Выбрать главу

– Rozumiem. – Podała mu swoją wizytówkę. – Proszę do mnie zadzwonić, gdyby pan sobie coś przypomniał. I to od razu. Pora nie jest istotna.

– Tak, oczywiście.

Parkingowy podszedł do jaguara, żeby wziąć kluczyki od samochodu.

– I jeszcze jedno! – zawołała za nim. – Kto z panem wczoraj pracował?

Zatrzymał się i obejrzał przez ramię.

– Danny Witt.

Stacy patrzyła na niego przez chwilę, a potem odwróciła się, słysząc swoje imię. Mac zdążał w jej kierunku.

– No i co? – zapytała.

– Jeśli nawet doktor Westbrook tu się zatrzymał, to nie wstawiał samochodu na hotelowy parking. Dowiedziałaś się czegoś?

– Andrew pamięta tego faceta z windy, ale nie widział jego twarzy.

– Cholera! Prawdziwy Houdini.

– Nie, jest tylko bardzo sprytny. – Wsiedli do forda. Stacy sprawdziła czas. – O której przylatuje mąż tej Vanmeer?

– Dokładnie o dwudziestej drugiej czterdzieści dwie. Lot numer 1362. Krajowy.

Pojechali w stronę lotniska. Ruch powoli malał i drogę, która zwykle zajmowała czterdzieści minut, pokonali w dwadzieścia. Mieli jeszcze czas, żeby kupić sobie hot dogi i colę.

Stacy skończyła jedzenie akurat w momencie, kiedy zapowiedziano lot z Miami.

Drugi mąż Elle Vanmeer opuścił samolot jako jeden z pierwszych. Miał miejsce w klasie biznesowej. Można się było tego spodziewać po kimś, kto zajmował się ropą i nowymi technologiami.

Towarzyszyła mu śliczna blondynka, pewnie ze trzydzieści lat od niego młodsza. To również nie zdziwiło Stacy. Oboje wyglądali tak, jakby ostatnio tylko wylegiwali się na słońcu i pili szampana.

Stacy wyjęła odznakę i zastąpiła im drogę.

– Pan Hastings?

Zatrzymał się. Spojrzał na jej odznakę, później zlustrował blachę Maca. Rysy mu się lekko wyostrzyły.

– Tak, jestem Charles Hastings. Czym mogę służyć?

– Porucznik Killian z policji w Dallas. A to mój partner, podporucznik McPherson. Chcieliśmy zadać panu kilka pytań.

– Na jaki temat?

– Możemy przejść na bok? Wyglądał na poirytowanego.

– Poczekaj na mnie przy bagażach, kochanie – powiedział do blondynki. – Zaraz tam przyjdę.

Skinęła głową, posłała Stacy złe spojrzenie i ruszyła we wskazanym kierunku. Pozostała trójka przesunęła się trochę na bok.

– Chodzi nam o pana byłą żonę.

Zrobił zdziwioną minę i potrząsnął głową. Zrozumiała, że miał ich kilka.

– Elle Vanmeer.

– Elle? – prychnął. – Co z nią?

– Kiedy ostatnio pan z nią rozmawiał?

– Nie mam pojęcia.

– Nie pamięta pan, kiedy ostatni raz rozmawiał z byłą żoną? – powiedziała Stacy. – To bardzo dziwne.

– Pani pytania są jeszcze dziwniejsze. No, w co się wpakowała?

Taka postawa nie spodobała się Stacy.

– Jeśli pan woli, możemy pojechać do nas, na policję.

– Proszę zadzwonić rano do mojego prawnika. Jestem zmęczony i teraz jadę do domu.

Chciał ich minąć, ale Mac go powstrzymał.

– Pańska była żona nie żyje, panie Hastings. Zamordowano ją zeszłej nocy.

Jego rysy zmieniły się na chwilę, ale momentalnie znowu się wygładziły.

– A co ja mam z tym wspólnego?

– O to właśnie chcieliśmy pana zapytać, panie Hastings – włączyła się Stacy.

Wzruszył ramionami.

– Jasne, że nic – odparł. – Przez ostatnie dziesięć dni pływałem jachtem po Zatoce Meksykańskiej. A poza tym nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tę kobietę.

Stacy zmrużyła oczy. Taka arogancja była typowa dla ludzi z pieniędzmi. I to dużymi. Wcale jej się to nie podobało.

– I, jak widzę, bardzo się pan przejął jej śmiercią. Hastings sapnął poirytowany.

– To małżeństwo było największym błędem mojego życia. Nawet nie zażądałem intercyzy! Czyste wariactwo!

– A dlaczego… – podjęła Stacy – dlaczego pan się z nią ożenił?

Zmierzył ją wzrokiem. Ocena nie wypadła chyba korzystnie.

– Elle potrafiła coś… Coś, czego nie umiała żadna kobieta…

– Coś? – powtórzyła.

– Potrafiła… potrafiła mnie zaspokoić. Myślałem, że jak się z nią ożenię, to nie będzie tego robić z nikim innym.

– Ale tak się nie stało?

– Elle to nimfomanka i nałogowa oszustka. – Spojrzał tęsknie w stronę swojej blondynki, a potem przeniósł wzrok na nich. – Posłuchajcie, Elle była samolubną suką. Jeśli nie żyje, nie będę po niej płakał.

– Dlaczego pan nie powie, co pan naprawdę myśli, panie Hastings?

– Ta rozmowa coraz mniej mi się podoba, pani porucznik.

Mac postanowił załagodzić sytuację.

– Czy wie pan, z kim mogła się spotykać?

– Nie.

– Czy miała jakichś wrogów?

– Praktycznie nie miałem z nią kontaktu od rozwodu. Ale, znając Elle, mogła wkurzyć paru facetów. Musicie popytać.

– Na pewno to zrobimy – zapewnił Mac. – Dziękujemy za rozmowę. – Podał mu swoją wizytówkę. – Proszę do nas zadzwonić, jeśli przyjdzie panu do głowy coś, co ma związek z pańską byłą żoną.

Hastings spojrzał na wizytówkę i włożył ją do kieszonki na piersi.

– Chcecie się czegoś dowiedzieć o mojej byłej żonie? Porozmawiajcie z jej chirurgiem plastycznym. Spędziła pewnie więcej czasu w jego łóżku niż w moim.

Stacy poczuła się tak, jakby zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Spojrzała na Maca, na jego pełną współczucia minę.

– Mogę już iść? – spytał Hastings.

Bez słowa skinęła głową, myśląc, że coś się może zmienić w życiu jej siostry. I to nie na lepsze.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Wtorek, 21 października 2003 r. 1. 15

Natarczywy dzwonek telefonu wyrwał Stacy z głębokiego snu. Przez chwilę macała ręką, aż w końcu znalazła słuchawkę i przystawiła ją do ucha, nie otwierając oczu.

– Tak, słucham?

– Pobudka, śpiochu. Ziewnęła i otworzyła jedno oko. Z trudem podciągnęła się na łokciu i oparła o wezgłowie.

– Pete?

– We własnej osobie. Obiecałem ci, że zadzwonię w nocy, no i masz. Wolałabyś poczekać do rana?

– Nie, nie. – Potrząsnęła głową, chcąc odgonić resztki snu. – I co tam?

– Powód śmierci – uduszenie. Bez niespodzianek, ale morderca działał z dużą siłą, znacznie większą, niż było trzeba. Są bardzo głębokie sińce i uszkodzona kość gnykowa u nasady języka. Zmarła koło jedenastej.

– A co z seksem?

– Nie, dzięki. Jestem wykończony.

– Nie bądź taki!

– Dla ciebie wszystko – zaśmiał się. – Nie, nie uprawiała seksu.

Cholera! Koniec z łatwym ustaleniem DNA mordercy, pomyślała ze złością Stacy.

– Coś jeszcze?

– Żadnych śladów po narkotykach czy alkoholu. Nie była też chora. Można powiedzieć, że gdyby jej nie zabito, byłaby zdrowa jak rydz.

– Szczęściara – mruknęła.

– Co mówisz?

– Nic, nic… Myślisz, że morderca to facet?

– Sądząc po siniakach, raczej tak. Albo jakaś bardzo silna kobieta. I jeszcze coś. Myślę, że to cię zainteresuje. Wygląda na to, że jest mańkutem. Siniaki po prawej stronie gardła były głębsze, co wskazywałoby, że ma silniejszą lewą rękę.

Stacy przełożyła słuchawkę z lewej dłoni do prawej.

– Jesteś tego pewny?

– Nie, tylko zgaduję. Wiesz, doświadczenie, te rzeczy… To mogę już jechać do domciu?

– Jeśli będę mogła rano odebrać twój raport.

– Ale nie wcześniej niż o dziesiątej.

– Dobrze, ósma trzydzieści.

– Killian!

– Nie trać czasu, tylko szybko idź spać. Inaczej będziesz jutro nie do życia. – Przycisnęła widełki i wybrała numer Maca.