Выбрать главу

– Mam też koszulę nocną, ale będzie ci pewnie sięgać do kolan – powiedziała. – Nową szczoteczkę do zębów znajdziesz w prawej szufladzie przy umywalce.

– Dzięki. – Spojrzała jej w oczy. – Chcesz pogadać, Jane?

– Nie, wolałabym odpocząć.

Stacy skinęła głową. Widziała, że siostra ledwo trzyma się na nogach.

– Śpij dobrze. Porozmawiamy rano.

Patrzyła, jak odchodzi, czując dziwną pustkę. Czy tak właśnie rozmawiają siostry? Czy tak już między nimi będzie?

Odpięła pas z pistoletem i położyła go na stoliku. Rozłożyła pościel na kanapie, a następnie włożyła glocka pod poduszkę. Poszła do łazienki, żeby trochę się odświeżyć i umyć zęby. Włożyła koszulę nocną, która sięgała jej przed kolana, i wróciła do salonu. Upewniła się, czy pistolet spoczywa pod poduszką, zgasiła światło i z westchnieniem ulgi wśliznęła się pod kołdrę.

Nie zasnęła jednak od razu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, chcąc zapamiętać rozkład cieni, a także dźwięki, które dało się tu słyszeć: ruch uliczny, tykanie starego zegara na kominku, cichy szum grzejników. Powinna być wyczulona na wszelkie anomalie, instynktownie reagować, gdyby coś się nie zgadzało.

A potem dotarł do niej płacz Jane. Szlochanie zagubionej kobiety.

Stacy zamknęła oczy, walcząc z chęcią, by pójść do niej i ją pocieszyć. Wiedziała jednak, że w tej chwili tylko Ian mógłby to zrobić.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Czwartek, 23 października 2003 r. 8. 45

Stacy już nie było, kiedy Jane zwlekła się następnego dnia z łóżka. Znalazła tylko złożoną schludnie pościel w salonie oraz kartkę i świeżo zaparzoną kawę w kuchni. Siostra pisała, że wyprowadziła już i nakarmiła Rangera i że zadzwoni do niej później, żeby sprawdzić, jak się czuje. Dopisała poza tym aż cztery numery, pod którymi mogła jej szukać w razie nagłego wypadku.

Jane wlała sobie kawy do kubka i podniosła go do ust. Ręka jej drżała. Pomyślała nawet o tym, czy jest to na pewno kawa bezkofeinowa, ale uznała, że jeśli nawet nie, to parę łyków nie powinno zaszkodzić dziecku.

Jej dziecku.

„Zrobiłem to specjalnie. Żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.

Jane odstawiła kubek tak gwałtownie, że część kawy wylała się na blat. Położyła ręce na brzuchu, by chronić nowe życie. Dziecko, które się w niej rozwijało, stało się dla niej teraz bardziej rzeczywiste. I to w zupełnie nowy sposób. Nie był to już anonimowy płód, ale część jej i Iana. Nowa osoba, która będzie kiedyś śmiać się i mówić.

I musiała za wszelką cenę ją chronić.

„Zrobiłem to specjalnie, żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.

Nie dbała o to, co myśleli Stacy i jej partner. Ten list niósł ze sobą prawdziwe zagrożenie.

Znalazł ją. Przyszedł, by dokończyć, co zaczął szesnaście lat temu.

Ale tym razem nie chodziło już tylko o nią. Miała przecież dziecko, o które musiała się troszczyć.

– Nie pozwolę, by cię skrzywdził – powiedziała. – Obiecuję.

Wylała kawę do zlewu i umyła kubek. Wstawiła czajnik na kuchenkę i wyjęła ziołową herbatę. Wyciągnęła pieczywo i ser z lodówki. Przecięła bułkę i włożyła do tostera.

Ted usiłował ją wczoraj namówić, by coś zjadła, ale odmówiła, mimo że bardzo mu się to nie spodobało. Teraz z pewnością by ją pochwalił.

Zaczęła myśleć o swoim asystencie. Bardzo jej ostatnio pomagał. Była mu za to naprawdę wdzięczna. Za to, że wczoraj od razu przyjechał. Jak by się czuła, gdyby musiała tu siedzieć sama?

Przypomniała sobie podejrzliwość Stacy i uśmiech, który pojawił się na chwilę na jej twarzy, natychmiast zniknął.

„Sprawdziłaś go, prawda?”.

Jane potrząsnęła głową. Miała olbrzymie zaufanie do Teda. Nigdy przecież nie dał jej powodów do podejrzeń. Wręcz przeciwnie.

Jednocześnie rozległ się dzwonek tostera i czajnik zaczął gwizdać. Zalała herbatę i zabrała się do przygotowywania tosta. Zaniosła wszystko na stół, wciąż myśląc o swoim asystencie. Ted też uważał, że list stanowi prawdziwe zagrożenie i że napisał go ten sam człowiek, który szesnaście lat temu próbował ją zabić.

Uznał, że to możliwe, ale nie pewne.

Jeśli jednak nie była to ta sama osoba, to kto? Zjadła kawałek tosta. Kolejny maniak? A ilu takich psycholi można spotkać w życiu?

Jane w głębi serca czuła, że to ten sam człowiek. Przecież już raz usiłował ją zabić.

Jadła bez apetytu. O dziwo, poczuła ulgę. W ten sposób potwierdziło się to, co wiedziała od początku: on zrobił to specjalnie.

Teraz wiedziała też, po co.

Skończyła śniadanie, stwierdziwszy, że mimo braku apetytu czuje się teraz znacznie lepiej.

Powinna dbać o siebie. I o dziecko. Zachować siły, by pomagać Ianowi.

Kończyła właśnie sprzątanie, kiedy zadzwonił telefon. Wrzuciła okruchy do kosza i sięgnęła po słuchawkę.

Oby to był Whit, pomyślała.

– Tak, słucham?

– Jane? Tu Dave. Chciałem sprawdzić, co u ciebie, zanim zabiorę się do pracy. Miałaś jakieś wiadomości?

Potrzebowała chwili, żeby móc odpowiedzieć.

– Nie, Whit jeszcze nie dzwonił. Myślałam właśnie, że to on.

– Mam się rozłączyć?

– Nie, będę miała sygnał, gdyby ktoś jeszcze do mnie dzwonił.

– Nic ci nie jest? Przespałaś się choć trochę?

– Tak, spałam dosyć długo. Stacy została na noc i to mi bardzo pomogło.

– Stacy?

Wyglądało na to, że jest bardzo zdziwiony. Wiele wydarzyło się od jego wyjazdu, a on nic o tym nie wiedział.

Opowiedziała, jak znalazła kopertę i co w niej było.

– Cholera jasna – zaklął Dave. – Tylko tego ci brakowało. Jakiegoś maniaka, który chce cię nastraszyć.

– Nie, Dave, to na pewno ten sam człowiek. Czuję to.

– Nie sądzisz chyba, że to on kierował tamtą motorówką szesnaście lat temu?

– Tak właśnie sądzę.

– To nielogiczne.

– Całe moje życie jest nielogiczne. A w każdym razie od tamtego momentu w osiemdziesiątym siódmym.

Nie odzywał się przez chwilę, jakby zastanawiał się, co jej powiedzieć.

– Myślisz tak z powodu swoich koszmarów. Gdybyś spojrzała na to obiektywnie…

– Nie, myślę tak, bo to prawda – przerwała mu. – Ten człowiek wrócił. I chce skończyć to, co zaczął.

– Ależ to szaleństwo!

– Nie moje.

– Uważaj, Jane – powiedział pełnym niepokoju tonem. – Nie rób z siebie ofiary. Fatalizm może być naprawdę groźny.

Ciche terkotanie na linii wskazywało, że ktoś próbuje się do niej dodzwonić.

– To może być Whit – powiedziała. – Musimy kończyć.

– Jasne. Tylko uważaj na siebie. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.

Odebrała drugi telefon. Tym razem rzeczywiście był to prawnik.

– Whit? Dzięki Bogu! Co się dzieje?

– Właśnie podjeżdżam pod twój dom. Możesz mnie wpuścić?

Pobiegła na dół, czując, że aż ciarki jej chodzą po plecach ze zdenerwowania.

– I co? – spytała na progu.

– Rozmawiałem z prokuratorem okręgowym. – Whit wszedł do środka. – Uważa, że powinien wygrać ten proces.

Jane struchlała.

– Wygrać? Przecież nic…

Whit uniósł dłoń, a potem wziął ją pod rękę i zaprowadził do mieszkania.

– Oczywiście mają słabsze i mocniejsze argumenty – zaczął wyjaśniać. – Ale policja uważa, że Ian miał romans z Elle Vanmeer, a potem ją zabił, kiedy zagroziła, że ci o tym powie.

Oparła się o ścianę, z trudem łapiąc oddech.

– To żałosne! I… i z gruntu fałszywe.

– Mają dowody, że cię zdradzał.

Jane patrzyła na niego niewidzącymi oczami. Czuła się tak, jakby jej życie należało do snu jakiegoś wariata. Potrząsnęła głową, chcąc wszystkiemu zaprzeczyć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.