Выбрать главу

— Nie jestem taki pewien, Sheen. Przyszłaś do mnie bez złych zamiarów, ale z niewłaściwym programem.

— Dziękuję — odparła z iście nierobocią ironią.

— Przypuszczałam, że skorzystasz z tego, co zostanie ci zaoferowane, a teraz już wiem, że poszłam na łatwiznę. Co ja teraz zrobię? Nie mam dokąd wrócić, a nie chcę, żeby oddano mnie na złom. Mogłabym działać jeszcze przez wiele lat, zanim zużyją się moje części.

— Co ty mówisz? Przecież zostaniesz ze mną. Nie zrozumiała.

— Czy to jest dowcip? Czy powinnam się śmiać? — Mówię najzupełniej serio — zapewnił.

— Dlaczego?

— Zgodnie z twoją logiką, nie jestem rozsądny, ale istnieją jednak powody takiej decyzji.

— Żeby ci służyć? Możesz tego ode mnie zażądać, tak jak wymogłeś podanie wydruku. Jestem do swojej dyspozycji, ale zaprogramowano mnie do innych celów.

— Niewolnicy nie mogą mieć służących. Zgadzam się, abyś realizowała swoją dyrektywę.

— Ochrona i romans? To nielogiczne. Nie należysz do tych, którzy używaliby maszyny w którymkolwiek z tych przypadków.

Wyglądało jednak, że nabrała odrobinę nadziei. Stile zdawał sobie sprawę, że wyraz jej twarzy był rezultatem procesów cybernetycznych, lecz mimo to odczuł wzruszenie.

— Za wiele zakładasz z góry. Kiedyś będę oczywiście musiał sobie znaleźć kogoś z mojego gatunku. Ale w międzyczasie zadowolę się tobą, przynajmniej dopóki nie wykryję, co to za niebezpieczeństwo, przed którym masz mnie obronić.

Kiwnęła głową.

— To logiczne. Miałam udawać twoją dziewczynę i dzięki temu przebywać przy tobie przez cały czas, nawet gdy śpisz, strzegąc cię przed zagrożeniem. Jeśli będziesz udawał, że mnie akceptujesz w tej roli, będę mogła wypełnić moje zadanie przynajmniej w tym zakresie.

— Dlaczego mam udawać? Akceptuję cię taką, jaka jesteś.

— Przestań! — krzyknęła. — Nie masz pojęcia, co to znaczy być robotem! Być zrobionym na podobieństwo ideału i nie móc mu nigdy dorównać…

Teraz Stile odczuł przypływ gniewu.

— Sheen, zapomnij o logice i posłuchaj.

Usiadł obok niej na sofie i ujął jej dłoń. Palce Sheen zadrżały w sposób najzupełniej ludzki.

— Jestem niski, chyba najniższy ze wszystkich znanych mi ludzi. Fakt ten zatruwa mi życie od urodzenia. Gdy byłem mały, dzieci śmiały się ze mnie i nie chciały się ze mną bawić, bo nikt nie wierzył, że mogę się do czegoś nadawać. Różniłem się na niekorzyść tak znacznie, że mało kto zdawał sobie sprawę, iż może mi być z tego powodu przykro. Jeszcze gorzej było w okresie dojrzewania — żadna dziewczyna nie chciała chłopca niższego od siebie. Gdy dorosłem, problem stał się bardziej nieuchwytny, co być może jest jeszcze gorsze. Ludzie przykładają wielką wagę do wzrostu. W ich opinii przeznaczeniem wysokich mężczyzn jest przewodzenie, a niskich błazeństwa. W rzeczywistości niscy są zdrowsi, mają lepszą koordynację ruchów, żyją dłużej, jedzą mniej i potrzebują mniej przestrzeni niż wysocy. Z tego wszystkiego korzystam i częściowo dzięki temu jestem mistrzem Gry i czołowym dżokejem. Ale niscy ludzie nie są traktowani serio. Moje zdanie nigdy nie znajdzie takiego poklasku jak opinia wysokiego mężczyzny. Gdy z kimś się spotykam i patrzę na niego, mój wzrok napotyka jego podbródek. Od razu wiadomo, że jestem gorszy. Wszyscy to wiedzą, a mnie samemu trudno jest nieraz w to wątpić.

— Ależ nie jesteś! — zaprotestowała Sheen. — A ty? No i co?

Milczała. — To nie ma nic wspólnego z obiektywizmem — ciągnął Stile. — Szacunek dla samego siebie jest subiektywny. Może opierać się na błahostkach, ale jest niezbędny jeśli chodzi o motywację. Powiedziałaś, że nie mam pojęcia, co to znaczy nigdy nie dorównywać. A przecież i od ciebie jestem niższy. Rozumiesz to?

— Nie. Jesteś człowiekiem. Już się sprawdziłeś. Głupotą byłoby…

— Głupotą? Niewątpliwie. Ale oddałbym wszystkie moje osiągnięcia w Grze, a może także i duszę za to, żeby być wyższym o dwadzieścia centymetrów i stojąc przed kimś móc spojrzeć na niego z góry. Być może ciebie stworzono na wzór mojego ideału kobiety, ale ja odbiegam drastycznie od mojego ideału mężczyzny. Ty jesteś istotą racjonalną w ramach twego programu, a ja w głębi duszy jestem nierozsądnym zwierzakiem.

Poruszyła się, ale nie usiłowała wstać. Pod delikatną materią jej ciało było niesłychanie kuszące. Jakież to oczywiste, że stworzono ją po to, by pozbawić go rozumu, sprawić, by w zaślepieniu pragnął tylko ją posiąść! Wielu mężczyzn dałoby się z łatwością w ten sposób zwieść.

— Czy zamieniłbyś swoje małe ludzkie ciało — zapytała — na duże ciało człekopodobnego robota?

— Nie.

Nad tym nawet nie musiał się zastanawiać. — Więc nie jesteś ode mnie gorszy.

— O to właśnie chodzi. Wiem, co to znaczy być niesłusznie wyśmianym, odrzuconym i skazanym na niedorównywanie ideałowi, bez nadziei na poprawę sytuacji. To istnienie ideału powoduje cierpienie. Mógłbym przedłużyć moje ciało metodami chirurgicznymi, lecz ono jest zdrowe. To moja dusza cierpi.

— Ja nie mam duszy. — Skąd wiesz? Milczała.

— Powiem ci — rzekł. — Po prostu to wiesz. Jest to częścią twojego światopoglądu. Taka wiedza nie podlega racjonalnym argumentom, więc mogę cię zrozumieć. Rozumiem wszystkich, którzy pragną czegoś, czego nie mają. Chcę im pomagać, chociaż zdaję sobie sprawę, że nikt im pomóc nie może. Oddałbym wszystko, co mam, za większy wzrost, chociaż wiem, że to szaleństwo i że nie przyniosłoby mi to żadnej korzyści. Ty zamieniłabyś logiczne myślenie, urodę i odporność maszyny na ludzkie ciało i krew. Jesteś w gorszej sytuacji niż ja i oboje o tym wiemy. Dlatego przy tobie nie czuję się zagrożony, tak jak w towarzystwie człowieka. Prawdziwa dziewczyna miałaby nade mną przewagę; musiałbym się przy niej wykazać, udowodnić, że jestem jej wart. Ale z tobą…

— Możesz mnie zaakceptować, dlatego że jestem robotem — powiedziała Sheen ze zdziwieniem — i z tego powodu czymś gorszym od ciebie?

— Chyba się wreszcie zrozumieliśmy — Stile otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

— Jeśli chcesz mnie na takich warunkach… Odsunęła się.

— Robisz to z litości! Najpierw mnie zgwałciłeś, a teraz chcesz, żebym była tym zachwycona!

Puścił ją.

— Może i tak. Naprawdę nie zawsze sam siebie rozumiem, ale nie zmuszam cię, żebyś ze mną została. Mogę też dać ci spokój, jeśli chciałabyś zostać na takich warunkach. Pomogę ci nauczyć się odgrywać rolę człowieka tak, żeby inni się na tym nie poznali, tak jak ja.

— To wolę iść na złom.

Podeszła do ekranu wideo i dotknęła przycisku.

— Poproszę kontrolę Gry.

Stile zerwał się z sofy i skoczył ku niej. Złapał ją za ramię i odciągnął.

— Rozmowa odwołana! — krzyknął w stronę ekranu. Sheen patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.

— Zależy ci — powiedziała zdumiona. — Naprawdę Stile otoczył ją ramionami i namiętnie pocałował.

— Chyba ci wierzę — powiedziała, kiedy było to już możliwe.

— Do diabła z tym, w co wierzysz! Możesz mnie nie chcieć, ale ja ciebie pragnę. Zgwałcę cię, jeśli zrobisz choć krok w kierunku wideo.

— Akurat. To nie w twoim stylu. Miała rację.

— Więc proszę cię, żebyś się nie poddawała — rzekł, uwalniając ją z objęć.

— Ja… — urwał, czując, że coś go dławi w gardle.

— Dzikie zwierzęta obudziły się w twojej puszczy i atakują? — zapytała.