Выбрать главу

Jego ręce poruszały się delikatnie i sprawnie, ale w mózgu panowała burza.

— Nigdy bym na to nie wpadł — stwierdził. Popatrzyła na niego.

— Na co, Stile? Odpowiedział jej pytaniem:

— Po co ktoś miałby przysyłać mi robota o ludzkich kształtach?

Nie okazała niepokoju.

— Nie mam pojęcia.

— Ta informacja powinna być w twojej pamięci. Potrzebuję wydruku.

Była nieporuszona.

— Jak odkryłeś, że jestem robotem? — Daj mi wydruk, to ci powiem.

— Nie mam prawa ujawniać moich danych.

— To będę musiał złożyć na ciebie donos do kontroli Gry — stwierdził spokojnie. — Robotom nie wolno konkurować z ludźmi, jeśli nie są bezpośrednio kontrolowane. Czy jesteś maszyną do Gry?

— Nie.

— No to obawiam się, że nie potraktują cię łagodnie. Zapis naszej Gry jest w komputerze. Jeśli złożę skargę, zostaniesz rozprogramowana.

Patrzyła na niego, nadal śliczna, chociaż już wiedział, że jest zaprogramowanym robotem.

— Wolałabym, żebyś tego nie robił, Stile.

Jak silne było to jej elektroniczne pragnienie? W jakiej formie wyraziłaby swój protest w krytycznym momencie? Panowało powszechne przekonanie, że roboty nie mogą zrobić krzywdy istotom ludzkim, ale Stile wiedział swoje. Wszystkie komputerowe urządzenia na Protonie miały zakaz dokonywania czynów, które mogłyby być niebezpieczne dla Obywateli, działania wbrew ich wypowiedzianym poleceniom oraz postępowania w sposób, który mógłby zagrozić dobru któregokolwiek z nich. Ale te ograniczenia nie dotyczyły niewolników. Normalnie roboty nie zwracały na nich uwagi, dlatego tylko, że ludzie ich po prostu nie obchodzili. Jeśli niewolnik przeszkodził robotowi w wykonywaniu obowiązków, mogła mu się stać krzywda.

Stile wszedł teraz w drogę robotowi o imieniu Sheen. — Sheen… — rzekł — od maszyna. Programował cię ktoś obdarzony specyficznym poczuciem humoru.

— Nie rozpoznaję humoru — odparła.

— Jasne. To cię zdradziło. Kiedy zaproponowałem ci remis na Zjeżdżalni, powinnaś była się z tego śmiać. To był dowcip. Zareagowałaś bez emocji.

— Emocje mam zaprogramowane jako oznaki miłości.

Oznaki miłości! Określenie rzeczywiście trafne w odniesieniu do robota — pomyślał z ironią.

— Ale nie samą miłość?

— Nie ma istotnej różnicy. Mam cię kochać, o ile mi na to pozwolisz.

Chwilowo widać nie zamierzała stosować przemocy. To dobrze, bo nie był wcale pewien, czy zdołałby uciec, gdyby go zaatakowała. Roboty miały zróżnicowane możliwości fizyczne, tak samo, jak intelektualne; wszystko zależało od ich przeznaczenia i poziomu zastosowanej techniki. Ten wyglądał na model bardzo nowoczesny, a więc naśladujący postać i charakter człowieka do tego stopnia, że siłą nie powinien przewyższać zwykłej dziewczyny. Nie miał jednak żadnej pewności.

— Muszę dostać wydruk — powiedział stanowczo.

— Powiem ci, jakie jest moje przeznaczenie, jeśli nie zdradzisz, kim jestem.

— Nie mogę ci zaufać. Próbowałaś zwieść mnie, mówiąc, że zajmowałaś się starą Obywatelką. Tylko wydruk da mi pewność.

— Po co wszystko psujesz? Moim zadaniem jest cię chronić.

— W twojej obecności czuję się bardziej zagrożony niż chroniony. Po co miałabyś mnie strzec?

— Nie wiem. Muszę cię kochać i chronić. — Kto cię wysłał?

— Nie wiem.

Stile dotknął przycisku ściennego wideo. — Z kontrolą Gry, proszę — rzekł.

— Nie! — krzyknęła Sheen.

— Rozmowa odwołana — powiedział Stile.

Najwyraźniej przemocy nie było w jej programie. Tutaj miał przewagę. Przypominało to Grę.

— Wydruk — powtórzył.

Opuściła wzrok, a potem głowę. Lśniące włosy opadły jej na ramiona, zsuwając się powoli po negliżu.

— Dobrze.

Nagle zrobiło mu się przykro. Czy rzeczywiście jest maszyną? Miał wątpliwości, ale chciał to sprawdzić.

— Terminal jest tu — powiedział, dotykając innego miejsca na ścianie. W dłoni trzymał przewód zakończony wtyczką. Niewielu niewolników na Protonie miało bezpośredni dostęp do centralnego komputera, ale Stile był jednym z najbardziej uprzywilejowanych poddanych i takim pozostanie, dopóki zachowa ostrożność i będzie dobrze jeździł konno. — Gdzie? — zapytał.

Odwróciła głowę. Sięgnęła do prawego ucha, odsunęła włosy i nacisnęła płatek ucha. Ucho przesunęło się do przodu, odsłaniając gniazdko.

Stile włączył przewód. Ze szczeliny w ścianie natychmiast zaczął wysuwać się papier z wydrukiem, zapełniony liczbami, wykresami i schematami blokowymi. Stile, chociaż nie zajmował się komputerami profesjonalnie, posiadał sporą wiedzę na temat analizy programów, zdobytą dzięki przygotowaniom do Gry. Miał też doświadczenie w analizowaniu rozmaitych ważnych czynników wpływających na wyniki gonitw. Jego pracodawca pozwolił na to, bo chciał, aby Stile stał się jak najlepszym dżokejem; miał on bowiem nie tylko sprawne ciało, lecz także giętki umysł.

Czytając wydruk, aż gwizdnął z wrażenia. Był to najwyższej klasy komputer cyfrowo — analogowy, przypominający w działaniu ludzki mózg. Posiadał niezwykle skomplikowany system sprzężeń zwrotnych pozwalających mu uczyć się na podstawie doświadczeń i reprogramować w ramach naczelnej dyrektywy. W miarę rozwoju mógł ulepszać swoje możliwości. Krótko mówiąc — miał inteligencję oraz świadomość i stanowił największe z możliwych przybliżenie człowieczeństwa.

Stile szybko skoncentrował się na głównym elemencie: dyrektywie naczelnej. Robot może kłamać, kraść i zabijać nie rozumiejąc, co czyni, ale nie może pogwałcić swojej naczelnej dyrektywy. Wybrał odpowiednie dane i wczytał je do komputera osobistego, aby dokonać analizy i streszczenia programu.

Informacja była prosta: brak zapisu pochodzenia, dyrektywa — chronić Stile’a, poddyrektywa — kochać Stile’a.

A więc powiedziała mu prawdę. Nie wie, kto ją wysłał i troszczy się tylko o jego bezpieczeństwo w sposób złagodzony przez miłość, która w tym przypadku pełniła funkcję niezbędnego dla robota zabezpieczenia. A więc maszyna darzyła go szczerym uczuciem. Mógł być tego pewien.

Stile wyjął wtyczkę, a Sheen, z lekkim drżeniem umieściła ucho na właściwym miejscu. Znów nie różniła się niczym od człowieka. Jeszcze przed chwilą Stile był bezlitosny, ale teraz poczuł wyrzuty sumienia.

Przepraszam — powiedział. — Musiałem się upewnić.

Nie spojrzała mu w oczy.

— Zgwałciłeś mnie — odpowiedziała.

Miała rację. Działał wbrew jej rzeczywistej woli, zrobił to siłą, wymuszając udzielenie informacji. Istniało nawet fizyczne podobieństwo w tym określeniu: włączenie sztywnego zakończenia przewodu do intymnego otworu, wzięcie czegoś, co należało wyłącznie do niej.

— Musiałem się upewnić — zaczął się tłumaczyć. Jestem bardzo uprzywilejowanym niewolnikiem, ale tylko niewolnikiem. Po co miałby ktoś wysyłać kosztownego robota, żeby pilnował człowieka, któremu nic nie grozi? Nie mogłem dać ci wiary bez sprawdzenia, zwłaszcza, że to, co mi powiedziałaś na początku, okazało się nieprawdą.

— Zgodnie z programem mam się zachowywać jak prawdziwa dziewczyna! — wybuchnęła. — A prawdziwa dziewczyna chyba nie przyznałaby się, że zbudowano ją w warsztacie, co?

— No, tak… — przyznał. — Ale jednak…

— Najważniejsza jest moja naczelna dyrektywa. Mam oczarować jednego mężczyznę — ciebie, kochać go i zrobić wszystko, żeby mu pomóc. Zostałam upodobniona do kobiety, którą kiedyś znałeś, na tyle, żebym stała się dla ciebie atrakcyjna…