– I prawdopodobnie dlatego to zrobi – podsumowała Anica.
– Odchodziłabym od zmysłów z niepokoju, gdybym nie była na nią tak wściekła. Jaką chcesz kawę, Kinsey?
– Czarną proszę.
Kiedy razem z Anica szłyśmy za nią do kuchni, obrzuciłam szybkim spojrzeniem salon znajdujący się po prawej stronie od wejścia. Wnętrze domu było w istocie dość dziwne: kamienne podłogi, surowe białe ściany, brak zasłon w oknach i zimne oświetlenie – to wyraźny wpływ Fiony. Crystal próbowała odcisnąć własne piętno na pozbawionych wdzięku pokojach: na podłodze niczym kawałki układanki rozrzuciła wschodnie kolorowe dywany, a wytarte obicia mebli przykryła materiałem w pastelowe kwiaty. Antyczne stoliki były białe, a siedzenia krzeseł wyłożono materiałem w biało-zieloną kratkę. Tu i ówdzie stały duże okrągłe fotele z wikliny. W pokoju ustawiono też kanapę z pomalowanego na biało kutego żelaza, zarzuconą wielkimi różnobarwnymi poduszkami. Na stoliku do kawy leżały rozrzucone książki, a w całym pokoju poustawiano wazony z kwiatami. W ten sposób stworzono jednocześnie wrażenie wygody i nieładu; powstało miejsce, gdzie dzieci mogły biegać bez obaw, że coś zniszczą, bo wszystko od początku i tak wyglądało na mocno zniszczone.
W kuchni dokonano podobnych zmian. Zimne, gładkie powierzchnie i zaokrąglone w stylu art deco rogi zdradzały rękę Fiony. Crystal wprowadziła tu oszklone szafki i długą półkę, na której poustawiała swoją kolekcję porcelanowych talerzy. Kuchnia wyglądała przytulnie i staroświecko; sprawiała wrażenie miejsca, w którym babcia z rozkoszą smażyłaby konfitury z brzoskwiń. Zamontowano tu jednak najnowocześniejszy sprzęt: sześciopalnikową kuchenkę, dwie zmywarki i cztery elektryczne piekarniki. Przez środek pomieszczenia biegła wyłożona szarym granitem lada. Na belkach pod sufitem pozawieszano pęki ziół i miedziane rondle. W jednym kącie stał kominek z czerwonej cegły. Zbudowano go na pewno już po odejściu Fiony, gdyż był zbyt prostacki jak na jej gust.
Nica usiadła na jednym z wysokich stołków przy ladzie. Crystal wyjmowała z szafki filiżanki i spodeczki.
– Już ona mnie popamięta – burknęła. – Przysięgam, że długo nie ruszy się z domu ani na krok. O której uciekła?
– Musiało być chyba piętnaście po dziewiątej – wyjaśniła Nica. – O dziewiątej zgłosiła się na lekcję gimnastyki, ale powiedziała, że ma dreszcze i musi iść do pielęgniarki. Ze mną była umówiona na dziesiątą. Kiedy się nie zjawiła, odnalazłam jej współlokatorkę Amy, która powiedziała mi, że widziała, jak Leila wymyka się z plecakiem z terenu szkoły.
Crystal spojrzała na zegarek.
– Gdzie się, do diabła, podziewa?
– Mam tylko nadzieję, że Amy nie wspomniała o tym władzom szkoły – westchnęła Anica.
– Czy mogę zajrzeć do pokoju Leili? Może wpadnę na jakiś ślad.
– Oczywiście – odparła Crystal. – Drugie drzwi na prawo na piętrze.
Drzwi do pokoju Leili były zamknięte, na szczęście nie na klucz, więc bez trudu weszłam do środka. Przez chwilę stałam w progu, rozglądając się dookoła. Cały pokój utrzymany był w pastelowej tonacji. Leila znajdowała się na tym etapie rozwoju, w którym plakaty przedstawiające półnagie gwiazdy rocka ocierają się o ukochane pluszowe zabawki. Wszędzie pełno było najróżniejszych drobiazgów i pamiątek. Większość stanowiły przedmioty, które tak chętnie wręczają sobie nastoletnie panienki: kubki z dowcipnymi napisami, figurki, biżuteria, buteleczki wody toaletowej. Korkowa tablica do przypinania pełna była starych biletów, programów koncertowych i kolorowych zdjęć przedstawiających wyścigi dzieci, dziewczyny strojące głupie miny, chłopców pijących piwo, palących skręty i oddających się innym równie zbożnym czynnościom. Jak na kogoś, kto twierdzi, że nie ma przyjaciół, Leila posiadała imponującą kolekcję pamiątek. Podłoga pokoju zarzucona była ciuchami, które zwisały też z oparć krzeseł, drzwi komody, parapetu i dwóch foteli.
Szybko, lecz dokładnie zbadałam zawartość szuflad. Większa część bielizny Leili znajdowała się już na podłodze, co znacznie ułatwiło mi pracę. Zajrzałam też do garderoby. Pełno tam było starych gier, sprzętu sportowego i letnich ciuchów. Okrążyłam też pokój na czworakach, zaglądając pod krzesła, łóżko i komodę. Jedynym interesującym odkryciem było wąskie, zamykane na kluczyk metalowe pudełko schowane pod materacem. Kiedy nim potrząsnęłam, usłyszałam tylko delikatny szelest. Być może kryło zapas narkotyków. Nie miałam czasu zajmować się zamkiem, wsunęłam więc pudełko na miejsce. Przeszukawszy pokój, poczułam się trochę lepiej, choć moje starania nie przyniosły żadnych wymiernych efektów.
Wracając do kuchni, zatrzymałam się przy stoliku, na którym leżał rozłożony duży rodzinny kalendarz. Każdy miesiąc miał własną stronę ilustrowaną zdjęciami psów ubranych w stroje dla dzieci. Listopadowi przypisano cocker-spaniela w granatowym marynarskim ubranku. Pies miał wielkie brązowe oczy i sprawiał wrażenie straszliwie zawstydzonego swoim strojem.
Każdy dzień miesiąca miał swoją rubryczkę. Informacje o spotkaniach towarzyskich i innych wydarzeniach naniosły trzy różne osoby. Sądząc po charakterze pisma i naturze towarzyskich zobowiązań, doszłam do wniosku, że Leila pisze bardzo zamaszyście. Do Crystal należało eleganckie, pochylone pismo i uwagi wpisane czerwonym atramentem. Namalowane w pośpiechu niebieskim długopisem bazgroły były bez wątpienia dziełem Randa. Wszystkie notatki dotyczyły umówionych spotkań, lekcji tenisa, wizyt u lekarza i dentysty oraz cotygodniowych spotkań Griffa z rówieśnikami. Dowiedziałam się też, że na początku miesiąca audi trafiło do przeglądu. Na marginesach zanotowano numery telefonów. Co drugi tydzień zaznaczono przyjazd Leili ze szkoły. W tym tygodniu nie zaplanowano wizyty w domu, gdyż Leila była u Crystal tydzień wcześniej.
Gdzieś za mną Crystal i Nica z zapałem obrzucały nieobecną pannicę najgorszymi epitetami. Przerzuciłam kartki kalendarza, trafiając na lipiec i sierpień. Znalazłam tam czwarty charakter pisma: zdecydowane, drukowane litery, pisane czarnym atramentem. Założyłam, że są dziełem doktora Purcella, którego obecność w domu zaznaczona była aż do poniedziałku 8 września, cztery dni przed zniknięciem. Dowan zanotował informację o dwóch zebraniach zarządu, sympozjum medycznym na UCLA i meczu golfowym w klubie country. Żadna z nich nie wydała mi się szczególnie ważna, a poza tym miałam nadzieję, że policja już to wszystko sprawdziła.
– Mam już tego dość – powiedziała nagle stanowczo Crystal. – Nie wiem, dlaczego w ogóle się denerwuję. Jej przecież dokładnie o to chodzi.
– Prawdopodobnie jest w drodze do Lloyda – odparła Nica. – To do niej podobne: polecieć prosto do niego.
– Świetnie. Niech on się z nią użera. Ja mam już tego po dziurki w nosie. Jeśli nie zjawi się tu niebawem, zadzwonię na policję. Wystarczy, że poinformuję ich o nastolatce, która wymyka się spod kontroli rodziny, a będzie ugotowana na dobre.
– Ale co to da? – spytała Anica. – Wiem, że jesteś wściekła, ale kiedy mała trafi do sądu dla nieletnich, od razu tego pożałujesz.
– To ona pożałuje. To wszystko sprawka Paulie. Nie mam żadnych wątpliwości.
– Och, daj już spokój z tą Paulie. To nie ma sensu.
Wzięłam kalendarz ze stolika i podeszłam do lady, gdzie czekał na mnie kubek z kawą.
– Mogę o coś zapytać?
Crystal spojrzała na mnie trochę rozkojarzona.
– O co chodzi?
Położyłam kalendarz na ladzie i postukałam palcem w jedną ze stron.
– Leila nie przyjeżdża do domu na każdy weekend, prawda?
– W większości wypadków tak. Wymieniamy się z Lloydem, ale czasem coś nagle wyskoczy.
– Na przykład?
Crystal spojrzała na kalendarz i wskazała drugi tydzień lipca.
– Na ten weekend dostała zaproszenie od koleżanki, Sherry, która mieszka w Malibu. Jej ojciec pracuje w przemyśle filmowym i zabiera dziewczynki na wszystkie galowe premiery.
Wskazałam na weekend dwunastego września, gdy zaginął Dow Purcell.
– A ten?
– Mniej więcej to samo, tyle tylko że u innej przyjaciółki. Rodzina Emily ma ranczo w Point Dunne i sporą stadninę. Leila uwielbia jeździć konno. Z tego weekendu nic jednak nie wyszło – Emily zachorowała – i Leila wylądowała u Lloyda. Dlaczego o to pytasz?