Выбрать главу

Zjeżdżalnia kontrastowała z tym widokiem. Składała się z sześciu kanałów opadających w dół, wykonanych z przezroczystego tworzywa. Każdy z nich wypełniony był do połowy osuwającym się piaskiem. Całość konstrukcji podświetlały kolorowe reflektory; raz czerwone, raz szaroniebieskie, a raz żółte. Z daleka plątanina kanałów przypominała niezwykłej piękności kwiat.

O ile ubranie wywoływało u Stile’a uczucie fizycznego i psychicznego skrępowania, o tyle widok z tego miejsca rekompensował mu wszystko. Przez chwilę podziwiał je z dużą satysfakcją.

W pojedynczych kanałach kolory sprawiały wrażenie dobranych przypadkowo, ale jako całość tworzyły zmienne formy róż, lilii, tulipanów, fiołków i gardenii. W stosownych momentach dyskretnie umieszczone rozpylacze rozprowadzały w powietrzu odpowiedni zapach. Było to dzieło prawdziwego artysty. Stile był tu już wielokrotnie, niezmiennie odczuwając podobna przyjemność.

Sheen nie zwracała najmniejszej uwagi na uroki otoczenia.

— Na miejsca — powiedziała, nastawiając starter. Włączał się zwykle w czasie do dwóch minut. Tym razem barierki otworzyły się prawie natychmiast i Sheen wskoczyła do najbliższego kanału.

Zdziwiony jej sprawnością Stile poszedł w jej ślady. Pomknęli w dół szerokim, jaskrawozielonym łukiem, a potem pierwszą pionową pętlą barwy białej pod górę, zwalniając nieco pod samym szczytem. Potem znowu w dół, nabierając szybkości.

Sheen poruszała się sprawnie. Jej ciało, wyposażone w naturalne krągłości, dobrze dopasowywało się do kształtu Zjeżdżalni. Piasek gromadził się za nią, popychając ja do przodu. Stile podążał za nią, próbując odciąć jej zapas piasku, ale miała zbyt dużą przewagę i doskonale wykorzystywała swoje możliwości.

Znał jeszcze inne sposoby rywalizacji. Trasa przebiegała właśnie przez wzniesienie o ograniczonej grawitacji, zmniejszając prędkość. Przecinała ją inna droga, kończąca się korkociągiem. Stile skorzystał z niej, śmignął w dół i już był na prowadzeniu.

Sheen wykorzystała następne połączenie i znalazła się za nim, odcinając mu dopływ piasku. Pod tym względem Zjeżdżalnia wymuszała kontakt. Położenie Stile’a stało się kłopotliwe: tarł siedzeniem o goły plastyk Zjeżdżalni. Bez piasku nie ma prędkości!

Położył dłoń na krawędzi kanału, dźwignął się i przerzucił na sąsiednią trasę. Manewr ten był niebezpieczny, niedopuszczalny dla amatorów. Tu Stile ponownie nabrał prędkości — ale stracił poprzedni rozpęd. Sheen podążała jego poprzednią trasą. Wyprzedzała go, a byli już w połowie drogi.

Stile pojął, że to nie przelewki. Dziewczyna jest dobra!

Przeskoczył, lecz ona natychmiast przeniosła się do kanału, który przed chwilą opuścił, utrzymując przewagę. No, no!

Niewątpliwie ścigała się tu wiele razy i znała wszystkie sztuczki, a pod jej słodkimi krągłościami kryło się więcej siły i sprawności niż przypuszczał. Teraz jednak on zajmował lepszą trasę, a ponieważ w jeździe prosto w dół nie miał sobie równych — wyszedł na prowadzenie. Przeskoczyła, żeby odciąć mu piasek, ale zdążył jej uciec. Nim się zorientowała, ich drogi rozdzieliły się i Stile był bezpieczny.

Ukończyli wyścig w dwóch osobnych kanałach. Wpadli do kosza na mecie jedno po drugim, witani aplauzem obserwujących ich graczy. Był to piękny wyścig, jaki odbywa się tylko raz, albo dwa razy na dzień.

Sheen wstała i otrząsnęła się z piasku.

— Nie można mieć wszystkiego — stwierdziła spokojnie.

Walczyła jednak wspaniale. Znalazła się znacznie bliżej zwycięstwa, niż ktokolwiek inny walczący ze Stile’m w ostatnich latach.

Stile patrzył jak zdejmuje maskę i szorty. Wydawała mu się oszałamiająco piękna — o wiele bardziej teraz, gdy wiedział, że jej ciało jest nie tylko kształtne, lecz również sprawne.

— Zadziwiasz mnie — powiedział.

Po takim wyścigu jego nieśmiałość była już dużo mniejsza.

Sheen uśmiechnęła się.

— Miałam taką nadzieję — odrzekła.

— O mało co nie wygrałaś — przyznał.

— Coś musiałam zrobić, żebyś mnie zauważył — odpowiedziała zalotnie.

Jeden z graczy zaśmiał się. Stile musiał mu zawtórować. Sheen udowodniła swoją wartość i teraz już wiedział, po co. Rywalizacja ułatwiła przełamanie lodów; konieczność sprostania wyzwaniu sprawiła, że miejsce nieśmiałości zastąpiła typowo męska pewność siebie.

Nawet nie musiał jej zapraszać.

Rozdział 2

SHEEN

Zachowywała się tak, jakby mieszkała z nim od dawna. Na konsolecie wyszukała zamówienie na lekki lunch, składający się z sałatki owocowej, chleba z proteiną i błękitnego wina. — Sporo o mnie wiesz — stwierdził Stile, gdy zaczęli jeść — ale ja nie wiem nic o tobie. Dlaczego… chciałaś, żebym zwrócił na ciebie uwagę?

— Jestem fanatyczką Gry. Mogłabym być w niej dobra, ale mam już mało czasu — tylko trzy lata — i potrzebuję nauczyciela. Najlepszego nauczyciela. Ciebie. Chcę osiągnąć taki poziom, żeby…

— …dostać się do Turnieju — dokończył Stile.

— Mnie zostało tyle samo czasu. Ale są przecież inni. Jestem zaledwie dziesiąty w mojej grupie… — usiłował jakoś zakwestionować jej wybór, ale mu przerwała:

— Dlatego, że nie chcesz wcześniej uczestniczyć w Turnieju — odparła. — Wejdziesz do gry w ostatnim roku służby, bo kończy się ona z chwilą przystąpienia do Turnieju. Ale mógłbyś w każdej chwili awansować na pierwszy stopień w swojej grupie. Pięć najlepszych miejsc automatycznie zapewnia przecież…

— Dziękuję za informacje — powiedział Stile z lekką ironią.

Sheen nie zwróciła na to uwagi.

— Trzymasz się w drugiej piątce już od kilku lat, na tyle nisko, żeby nie awansować, gdyby kilku najlepszych graczy wypadło lub próbowało się wycofać, a na tyle wysoko, żeby wskoczyć do pierwszej piątki, kiedy tylko zechcesz. Jesteś jednym z najlepszych graczy w twoim pokoleniu…

— Przesada. Jestem dżokejem, a nie… — wtrącił, lecz nie pozwoliła mu dokończyć:

— … i chcę się u ciebie uczyć. W zamian proponuję…

— Widzę — stwierdził Stile, muskając wzrokiem jej ciało. Jego początkowa niepewność zmieniła się teraz w przesadną śmiałość. Łączyła ich przecież Gra.

— Nie ma mowy, żebym zdołał nauczyć cię wszystkich umiejętności niezbędnych w poważnej rywalizacji, nawet gdybym miał na to sto lat, a nie trzy. Talent jest niezbędny, ale potrzeba też wieloletniej praktyki. Mógłbym prawdopodobnie doprowadzić cię do piątego stopnia w twojej grupie. Której? — 23 lata, grupa kobieca.

— Masz szczęście. Są tam zajęte tylko trzy stopnie w klasie turniejowej. Przy odpowiednim postępowaniu uzdolniona osoba mogłaby zająć jeden z dwu pozostałych. Chociaż na Zjeżdżalni poszło ci bardzo dobrze, nie jestem pewien, czy dasz radę. Nawet gdybyś zakwalifikowała się do Turnieju, twoje szanse na dalszy awans są znikome. Moje też nie są duże, dlatego korzystam z każdej okazji, żeby podwyższyć umiejętności. Wbrew temu, co powiedziałaś, jest co najmniej pół tuzina graczy lepszych ode mnie i drugie tyle tej samej klasy. Każdego roku czterech lub pięciu z nich awansuje do Turnieju, a reszta przenosi się do wyższych kategorii. To i ewentualny wpływ przypadku powodują, że mam szansę wygrania jak jeden do dziesięciu. A ty…

— Ależ ja nie liczę na to, że wygram! — zaprotestowała. — Gdybym jednak dostała się na odpowiednio wysoki stopień, żeby przedłużyć służbę o rok albo dwa…