcząc brwi, mężczyzna poślinił palec i zrobił, o co prosiłam. Atrament nie rozmazał się.
– Hmmm – mruknął.
– Jak ci na imię?
– Ed.
– Wielkie dzięki, Ed. Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc.
Wróciłam do samochodu i siedziałam w nim przez minutę, zastanawiając się nad swoim odkryciem. Doszłam do wniosku, że Leila musiała przechwycić kwestionariusz, gdy przysłano go do domu z prośbą o wniesienie rocznej opłaty. Crystal powiedziała mi, że do skrytki przesyłano wyciągi z banku Mid-City. Leila prawdopodobnie zawiadomiła bank, wypisując prośbę na firmowym papierze Pacific Meadows i fałszując podpis Dowana. A może dołączyła odbitkę kserograficzną? W każdym razie poprosiła, by wyciągi przesyłano do skrytki numer 505. Spojrzałam na wejście do budynku. Na pewno nie miała większych kłopotów z zaglądaniem do skrytki w drodze ze szkoły.