– Sama nie wiem – mruknęła. – Przejrzę gazety z tamtego okresu. – Zmarszczyła brwi. – Jednak przede wszystkim musimy zdecydować, jak poważnie potraktować ten dzisiejszy incydent. Czy to głupi żart, czy groźba.
– Chcesz wiedzieć, co myślę?
– Oczywiście.
– Na razie powinniśmy potraktować to jako wybryk. Jeśli twoja siostra dostanie jeszcze jeden anonim, sprawa będzie poważniejsza. – Uniósł głowę, żeby też spojrzeć w oświetlone okna. – Jak dobrze znasz tego Teda?
– Teda? Tak sobie, chociaż pracuje z nią już od jakiegoś czasu. Jane bardzo go lubi. Czemu pytasz?
– Był tu, kiedy wróciła. Tak jak koperta. Być może to przypadek… – Mac zawiesił głos.
– Albo i nie. – Przez chwilę milczeli. Stacy była zła, że nie pomyślała wcześniej o Tedzie. Nakazywała to policyjna rutyna. – Może dowiem się, co to za typek.
– Poproszę kumpli z obyczajówki, żeby ci pomogli.
Spojrzał jej w oczy. Stacy zdziwiła się, że tak bardzo podziałało na nią to spojrzenie. Następnie przeniósł je na swój zegarek.
– Przykro mi, że muszę cię opuścić o tak wczesnej porze, ale czeka mnie ciężki dzień.
– Jedź już. Ja też zaraz ruszam.
Otworzyła drzwiczki swego wozu. Zanim jednak zdołała wsiąść, usłyszała swoje imię.
– Tak? – Spojrzała na Maca.
– Ten nasz informator, Doobie, wciąż bał się swojego kumpla. I to po tylu latach. Dlatego nie chciał powiedzieć, jak się nazywa. Twierdził tylko, że to najgorszy skurwysyn, jakiego można sobie wyobrazić.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Czwartek, 23 października 2003 r. 1. 15
Stacy siedziała za kierownicą swojej terenówki, spoglądając na piętro domu Jane jeszcze długo po tym, jak Mac odjechał. Nie włączyła silnika, chociaż było zimno i zgrabiały jej ręce.
„Najgorszy skurwysyn, jakiego można sobie wyobrazić”.
„Zrobiłem to specjalnie. Żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.
Podobnie jak informator Maca, nigdy nie mogła zapomnieć krzyku swojej siostry. Mogłaby go usłyszeć nawet w tej chwili, gdyby pozwoliła wyobraźni powrócić do tamtych wydarzeń.
Oparła się o zagłówek i zamknęła oczy. Nagle zobaczyła nie tamten wypadek czy którąś z ostatnich ofiar, ale Maca. Wyraz jego twarzy, kiedy dotykał jej włosów. Jego uśmiech. Pełne napięcia spojrzenie.
Patrzył tak, jak mężczyzna na atrakcyjną kobietę.
Była bardziej zmęczona, niż jej się wydawało. Stacy wyprostowała się i włożyła kluczyk do stacyjki. Nie, Mac nie chciał jej poderwać, a ona nie powinna być na tyle głupia, by nawet o tym myśleć. Przecież musieli razem pracować. Ubezpieczać się wzajemnie. Jakikolwiek osobisty związek byłby samobójstwem.
Przez jeden głupi wybryk zniszczyłaby swoją reputację, na którą pracowała latami. Jeśli prześpi się ze swoim partnerem, stanie się pośmiewiskiem całego wydziału. I tyle. W żaden sposób nie utrzyma się tego w tajemnicy. Takie informacje zawsze się rozchodzą. A przecież nie ma co marzyć o tym, żeby Mac się z nią ożenił.
Zła na siebie i na tęsknotę, która coraz bardziej gniotła ją w piersi, przekręciła kluczyk. Motor ożył. Popatrzyła raz jeszcze w okno siostry i powstrzymała rękę, którą sięgnęła do skrzyni biegów.
Na jasnym tle zobaczyła ciemną sylwetkę Teda Jackmana. Patrzył w jej stronę.
Poczuła mrowienie na plecach.
„Jak dobrze znasz Teda Jackmana?”.
Nie na tyle, żeby mu ufać, odpowiedziała w duchu. I nie na tyle, by pozostawić siostrę pod jego opieką.
Stacy zaklęła pod nosem i wybrała numer Jane. Siostra odebrała natychmiast.
– Jane? Tu Stacy. Jestem na dole. – Mówiła szybko, żeby Jane nie zdołała jej przerwać. – Nie powinnaś być dzisiaj sama. Zostanę z tobą, dobrze?
– Nic mi nie będzie – mruknęła niechętnie Jane. -Wciąż mam tu Teda. Powiedział, że może zostać.
– To ja powinnam być z tobą. Jestem twoją siostrą.
– Myślałam, że przede wszystkim policjantką.
– Nie, siostrą. Rodzina jest dla mnie ważniejsza. – Przy tych słowach uświadomiła sobie, że tak jest w istocie. Pal licho ściganie jakiegoś tam Doobiego! Najważniejsze, żeby Jane była bezpieczna. – Nie mam nic wspólnego z aresztowaniem Iana. I nie mogłam też temu zapobiec. Najpierw Mac nawrzeszczał na mnie za że się mieszam do tej sprawy, a potem jeszcze szef. Jane milczała.
– Tak, to prawda, że pracuję w policji – podjęła Stacy. – Ale to przecież tylko praca. A wiem, że jestem ci teraz potrzebna, nieważne, czy się do tego przyznasz, czy nie. No co, wpuścisz mnie?
Znowu cisza. Stacy już otworzyła usta, by powiedzieć siostrze, że jest głupia i uparta jak osioł, kiedy usłyszała jej cichy głos:
– Zaczekaj chwilę.
Stacy wyłączyła silnik, wysiadła z wozu i ruszyła w stronę domu Jane. Dotarła do niego akurat w chwili, kiedy siostra włączyła dzwonek domofonu. Stacy pchnęła drzwi i weszła do środka. Jane stała na górze schodów, otoczona aureolą światła. Ted schodził na parter.
Stacy odsunęła się, żeby go przepuścić. Mimo ciemności zauważyła, że patrzy na nią wrogo.
– Co takiego? – spytała.
Zatrzymał się i obejrzał, robiąc niewinną minę.
– Nic nie mówiłem.
Stacy zmarszczyła brwi. Czyżby jej się wydawało, że dostrzegła złość w jego oczach? A może Ted zdołał teraz ukryć swoje prawdziwe uczucia?
– Dziękuję, że przyszedłeś.
Patrzył na nią przez chwilę, a potem skinął głową.
– Uwielbiam Jane. Zrobiłbym dla niej wszystko. Usłyszała wyrzut w jego tonie: „Ty jesteś jej siostrą!
Dlaczego lepiej się nią nie zajmiesz?”.
Ugięła się pod ciężarem poczucia winy, ale mimo to patrzyła, jak Ted się oddala. Drzwi zatrzasnęły się za nim automatycznie. Sprawdziła je, a potem ruszyła na górę.
– Ciekawy facet – stwierdziła, kiedy dotarła do siostry.
– Bardzo lojalny.
Chce przez to powiedzieć, że ja nie jestem, pomyślała Stacy.
– Gdzie go znalazłaś? – spytała, starając się zachować neutralny ton.
– To raczej on mnie znalazł.
W głowie Stacy odezwał się dzwonek alarmowy. Mimo to olbrzymim wysiłkiem woli zdołała zachować obojętność.
– Naprawdę? Gdzie?
– Był na mojej wystawie, a później zwrócił się do mnie z pytaniem o pracę. Potrzebowałam asystenta, więc go zatrudniłam. – Zamknęła drzwi.
Stacy zaczęła głaskać Rangera.
– Sprawdziłaś go, prawda? – Stacy, daj spokój!
– Słucham?
– Nie chcę żyć w ten sposób.
– Mówię jedynie o odrobinie ostrożności…
– Nie, chcesz, żebym wszystkich traktowała podejrzliwie. Żebym spodziewała się po nich najgorszego.
Stacy klepnęła psa i wyprostowała się.
– Jak uważasz. Ale pamiętaj, że dostałaś niedawno liścik miłosny od jakiegoś psychola. Powinnaś być ostrożna.
Jane poczerwieniała.
– Przyszłaś tu, żeby mnie dręczyć?
– Nie, ale powinnaś uważać.
– Nic innego nie robię. Jestem zaszczuta, przerażona i odnoszę wrażenie, że jakaś pętla zaciska się wokół mojej szyi… Mam nadzieję, że to cię ucieszy.
Stacy wzięła siostrę za rękę i ścisnęła ją lekko.
– Ja też się boję.
Jane złagodniała, trochę się rozluźniła. Oddała uścisk, zanim wypuściła jej dłoń.
– Łóżko w pokoju gościnnym jest posIane. W komodzie są czyste ręczniki.
Pokój gościnny znajdował się na samym końcu mieszkania, daleko od sypialni gospodarzy. Stacy chciała być bliżej siostry.
– Wolałabym spać na kanapie, jeśli nie masz nic przeciwko.
Jane poszła, żeby przenieść pościel. Wróciła z nią po chwili.