– Kapitan się na to nie zgodzi.
– Zobaczymy.
– Kto zechce z tobą pracować, Stacy? Jakoś nie widzę chętnych.
Już chciała coś odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Mac miał rację. Zraziła do siebie większość facetów z zespołu.
Po chwili raz jeszcze pochylił się do niej i zniżył głos.
– Mimo wszystko będę ci mówił o tym, co się dzieje w tej sprawie. Ale nie z powodu Westbrooka czy twojej siostry. Zrobię to dla ciebie.
Oburzenie natychmiast z niej wyparowało. A także złość. Szef miał rację, zabierając jej tę sprawę. Sama powinna była z niej zrezygnować.
– Mogłeś przyjść z tym do mnie – powtórzyła jeszcze.
Mac pokręcił głową.
– Powinnaś być wobec siebie szczera. Nie wycofałabyś się sama.
Stacy pozostawiła te słowa bez komentarza.
– Co ci powiedział Witt?
– Widział wtedy sportowy kabriolet audi TT. Auto pojawiło się koło dziesiątej.
Kolejny dowód, pomyślała. Następny gwóźdź do trumny Iana.
– Wstawił go na parking?
– Nie. Zauważył ten wóz przypadkiem. Witt wyszedł zapalić poza obręb parkingu. Pracownicy hotelu nie mogą palić, kiedy goście ich widzą. Niewiele wtedy mieli roboty i prawie nie dostawali napiwków. Pamięta to auto, bo się wkurzył, że nie przyjechało na parking.
– Kto z niego wysiadł? Wysoki facet w skórzanej kurtce?
Mac pokręcił głową.
– Nie pamięta. Musiał wracać do pracy.
– Czy wie, kiedy ten samochód odjechał?
– Nie.
– Pamięta jego numery?
– Właśnie nie było żadnych, Stacy. Samochód był bez numerów, nie miał nawet informacji za szybą. Ciekawe, co?
Do licha, tak robią przestępcy, którzy planują czarną robotę. Wolą pozostać nierozpoznani, ryzykując, że służby miejskie odholują ich auto na strzeżony parking.
– Ile takich samochodów mamy w Dallas?
– Nasi ludzie już nad tym pracują. Sprawdzają też leasing i najnowsze zakupy.
Zamiast niej robił to Liberman. Ten sukinsyn!
– Skontaktujcie się jeszcze z policją drogową. Może zatrzymali kogoś, kto jechał takim kabrioletem bez numerów.
– To już zrobiłem. Czy coś jeszcze?
W jej oczach pojawił się pełen niechęci podziw.
– Świetnie.
– Zamówiłem też billingi telefonów doktora Westbrooka. Z domowego, z kliniki i komórki.
Stacy wypuściła nagromadzone w płucach powietrze. Nagle zrobiło jej się żal siostry. A także Iana.
– To wszystko?
– Nie. – Spuścił oczy. – Liberman odbiera właśnie pozwolenie na przeszukanie kliniki. Bardzo mi przykro, Stacy. Naprawdę…
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Środa, 22 października 2003 r. 19. 30
Zwinięta w kłębek Jane leżała na kanapie, a obok niej Ranger, który trzymał swój wielki łeb na jej biodrze. Chociaż miała na sobie ciepły sweter z wielbłądziej wełny, jakoś nie mogła się rozgrzać. Zrobiło jej się zimno w chwili, kiedy Stacy wyszła.
Jane zamknęła oczy, przypominając sobie słowa, które powiedziała siostrze. Dyktował je gniew. Były w nich bezpodstawne oskarżenia. A wszystko to podszyte strachem.
Wiedziała, że tak naprawdę Stacy chce jej pomóc. Przychodząc tu, udowodniła, że rodzina jest dla niej ważniejsza od pracy.
Poza tym siostra w żaden sposób nie przyłożyła się do oskarżenia Iana. Zrobiła źle, że tak na nią napadła. Źle i niemądrze.
Przecież Stacy jest jej jedyną bliższą rodziną. I mimo tego, co się z nimi działo w ciągu ostatnich lat, Jane wciąż ją kochała.
Bez namysłu sięgnęła po przenośny telefon i wybrała numer siostry. Automatyczna sekretarka odpowiedziała po trzecim dzwonku.
Jane zaczęła mówić, gdy tylko usłyszała sygnał, jakby bała się, że nie zmieści w tak krótkim czasie wszystkiego, co chciała powiedzieć.
– Stacy? Tu Jane. Chciałam cię przeprosić za to, co powiedziałam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Byłam przestraszona i nie wiedziałam… Oddzwoń, jeśli możesz. Naprawdę cię… kocham – zakończyła już po czasie. – Kocham cię, Stacy.
Wyłączyła telefon i przytuliła głowę do Rangera.
– Co się dzieje? – spytała z westchnieniem samą siebie. – Dlaczego nagle wszyscy uwzięli się na Iana? Powinni zrozumieć, że to nie ma sensu.
Ranger zaskowyczał w odpowiedzi. Potarła policzkiem o jego miękką sierść, a potem się wyprostowała.
Po raz pierwszy znalazła się w sytuacji podobnej do tych, o których nieraz czytała w gazetach. Ciąg przypadkowych zbiegów okoliczności powodował, że niewinne osoby trafiały do aresztu, a nawet były sądzone i skazywane za czyny, których nie popełniły. Czasami udawało im się wrócić do dawnego życia, ale jego część była już bezpowrotnie zniszczona.
Jane zadrżała. Nie może dopuścić, by coś takiego stało się z Ianem. Policja powinna w końcu trafić na właściwy trop i znaleźć tego, kto naprawdę popełnił te zbrodnie!
Gdyby miała w sobie choć odrobinę stoicyzmu, uznałaby to za życiowy test, któremu ona i Ian muszą sprostać.
Ale Jane nie miała filozoficznego nastawienia do życia. Przecież to było jej życie! Jej i jej męża! A w dodatku w grę wchodziło jeszcze dobro nienarodzonego dziecka.
Z przedpokoju dobiegł do niej odgłos otwieranych drzwi. Ranger szczeknął radośnie i zerwał się z kanapy. Usłyszała głos męża, który zaczął przemawiać do niesfornego psa.
Ian wrócił.
Ian ma kłopoty. Trzeba wynająć prawnika.
W jaki sposób ma mu to powiedzieć?
– Jane? – zawołał ją cicho z przedpokoju.
– Jestem tutaj.
Stanął w drzwiach. Ich oczy się spotkały. Gdy ujrzała na jego twarzy wyraz beznadziei, jęknęła cicho.
– Co się stało?
Wziął ją w ramiona i ukrył twarz w jej włosach.
– Cii, nic nie mów. Jeszcze nie.
Trzymał ją mocno. Sekundy przechodziły w minuty. Na chwilę przed tym, jak ją puścił, odniosła wrażenie, że cały drży.
Popatrzyła na jego zmiętą twarz.
– Źle się czujesz?
– Nie, tylko…
– W klinice była policja, prawda?
– Tak. Mieli nakaz rewizji.
– Nakaz rewizji? – powtórzyła ze zdziwieniem. – Mój Boże, a co spodziewali się znaleźć?
– Zabrali komputery, listy pacjentów i trochę innych papierów. Poza tym wszystko dokładnie przeszukali. Boję się, Jane.
– Ale przecież nie zrobiłeś nic złego!
– Obawiam się, że to nie mą znaczenia.
– Jasne, że ma. – Ścisnęła mocniej jego dłoń. – Jak długo byli?
– Ponad godzinę. – Cały aż się wstrząsnął. – Przesłuchiwał mnie ten partner Stacy. Chciał wiedzieć, o której byłem dziś w klinice, kiedy ostatni raz rozmawiałem z Marshą i o czym. Pytał mnie też o związki z Elle i z Marshą, a także o inne pacjentki. Pytał, czy… – urwał, jakby te słowa nie mogły mu przejść przez gardło.
– Co? Co takiego? – zaniepokoiła się.
– Kocham cię, Jane. Nie sądziłem, że potrafię aż tak mocno kochać. Wierzysz mi?
– Tak, oczywiście.
– I obiecujesz, że nie przestaniesz mnie kochać?
– Dlaczego pytasz? Boję się.
– Obiecaj. – W jego oczach zapalił się dziwny płomień. – Obiecaj, że nie przestaniesz mnie kochać niezależnie od tego, co o mnie usłyszysz.
– Obiecuję – szepnęła. – Naprawdę.
– Dzięki Bogu.
Oparł się czołem o jej czoło. Po chwili wciągnął głęboko powietrze, jakby szykował się do nadzwyczaj trudnego zadania.
– Pytał, czy to ja zabiłem Elle.
Te słowa zawisły ciężko między nimi.
Więc w końcu wylazło szydło z worka, pomyślała przerażona Jane.
Jak ten policjant mógł w ogóle pytać o coś takiego?
– Zadzwoniłem do mojego prawnika. Nie wiedziałem, co innego mogę w tej sytuacji zrobić.