Duńczyk zauważył przerażenie czarownika i zrozumiał, że dzieje się coś nieprzewidywalnego.
— Calvinie! — zawołała Margaret. — Czy słyszysz mój głos?
Byli już prawie na szczycie schodów; mogli rozejrzeć się po stryszku, zobaczyć wszystkie wiszące amulety. Biała kobieta, biały mężczyzna i niewolnica Ryba.
Margaret czekała na odpowiedź. Ku jej zdumieniu, nadeszła od idącego obok mężczyzny.
Słyszę cię — powiedział Calvin. Ale głos miał cichy i mówił z roztargnieniem.
— Sprowadziłam twoje ciało w pobliże twego przenikacza — wyjaśniła.
— Wyciągnij mnie stąd — poprosił głuchym głosem.
— Ty zabić on teraz — nakazał Gullah Joe. — On ciało, ona wołać z powrotem jego dusza. Zabić!
Duńczyk chwycił nóż o wiele większy od tego, który trzymał w kieszeni.
— Trzymaj go z daleka — zwrócił się do Margaret.
Zignorowała to polecenie całkowicie. Podprowadziła Calvina bliżej do wielkiego kręgu amuletów.
— Stać, ty! Nie brać on tam! — Gullah Joe rzucił w nią garścią jakiegoś proszku, ale nagła bryza dmuchnęła mu w twarz i proszek zakłuł go w oczy, aż zaczęły łzawić. — Jak ty robić takie czary?
Nie zwracała na niego uwagi. Rozsunęła amulety, żeby wepchnąć Calvina do kręgu.
— O tak — odezwał się Calvin. Mówił już swoim zwykłym głosem, choć bez zwykłej buńczuczności. — Teraz lepiej. Przyprowadź mnie.
— Stać on! — wrzasnął Gullah Joe.
Duńczyk z nożem w ręku rzucił się między amulety i białego mężczyznę.
Margaret natychmiast pchnęła Calvina z całej siły. On i Duńczyk zatoczyli się razem prosto do wnętrza kręgu, który więził Calvinowy przenikacz. Gullah Joe zawył z wściekłości i rzucił się na podłogę.
— Mam pewien kłopot, Margaret.
Słowa miały typową dla Calvina intonację. Jednak głos wydobywał się z ust Duńczyka Veseya.
— Jaki kłopot, Calvinie? — zapytała.
— Nie mogę wrócić do mojego ciała. Dobrze, że wrzuciłaś tu zapasowe.
— To nie jest zapasowe ciało — zwróciła mu uwagę Margaret. — Ktoś już z niego korzysta.
— Myślisz, że nie zauważyłem? Ale do własnego nie umiem powrócić, a bez ciała nie mogę mówić.
Margaret podeszła do Gullaha Joe.
— Co się dzieje? Dlaczego nie może wrócić do swojego ciała?
— Bo on już pół umrzeć! On ukraść ciało mój przyjaciel, on!
— Twoje ciało umiera — wyjaśniła Calvinowi Margaret. — Duńczyk wspominał o tym już wcześniej. Gnijesz.
— Oddać mu jego ciało! — krzyczał Gullah Joe.
— Więc pomóż mi wprowadzić go do jego własnego.
— Jak? On już martwy człowiek w grób!
— Wcale nie — sprzeciwiła się Margaret. — Calvinie, musisz wyleczyć swoje ciało.
— Nie wiem jak — odpowiedział Calvin. — Nigdy nie próbowałem wskrzeszać umarłych.
— Nie umarłeś. Patrz, twoja pierś unosi się i opada.
— Dobrze, próbuję, ale to nie jest skaleczony palec. Nie wiem, co trzeba…
— Czekaj! — Margaret odwróciła się, podeszła do czarownika i postawiła go na nogi. — Ty wiesz! — krzyknęła. — Powiedz!
— Co ja wiedzieć? — zdziwił się Gullah Joe, udając bezradność i pokorę. — Ty kobieta czarownik, ty złamać wszystkie te czary, ty.
Wzruszył ramionami. Margaret rozpoznała wyraz jego twarzy, rozpoznała gest: w taki sposób niewolnicy mówili swoim panom, że mogą iść do diabła. Zajrzała w płomień jego serca i zobaczyła wiele. Jednak jego wiedza pozostała przed nią ukryta.
— Wiesz, jak go wyleczyć — powiedziała głośno, patrząc mu prosto w oczy, z tak bliska, że musiał czuć na twarzy jej oddech. — Chwytałeś już przedtem dusze i wiesz, jak je oddać.
Czarownik skrzyżował tylko ręce na piersi i wpatrywał się w pustkę.
— Przepraszam, pani Margaret — wtrąciła Ryba. Przycisnęła lewą dłoń do policzka Gullaha Joe, a prawą uderzyła w drugi policzek tak mocno, że aż krew popłynęła mu z ust.
— Rozmawiaj z miłą panią! — wrzasnęła. — Ona nie jest wrogiem, słyszysz?
— On wystraszyć ja! — zawołał Gullah Joe, wskazując leżącego na podłodze Calvina. — Zabrać go na to ciało!
Ryba uderzyła po raz drugi, tak mocno, że przewrócił się, wymachując rękami. Jego warkocze rozsypały się na boki. Jakiś amulet musiał się przy tym poluzować, gdyż nagle przed Margaret otworzyła się nowa część jego duszy. Nie musiała już czekać, aż jej powie. Wzięła dwa małe słoiczki ze stołu, z każdego wyjęła solidną szczyptę proszku, weszła do kręgu amuletów i rozsypała proszek nad Calvinem.
Robiąc to, myślała o Antygonie, która sypała ziemię na ciało swego brata, mimo zakazu wydanego przez Kreona. Czy rytualnie chowam brata mojego męża? Gdybym wierzyła, że pozwalając mu umrzeć, mogę ocalić Alvina… ale wtedy straciłabym Alvina. To przecież jego ukochany młodszy braciszek, z którym bawili się przez całe dzieciństwo. Jeśli zginie, nie może to się stać z mojej ręki, nawet pośrednio. Coś takiego zniszczyłoby moje życie z Alvinem, a jego wcale by nie musiało ocalić. W płomieniu serca Alvina, który sprawdziła szybko, nie znalazła ani jednej ścieżki nieprowadzącej do zdrady Calvina. Dopóki ten chłopak żyje, Alvin nie jest bezpieczny.
A jednak właśnie z miłości do Alvina nie pozwoliła Calvinowi umrzeć. Chmurki proszku spłynęły nad jego ciałem, zostały wessane do nozdrzy… Niemal natychmiast się ożywił. Usiadł.
— Ależ jestem głodny — powiedział.
— Nie! — zawył Gullah Joe. — Wracać! Uciekać stąd! Calvin wstał.
— To jest ten drań, który uwięził mnie poza moim ciałem?
— Przez przypadek — odrzekła Margaret. — Nie rób mu krzywdy. Calvin wyciągnął rękę, skrzywił się i zachwiał.
— Wylecz się! — zawołała znowu Margaret.
Calvin stał nieruchomo, najwyraźniej robiąc coś, czego nikt inny nie mógł dostrzec.
— Z każdą chwilą czuję się lepiej — oświadczył. — To, że znowu mam w sobie przenikacz, samo mnie leczy.
W tym momencie Ryba krzyknęła przerażona. Margaret odwróciła się błyskawicznie i zobaczyła, jak Duńczyk zbliża się chwiejnym krokiem do Calvina, unosząc nóż. Ryba skoczyła mu na plecy, chwytając rękę z nożem. Oboje runęli na podłogę.
Calvin tymczasem przestał się chwiać. Stał pewnie na nogach, a kiedy odwrócił się do Duńczyka, miał już dość przytomności umysłu, by podgrzać nóż. Duńczyk krzyknął i odrzucił gorący metal.
— Ty wszedłeś w moje ciało! — wrzasnął do Calvina, trzymając przed sobą oparzoną dłoń. — Ja mam nosić to, co ty wyrzuciłeś!
Zdawało się, że Calvin w ogóle go nie dostrzega. Szukał Gullaha Joe.
— Ty przeklęty bękarcie, ty brudny czarowniku z sidłami! — wołał. — Gdzie jesteś? Mewa przeleciała przez pokój, gorączkowo trzepocząc skrzydłami. Zanim jednak znalazła otwarte okno, Calvin wyciągnął ku niej palec; spadła na podłogę. W jednej chwili ptak zniknął, a pojawił się Gullah Joe. Calvin ruszył w jego stronę; twarz wykrzywił mu straszny grymas nienawiści i gniewu.
— Calvinie, przestań! — krzyknęła Margaret. — To był wypadek! Złapali cię w pułapkę, ale nie mieli pojęcia, że to ty. A kiedy zrozumieli, jaką moc posiadasz, nie mieli wyjścia; musieli trzymać cię w niewoli ze strachu przed zemstą.
Przez chwilę Calvin przyglądał jej się w milczeniu. Potem zawrócił do kręgu, który był jego więzieniem. Kolejno zrywał z sufitu wszystkie czary, aż krąg przestał istnieć. W ciszy słychać było tylko łkanie Gullaha Joe. Kiedy jednak Calvin podszedł do mniejszego kręgu i też zaczął zrywać amulety, czarownik krzyknął w rozpaczy.