Выбрать главу

– Ale tak się nie stało?

– Nie. I nadal nic nie wiadomo. Z tego, co mówi, nie uskarżał się na żadne dolegliwości, które mogłyby rzucić jakieś dodatkowe światło na całą tę sprawę. Żadnych kłopotów z sercem, cukrzycy, żadnych wzmianek o chorobie psychicznej. Powiedziała, że zadzwoniła do gabinetu i rozmawiała z mężem dwunastego września, tuż po lunchu. Purcell poinformował ją, że wróci do domu późno, ale nie wspominał, że wcale nie zamierza się tam zjawić. W sobotę rano wpadła w panikę. Dzwoniła do wszystkich: przyjaciół, krewnych, kolegów z pracy. Do szpitali, służby patrolującej autostrady, kostnicy – dosłownie wszędzie. Nigdzie nie znalazła ani śladu męża. Siedziałem z nią przez godzinę w domu w Horton Ravine. Purcellowie mają też dom na plaży, gdzie Crystal spędza większość weekendów. Sprawdziłem wszystko, zgodnie z procedurą. Pytałem o przyzwyczajenia doktora, o jego hobby, pracę, członkostwo w klubie country; sprawdziłem jego sypialnię, komodę, rachunki telefoniczne, wyciągi z karty kredytowej, czy ostatnio z niej nie korzystał. Przejrzałem notes z adresami, kalendarz, wszystko.

– I nic?

Uniósł palec.

– Zaraz do tego przejdziemy. W ciągu następnych tygodni sprawdzaliśmy pocztę przychodzącą do domu i biura, załatwiliśmy jej monitorowanie przez cały czas, rozmawialiśmy z jego wspólnikami, wprowadziliśmy jego nazwisko do rejestru osób zaginionych i zastrzegliśmy numer rejestracyjny jego samochodu. Musi pani jednak zrozumieć, że w tym przypadku nie mamy do czynienia z przestępstwem, więc sprawa jest czysto cywilna. Robimy co w naszej mocy, ale nie mamy żadnych dowodów sugerujących, że to poważny problem.

– Fiona powiedziała mi, że zaginął też paszport doktora.

Odessa uśmiechnął się.

– Mój też. Fakt, że żona nie może go znaleźć, wcale nie oznacza, że gdzieś przepadł. W nasze ręce wpadł natomiast wyciąg z lokaty oszczędnościowej w Mid-City Bank. I to zwróciło naszą uwagę. Wygląda na to, że w ciągu dwóch lat ktoś pobierał stamtąd gotówkę – w sumie trzydzieści tysięcy dolarów. W ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy stan konta obniżył się z trzynastu tysięcy do trzech. Ostatni raz pobrano gotówkę dwudziestego dziewiątego sierpnia. Żona doktora najwyraźniej nic o tym nie wie.

– Sądzi pan, że przygotowywał się do wyjazdu?

– Na to wygląda. W dzisiejszych czasach trzydzieści tysięcy nie jest sumą zawrotną, ale na początek wystarczy. Mógł też wyczyścić konta, o których istnieniu jeszcze nie wiemy. Zawsze istnieje możliwość, że facet lubi hazard i taka suma była mu po prostu potrzebna. Żona twierdzi, że to nie wchodzi w grę, ale mogła nic o tym nie wiedzieć.

– Moglibyśmy wrócić do sprawy paszportu? Jeśli Purcell wyjechał z kraju, czy na granicy nie zostałoby to odnotowane?

– Raczej tak. Ale oczywiście przy założeniu, że skorzystał z paszportu. Mógł przehandlować dokumenty – prawo jazdy, świadectwo urodzenia i paszport – za fałszywe, co oznacza, że mógł polecieć do Europy lub Ameryki Południowej pod innym nazwiskiem. Mógł też pojechać samochodem do Kanady i polecieć stamtąd dalej.

– Albo gdzieś się ukryć.

– Zgadza się.

– Czy w takim wypadku ktoś nie zauważyłby jego samochodu?

– Nie ma na to żadnych gwarancji. Mógł go spuścić gdzieś ze skały albo pojechać do Meksyku i tam sprzedać. Proszę zaparkować taki samochód na dworcu South Central, a przekona się pani, jak szybko zniknie.

– Jaki to był samochód?

– Czterodrzwiowy mercedes sedan, z rejestracją „Doktor R”.

– Nie wspomina pan wcale o możliwości popełnienia zbrodni.

– Bo nie ma ku temu żadnych powodów. A jeśli nawet są, to nie rzuciły mi się w oczy. Nie znaleźliśmy na przykład śladów krwi na parkingu przed domem opieki. Nie było też śladów walki lub napaści, nie można więc zakładać, że został uprowadzony siłą. Zbadaliśmy całą okolicę, odwiedzając każdy dom w pobliżu. Tego wieczoru nikt nie widział ani nie słyszał nic podejrzanego.

– Fiona twierdzi, że mógł wyjechać ot, tak sobie. Co pan o tym sądzi?

– Raczej nie skłaniałbym się ku takiej ewentualności. Dziewięć tygodni i ani słowa. W takiej sytuacji trzeba zakładać, że jednak coś się stało. Zaczynamy więc grę od nowa, szukając czegoś, co mogliśmy przeoczyć przy pierwszym podejściu.

– Czy relacja Fiony wpłynęła jakoś na charakter śledztwa?

– Pod jakim względem?

– Całe to gadanie o jego wcześniejszych samodzielnych wypadach – powiedziałam.

Odessa machnął ręką.

– To bez znaczenia. Twierdzi, że już kiedyś znikał z domu. Może tak, może nie. Nie jestem tak do końca przekonany co do jej motywów.

– Ona jednak domaga się efektów.

– To zrozumiałe; kto ich nie chce? Ale jesteśmy gliniarzami, nie magikami. Nie potrafimy dokonywać cudów.

– Czy wierzy pan w jej historię?

– Wierzę, że ją porzucił. Nie wiadomo, czy miał problemy z obecną panią P. – Urwał na chwilę. – Poznała już pani Crystal?

Potrząsnęłam głową.

Odessa uniósł brwi i potrząsnął ręką, jakby się nagle oparzył.

– To piękna kobieta. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś chciał ją porzucić.

– Ma pan jakąś teorię?

– Nie. Naszym zdaniem, jak dotąd nie mamy do czynienia z przestępstwem. A skoro nie ma zbrodni, nie ma obowiązku informowania o przysługujących podejrzanemu prawach i wystawiania nakazów rewizji, które bardzo ułatwiają nam pracę. Jesteśmy tylko zgrają porządnych facetów, która próbuje wyświadczyć tej rodzinie przysługę. Osobiście uważam, że wszystko wygląda paskudnie, ale nie powiem o tym nikomu, nawet pani.

Wskazałam na akta.

– Mogę rzucić okiem?

– Bardzo bym chciał się zgodzić, ale to sprawa detektywa Paglii, a on ma bzika na punkcie poufności danych. Nie ma jednak nic przeciwko przekazywaniu pewnych informacji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chodzi przecież o to, żeby znaleźć faceta, a to oznacza, że musimy iść na współpracę.

– Nie będzie się wściekał, jeśli porozmawiam z tymi ludźmi?

– Ma pani wolną rękę.

Odprowadził mnie do wyjścia i na koniec powiedział:

– Proszę nam dać znać, jeśli pani go znajdzie. Facet może się ukrywać, jego wola, ale nie chciałbym marnować czasu, jeśli postanowił się wybrać do Vegas i poniuchać kokainę.

– Chyba pan w to nie wierzy.

– Nie. I pani też nie.

Wracając do biura, nadłożyłam trochę drogi i wstąpiłam do banku. Wypełniłam druczek zlecenia, dołączyłam czek Fiony i czekałam grzecznie w kolejce. Kiedy dotarłam do okienka, wskazałam na numer konta wydrukowany na czeku.

– Czy mogłaby pani sprawdzić stan tego konta? Chciałabym się upewnić, że czek ma pokrycie.

Kolejna twarda lekcja od życia: nigdy nie zabieram się do roboty, póki się nie przekonam, że czek jest w porządku.

Kasjerka Barbara służyła mi pomocą od lat. Patrzyłam, jak wklepuje numer konta na klawiaturze komputera, a potem wpatruje się w ekran. Uderzyła w klawisz Enter. Stuk. I jeszcze raz. Stuk. Obserwowałam, jak przebiega wzrokiem wyświetlane na ekranie informacje.