Linia brzegowa tonęła we mgle, a czarne burzowe chmury wisiały w oddali niczym wierzchołki groźnych gór. Wzgórza pokrywała soczysta zieleń, efekt obfitych opadów deszczu. Jezioro Brunswick lśniło srebrem, a jego tafla przypominała antyczne, lekko zmatowiałe lustro. Odwróciłam się. Duże łoże Fiony było tak ustawione, że leżąc, mogła podziwiać ten wspaniały widok: słońce wschodzące z lewej strony i zachodzące po prawej. Próbowałam sobie wyobrazić, jak się śpi w tak wielkim pokoju. W jednej ze ścian otwarte podwójne drzwi prowadziły do garderoby tak dużej jak całe moje mieszkanie. Po drugiej stronie znajdował się kominek, a przed nim dwa wygodne fotele i niski stolik do kawy. Wyobraziłam sobie Fionę i Dowa popijających tu drinki, gdy wpadał do niej wieczorem. Ciekawe, czy kiedykolwiek – przez wzgląd na stare czasy – poszli razem do łóżka.
Fiona wyszła z łazienki i zbliżyła się do łóżka, gdzie na narzucie leżała otwarta druga walizka. Zaczęła powoli wyjmować ubrania, które wcześniej starannie tam poukładała.
– Proszę mi opowiedzieć o wszystkim od samego początku.
Zaczęłam swoją relację od streszczenia przeprowadzonych rozmów. Opowiedziałam o spotkaniu z detektywem Odessą, potem przeszłam do mojej wizyty u Crystal i w Pacific Meadows, nawiązując do problemów, z którymi zmagał się jej były mąż. Nie zdążyłam się jeszcze rozgrzać, gdy w mój ton wkradła się nuta goryczy. Fiona wędrowała tam i z powrotem między łóżkiem i garderobą, przenosząc bluzki i spódnice, które wieszała na obszytych atłasem wieszakach.
– Proszę za mną chodzić. Inaczej nie będę wszystkiego słyszeć i będzie pani musiała powtarzać swoją relację. Mam wciąż zatkane uszy. To jeszcze jeden z powodów przemawiających za jazdą pociągiem.
Stanęłam w drzwiach garderoby i tam kontynuowałam moją relację.
– W sobotę po południu zadzwoniła do mnie Blanche i pojechałam się z nią zobaczyć…
Fiona odwróciła się gwałtownie.
– Pojechała pani spotkać się z Blanche? A po co, u diabła?
– Zadzwoniła do mnie do domu. Odniosłam wrażenie, że pani wcześniej z nią rozmawiała.
– Nic takiego nie zrobiłam i nie mogę uwierzyć, że zdecydowała się pani na to spotkanie bez konsultacji ze mną. Nikogo nie wolno włączać do tej sprawy, jeśli ja nie wyrażę na to zgody. Gdybym chciała, żeby spotkała się pani z Blanche, podałabym pani jej numer.
– Myślałam, że tak się stało.
– Podałam pani numer Melanie, a nie jej. Co ona pani powiedziała?
– Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Naprawdę bardzo mi przykro, ale odniosłam wrażenie, że wszystko o mnie wie, więc założyłam, że rozmawiała z panią bądź Melanie. Powiedziała mi, że obie poczuły wielką ulgę, bo od chwili zaginięcia ojca nakłaniały panią do wynajęcia kogoś do zbadania tej sprawy.
– To bez znaczenia. Jeśli zajdzie taka potrzeba, sama poinformuję dziewczęta o wszystkim, ale nie powinny dowiadywać się o niczym od pani. Jasne?
– Oczywiście – odparłam urażona. Po przekazaniu Richardowi Hevenerowi otrzymanych od Fiony pieniędzy nie miałam już ani grosza, by zwrócić jej zaliczkę. Po odjęciu pięćdziesięciu dolarów za rozmowę z Triggiem, byłam jej nadal winna tysiąc siedemdziesiąt pięć dolarów i gdybym zdecydowała się zrezygnować z tej sprawy, musiałabym poważnie naruszyć swoje oszczędności.
– Proszę mówić dalej – powiedziała, nie przerywając pracy.
Byłam wściekła i musiałam się mocno hamować, by nie powiedzieć jej, dokąd moim zdaniem może się wynosić. Zdołałam jednak zapanować nad sobą tylko do chwili, gdy otworzyłam usta.
– Wie pani co? Może to i jest zabawne, ale mam już serdecznie dość wysłuchiwania pani cierpkich uwag. Harowałam jak wół przez cały weekend i jeśli moje metody pani nie odpowiadają, to spadam stąd.
Po raz drugi w tak krótkim czasie udało mi się ją zaskoczyć. Wracając szybkim krokiem do łóżka, wyglądała na szczerze zaniepokojoną.
– Nie to miałam na myśli. Przykro mi, jeśli panią uraziłam. Nie miałam takiego zamiaru.
Nic nie zbija mnie z tropu skuteczniej niż szczere słowa przeprosin. Opanowałam się równie szybko jak ona i przez kilka minut przygładzałyśmy nastroszone piórka, by móc spokojnie kontynuować rozmowę.
Fiona zapytała mnie o dalsze plany. Tak jakbym je miała.
– Jak zamierza go pani odnaleźć?
– No cóż – odparłam. – Muszę jeszcze porozmawiać z paroma osobami i zobaczymy. – Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, co począć.
Jej oczy zabłysły na moment i pomyślałam, że znów mnie zaatakuje, ale zdążyła się opanować.
– Mam jeszcze dwa pytania – powiedziałam. – Ktoś wspominał w rozmowie, że w czasie swoich wcześniejszych nieobecności w domu Dow przebywał w klinice odwykowej. Czy istnieje możliwość, że mógł się wówczas wybrać za granicę?
– A co to zmienia?
– Zwrócił mi na to uwagę Lonnie Kingman. To prawnik, od którego wynajmuję biuro. Zasugerował, że Dowan mógł przelewać pieniądze na konta za granicą, przygotowując ucieczkę.
– Nigdy nie przyszło mi to do głowy.
– Mnie też, ale podczas naszego pierwszego spotkania wspominała pani, że mógł wyjechać do Europy lub Ameryki Południowej.
– Tak, ale nie wierzę, by planował coś takiego od lat.
– Czy oglądała pani kiedykolwiek jego paszport?
– Oczywiście, że nie. Po co miałabym to robić?
– Tak sobie pomyślałam. Może dlatego paszport zniknął. Zabrał go ze sobą, żeby nikt nie mógł sprawdzić, gdzie wyjeżdżał podczas swoich wcześniejszych nieobecności.
– Wspominała pani o dwóch pytaniach.
Poczekałam, aż spojrzy mi w oczy.
– Dlaczego nie powiedziała mi pani, że wybierał się tutaj tego piątkowego wieczoru?
Położyła dłoń na szyi obronnym gestem, jakby w obawie, że ktoś będzie chciał przeciąć jej tętnicę.
– Nigdy tu nie dotarł. Pomyślałam, że zaszło nieporozumienie. Próbowałam się do niego dodzwonić następnego dnia, ale on już zniknął.
– Po co się tu wybierał?
– To chyba nie ma znaczenia, skoro się nie pojawił.
– Czy ktoś oprócz pani był w domu tego wieczoru? – spytałam.
– Żeby mógł potwierdzić moje słowa?
– Byłoby miło, nie sądzi pani?
– Niestety, nie mogę pani pomóc. To małe miasto. Ludzie kochają plotki. Nawet nie pozwalałam mu zaparkować na podjeździe. Kazałam wjeżdżać do garażu. Nikt nie wiedział o jego wizytach.
– Tak pani sądzi. – Od razu poczułam wyrzuty sumienia, bo w jej oczach dostrzegłam błysk zawiedzionego zaufania.
– Przysięgał, że nie powie o tym Crystal. Twierdził, że sprawi jej to przykrość, a żadne z nas tego nie chciało.
– Nie powiedziałam, że poinformował o tym Crystal. O wizytach wiedział ktoś inny.
– Trigg.
– Tak – odparłam. W końcu chodziło tu o jej pieniądze. Miała prawo dowiedzieć się o wszystkim. Rzadko miewam skrupuły, a jeśli nawet, to często działają wybiórczo. – A Lloyd Muscoe? Czy Dow kiedykolwiek o nim wspominał?
– Tak. Nie lubili się i za wszelką cenę unikali wzajemnych kontaktów. Początkowo zachowywali się jak rywalizujące o samicę zwierzęta. Crystal na pewno się to podobało. Później ich nieporozumienia dotyczyły raczej stosunków Leili z Lloydem.
– Słyszałam, że zdaniem Dowa Lloyd miał na dziewczynkę zły wpływ.
– Nie znam Lloyda, więc wolałabym nie wypowiadać się na ten temat.
– Proszę spróbować. Na pewno pani coś wie.
– To prostak i tyle.
– Na szczęście w tym stanie nie jest to traktowane jak przestępstwo, bo sama musiałabym trafić do aresztu.
– Wie pani doskonale, co mam na myśli. Płacą duże pieniądze za szkołę Leili. Nie widzę powodu, dla którego miałaby spędzać połowę weekendów z kimś takim jak on.