Выбрать главу

— Zapominasz, że ta planeta posiada monopol na protonit — paliwo Wielkich Podróży Międzyplanetarnych.

— Jakże mogłabym zapomnieć! — popatrzyła na niego znacząco.

— Czy jesteśmy tu sami? — spytała po chwili. — Nie.

— Pozwól jednak, że o coś cię zapytam. Widzisz, ktoś mnie do ciebie przysłał, więc musisz być w jakiś sposób zagrożony. Czy nie sądzisz, że mogłabym być dla ciebie prezentem od twojego pracodawcy?

Stile strzelił palcami.

— Który nie pofatygował się, żeby mi o tym powiedzieć? Wiesz co, lepiej to sprawdzę, bo jeśli nie jesteś od niego… Kiwnęła głową.

— Wtedy jest to sprawka innego Obywatela. Jaki mógłby mieć powód, żeby cię chronić i przed czym? A jeśli to jakiś spisek? Och, Stile, ja nie chcę być sprawczynią…

— Muszę go spytać — powiedział stanowczo Stile, a potem odezwał się z szacunkiem:

— Panie.

Zapanowała cisza. Po chwili odezwał się ukryty w żywopłocie głośnik.

— Tak, Stile?

— ’Panie, podejrzewam zagrożenie z prawdopodobieństwem jak jeden do dwóch, skierowane przeciwko mnie albo twoim koniom. Czy mogę zadać pytanie?

— Słucham — w głosie niewidzialnego rozmówcy zabrzmiało zniecierpliwienie.

— Panie, towarzyszy mi człekopodobny robot, zaprogramowany tak, żeby strzec mnie przed niebezpieczeństwem. Czy został on przysłany przez ciebie?

— Nie — padła odpowiedź.

— W takim razie uczynił to inny Obywatel. Przypuszczam, że któryś z konkurentów zakamuflował w ten sposób bombę…

— Nie! — zawołała z przerażeniem Sheen.

— Zabierz to od moich koni! — rozkazał Obywatel. — Sheen, zsiadaj i biegnij! — zawołał Stile — uciekaj od nas, aż wezwie cię straż.

Zeskoczyła z siodła i pobiegła między drzewami. — Panie — odezwał się znowu Stile.

— O co chodzi’? — zniecierpliwienie rozmówcy wzrosło. — Proszę, niech się z nią obejdą łagodnie. Ona nic nie wie.

Cisza. Obywatel skoncentrował się teraz na działalności straży. Jeśli będzie to fałszywy alarm, zostanie zbesztany za to, że sprowadził tu Sheen bez sprawdzenia. Może jednak dziewczyna wróci w całości? Pracodawca zdawał sobie sprawę z roli, jaką odgrywa w zawodach psychika jeźdźca, podobnie jak Stile brał pod uwagę humor konia. Nie było sensu denerwować dżokeja przed gonitwą.

Ale jeśli Sheen rzeczywiście stanowiła zagrożenie? Mogła przecież mieć wmontowane jakieś materiały wybuchowe, o których nie wiedziała.

Czekał dziesięć minut. Konie niecierpliwiły się, wyczuwając jego zdenerwowanie. Niewątpliwie postąpił głupio. Powinien był od razu spytać się pana, gdy tylko zrozumiał, że Sheen jest robotem. Gdyby nie zaślepienie uczuciem prawdopodobnie na to liczono — natychmiast zdałby sobie sprawę, że pułapka umieszczona w robocie obraca w niwecz naczelną dyrektywę chronienia go przed zagrożeniem. Sheen nie mogłaby go ustrzec przed nieoczekiwaną zagładą. A teraz naraził ją na kolejny gwałt…

— Jest czysta — stwierdził głos w głośniku. — Sądzę, że autorem tego żartu jest któryś z moich przyjaciół. Czy chcesz ją zatrzymać?

Tak, panie — Stile odczuł ogromną ulgę. Obywatel był nastrojony łaskawie.

Po chwili wśród roślinności pojawiła się Sheen. Wyglądała tak samo, ale gdy znalazła się przy nim, wybuchnęła płaczem.

Stile zeskoczył z konia i wziął ją w ramiona. Tuliła się do niego zrozpaczona.

— To było straszne — wyszlochała. — Prześwietlili mnie, zdjęli mi głowę, rozłożyli na części moje ciało…

— Straż jest bardzo sprawna — zgodził się Stile. — Przecież złożyli cię z powrotem, wyglądasz dokładnie tak samo jak przedtem — dodał uspokajająco.

— Ależ skąd! Powtórne spawy są zawsze słabsze i chyba uszkodzili mi zasilanie — skarżyła się żałośnie. — Mówiłam wczoraj o gwałcie, ale chyba nie zdawałam sobie sprawy, co to jest naprawdę!

To miało być łagodne obchodzenie się? Gdyby Stile nie wstawił się za nią i gdyby sam nie stanowił wartości dla Obywatela, Sheen poszłaby prosto na złom! Nikomu nawet nie przyszłoby do głowy zastanawiać się nad jej uczuciami. Kto by wpadł na to, że robot może ich doznawać? Szczęśliwie okazało się, że nie ma w niej żadnych niespodzianek, więc mu ją zwrócili. I tak miał szczęście.

— Dziękuję, panie.

— Wygraj tę gonitwę — usłyszał z głośnika.

No i proszę, nawet nie starał się udawać. Jeśli Stile nie będzie przydatny, też zostanie wyrzucony jak bezużyteczny przedmiot. Musiał wygrywać!

— Wstawiłeś się za mną — zauważyła Sheen, ocierając palcami oczy. — Uratowałeś mnie.

— Lubię cię — odparł bez wahania. — A ja ciebie kocham. Stile, ja nigdy…

Zamknął jej usta pocałunkiem. Po co rozmyślać o tym, co niemożliwe? Lubił ją i szanował, ale oboje doskonale wiedzieli, że człowiek o zdrowych zmysłach nie jest w stanie pokochać maszyny.

Wsiedli na konie i kontynuowali przejażdżkę pośród bujnej roślinności. Minęli uroczą, ozdobną fontannę z kamienną rybą, z której wypływał strumień i wzdłuż jego brzegu pojechali w kierunku lśniącego stawu. Sheen zatrzymała się, aby przejrzeć się w wodzie i sprawdzić, czy nie została w jakiś sposób uszkodzona. Nie ufała umiejętnościom strażników.

— Dwa razy oskarżyłem cię fałszywie — powiedział Stile z poczuciem winy.

— Nie, Stile. Za drugim razem zrobiłam to sama. Oprócz zaprogramowanej dyrektywy nakazującej cię strzec, mogłam mieć przecież zamontowaną, czysto mechaniczną pułapkę, która zrobiłaby ci coś złego, albo mogłaby zagrażać Obywatelowi, gdyby znalazł się dostatecznie blisko. Trzeba było to sprawdzić!

— Mimo to jestem winien — stwierdził. — Wprawdzie jesteś maszyną, ale dotyczą cię pewne prawa etyczne, nawet jeśli nie są spisane w żadnym kodeksie. Niepotrzebnie zostałaś tak potraktowana. Gdybym wykazał się dostateczną czujnością, nie wpuściłbym cię na teren posiadłości mojego pana, dopóki… — przerwał, szukając stosownych słów. — Nie musiałabyś przez to przejść, gdybym był bardziej przewidujący.

— Na pewno nie — zgodziła się. — Masz miły zwyczaj dbania o zwierzęta i maszyny — dodała, uśmiechając się blado.

Po chwili opanowała się i wskoczyła na grzbiet Molly.

— Hej! Galopem!

Ruszyli. Konie ogarnął duch współzawodnictwa z cwału przeszły do pełnego galopu, udając, że się ścigają. Napięcie związane z poszukiwaniem bomby minęło i teraz musiały wyładować nadmiar energii. Mijali kwietne arkady i zagajniki — cudowny, miniaturowy świat pod kopułą, ale już nie zwracali na niego uwagi. Przez chwilę byli wolni wszyscy czworo — pędząc przez swój własny świat, w którym w doskonałej harmonii istnieli tylko oni: kobieta i mężczyzna, ogier i klacz. Cztery istoty, zmierzające do tego samego celu.

Zakończyli należną koniom porcję ćwiczeń i Stile przekazał je stajennemu.

— Przejdź się jeszcze trochę z Toporem — poprosił. Jest w dobrej formie, ale dzisiaj bierzemy udział w gonitwie, a Molly daj coś dobrego, sprawiła się znakomicie — dorzucił na zakończenie.

— To wszystko? — spytała Sheen, gdy wyszli. — Masz teraz wolne?

— Dopóki wygrywam, mój czas należy do mnie — powiedział. — Koń jest gotowy — mam duże szanse na wygraną. Może nawet nie dostanę reprymendy za niedbałość, chociaż Obywatel wie, że zdaję sobie sprawę, iż na nią zasłużyłem. Teraz ja muszę przygotować się do zawodów.

— A w jaki sposób?

— Zgadnij? — zapytał, ściskając jej dłoń.

— Czy jest to zgodne z przepisami? — To zależy, jakie są przepisy.