Выбрать главу

— Nie od Ogiera należą się przeprosiny, lecz ode mnie — powiedziała Błękitna Pani. — Sądziłam, że człowiek ten nie jest Adeptem. Teraz wiem, że nim jest. To co zrobił, w najdrobniejszych szczegółach przypominało czary mego ukochanego, lecz…

Wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku, gdy się zawahała. Mówiła bardzo wolno:

— …mój mąż zginął z ręki Adepta. Teraz pojawia się przypominający go Adept, lecz ja wiem, że mój ukochany nie żyje. Może to być samozwaniec, twierdzący, że przybył z alternatywnego świata, podczas gdy naprawdę jest Adeptem z Phase, używającym magii do zmiany swej powierzchowności? To może przecież być ten, który zabił Błękitnego.

Teraz wszystkie głowy zwróciły się w stronę Stile’a, a wzrok wilków jak i jednorożców wyrażał niepewność i nieufność. Przeniknął go zimny dreszcz, gdy uświadomił sobie, że źle ocenił rodzaj wyzwania. Jego prawdziwym przeciwnikiem nie był Ogier, lecz Błękitna Pani, która chciała rozwiać nawet najdrobniejsze podejrzenia, że w Królestwie mógłby panować oszust. Jej pierwsza linia obrony została przełamana, ta była następna. Błękitna Pani była niebezpieczna; mógł zginąć tylko dlatego, że wypowiedziała głośno swe obawy.

Neysa parsknęła z oburzeniem. Była wściekła na Stile’a, ale mu wierzyła, lecz inni wyraźnie znowu zaczęli w niego wątpić. Przeklęta logika Błękitnej Pani!

Jak miał odpowiedzieć na to nowe wyzwanie? Tylko jedna osoba na Phase znała jego prawdziwą tożsamość — Żółta Adeptka. Lepiej jednak jej w to nie wciągać! Będzie musiał im po prostu przedstawić swoją sprawę i pozwolić innym, by ją ocenili.

— Nie jestem Błękitnym Adeptem. Jestem jego sobowtórem z alternatywnego świata. Każdy, kto chciałby i mógłby przejść przez kurtynę i zasięgnąć informacji, mógłby upewnić się co do mojego tam istnienia. Jestem we wszystkim podobny do Błękitnego Adepta, lecz brak mi jego doświadczenia. Nie jestem ani oszustem, ani mężem tej damy. Możecie nazywać mnie bratem Błękitnego. Proszę o wybaczenie tych z was, którzy omylili się; nie było moim zamiarem wprowadzanie was w błąd. ( Ciągle jeszcze dziwnie się czuł, używając formy ;,wy”, ale taka była prawidłowa liczba mnoga ) Gdybym był innym Adeptem, nie miałbym powodu, by przebierać się za Błękitnego, założyłbym własne królestwo; dowolnego koloru. Siła mojej magii jest prawdziwa. Dlaczego miałbym przybierać inną postać niż moja własna?

Wszyscy słuchali z uwagą. Wydawało się, że ich przekonał.

Głos zabrała Błękitna Pani:

— Spodziewałam się, że Adept — morderca będzie miał przygotowaną jakąś pozornie wiarygodną opowieść. Nie dziwi mnie, że przybywa jako wybawca i zabójca golema, którego wcześniej sam tu przysłał, by łatwiej uzasadnić swoje pretensje. Rozumiem też, dlaczego naśladuje rodzaj magii, typowy dla Błękitnego. Dlaczego miałby to robić, pytacie? — otóż mogą być dwa powody: po pierwsze, by ukryć morderstwo, które popełnił; po drugie, by zdobyć rzeczy, które należały do Błękitnego.

Kurrelgyre zwrócił się ku niej, ze zmarszczonym czołem: — Adept mający taką moc, stworzyć mógłby dla siebie własne królestwo, równie piękne jak to, a bez tylu kłopotów.

— Nie całkiem — odparła ostro.

— A co takiego tu jest, czego mógłby pragnąć inny Adept i czego nie potrafiłby wyczarować?

Pani zarumieniła się na twarzy, zawahała się, lecz musiała odpowiedzieć:

— To o mnie chodzi. Wielu twierdzi, że jestem piękna… — Trafne określenie! Zaiste piękna — potwierdził Kurrelgyre. — To może być motywem. Czy jednak nie pragniesz, Pani, aby ktoś honorował czyny Błękitnego i utrzymał królestwo w porządku i bezpieczeństwie?

— Przyjąć do tego królestwa człowieka, który zamordował mego ukochanego? — spytała, gniewnie błyskając oczami. — Nie oddam mu tego dziedzictwa. Fałszywy Adept może mnie zniszczyć swą magią, tak jak to uczynił z mym panem, ale nigdy nie otrzyma jego władzy i przywilejów.

Kurrelgyre odwrócił się do Stile’a:

— Wierzę ci, przyjacielu, ale Pani też ma rację. Magia Adeptów niedostępna jest umysłom prostych zwierząt, takich jak my. Nie potrafię wskazać bezpośredniego związku pomiędzy sobowtórem Błękitnego na Protonie i tobą. Sobowtór też może został zamordowany, a ty jesteś wytworem magii, naśladującym Błękitnego. Wszyscy możemy się mylić i dopóki nie sprawdzimy twej tożsamości…

Stile zdumiał się.

— Jeśli ani moje oblicze, ani magia nie mogą jej przekonać, a nie przyjmuje ona mego słowa…

— Czy mógłbym zadać dwa pytania? — zaproponował ostrożnie Hulk.

Stile roześmiał się gorzko:

— I tak mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Dorzuć i swoje.

— Czym wyróżniał się Błękitny Adept, oprócz swego wyglądu i magii?

— Uczciwością — odparła pospiesznie Pani. — Nigdy nie kłamał i nie oszukiwał. Ani razu w życiu.

— Ten też nigdy nie kłamie — zauważył Kurrelgyre. — To jeszcze trzeba udowodnić — odparowała Pani. Wilkołak wzruszył ramionami.

— Tylko czas może to pokazać. Czy nie było jeszcze czegoś, co łatwiej poddawałoby się weryfikacji.

— Jazda konna — rozjaśniła się Pani. — Na Phase tylko ja mogłam mu dorównać. Tak bardzo kochał zwierzęta, a zwłaszcza konie…

Zamilkła, ogarnięta emocją.

— Zdobyć miłość takiej kobiety! — pomyślał Stile. — Jej mąż nie żyje, a ona wciąż broni go z całych sił. Ma rację: inny Adept mógłby jej zapragnąć — i to nie tylko dla urody — i zrobić wszystko, by ją zdobyć.

Kurrelgyre spojrzał na Stile’a.

— Jak dobrze, waść, jeździsz konno?

— Mogę na to odpowiedzieć — wtrącił się Hulk. Stile jest najlepszy na Protonie. Wątpię, by ktoś mógł mu dorównać.

Pani wyglądała na zaskoczoną.

— Ten człowiek umie jeździć? Bez siodła na dzikim rumaku? Chętnie bym to sprawdziła.

— Nie — odparł Hulk.

Spojrzała na niego, marszcząc brwi.

— Strzeżesz go, by nie wydało się, jak słabym jest jeźdźcem?

— Chciałbym tylko, żeby problem ten został rozwiązany prawidłowo — powiedział Hulk. — Widzieliśmy przecież, że nie do końca przemyślana próba niczego nie rozwiązuje. Tak było z demonstracją magii przez Stile’a. Sądząc po wynikach, równie dobrze mógłby niczego nie robić. Zmuszać go teraz do próby w jeździe konnej, gdy jest ranny i osłabiony?

— W tym rzecz — zgodził się Kurrelgyre. — Ale ten dowód…

— Przejdźmy do drugiego pytania — ciągnął Hulk. Czy spór dotyczy Stile’a i Błękitnej Pani, czy też Pani i klaczy?

Obie, kobieta i klacz; spojrzały na siebie zaskoczone. Kurrelgyre mruknął z uznaniem.

— Słusznie mówi — zauważył i zwrócił się do Stile’a. — Pani i klacz rozstrzygnąć muszą tę sprawę między sobą Obie mają do ciebie prawo. Jeśli udowodnisz, że jesteś Błękitnym Adeptem, jedna z nich będzie cierpieć.

To, co mówił, nie podobało się Stile’owi. Ogier zatrąbił zza ogrodzenia.

— Tylko najlepszy z jeźdźców jest zdolny okiełznać jednorożca — przetłumaczył Clip. — Ten człowiek pokonał Neysę, więc uznajemy go za Błękitnego Adepta.

Stile zdumiony był nagłą zmianą stanowiska Ogiera. — Skąd możecie wiedzieć, że ja…

— Widzieliśmy to — oznajmił Clip. — Dopingowaliśmy Neysie, by pozbyła się ciebie, ale nie taję, że tak się nie stało. Przyznajemy, że bez względu na to, kim jesteś, uznać cię trzeba za najlepszego jeźdźca wśród ludzi.

— A gdyby Neysa zamieniła się w. świetlika…?