– To niewykluczone – przyznał Elton. – Z tego co wiem, śmierć Vanmeer można uznać za zbrodnię w afekcie i za zabójstwo. Natomiast w przypadku Tanner ewidentnie mamy do czynienia z morderstwem z premedytacją, i to ze szczególnym okrucieństwem.
Whit spojrzał na Jane.
– Zabójstwo w afekcie tym się różni od morderstwa, że nie jest zaplanowane i nie wynika z chęci pozbycia się ofiary – wyjaśnił.
– Właśnie – zgodził się Elton. – Jeśli prokurator zdecyduje się połączyć te dwie sprawy, może sporo ryzykować. Jeśli nie da się przekonać ławy przysięgłych, że ma do czynienia z mordercą Elle Vanmeer, druga sprawa też stanie się wątpliwa. Chociaż coś mi mówi, że zażądają kary śmierci za obie te zbrodnie. I że bardzo dokładnie przygotują się do procesu. – Przerwał na chwilę. – Proponuję więc, by aż do momentu formalnego postawienia Iana w stan oskarżenia rozpatrywać najgorszy możliwy scenariusz. To znaczy morderstwo pierwszego stopnia z okolicznościami specjalnymi.
Jane słuchała obu prawników, nie bardzo wiedząc, o czym mówią. Brzmiało to trochę jak negocjacje handlowe, a chodziło przecież o życie jej męża! Pomyślała jednak, że musi nauczyć się tego wszystkiego dla dobra Iana.
– O karze śmierci decyduje się dopiero po uznaniu oskarżonego winnym – dodał Elton. – W czasie tej części procesu, która jest przeznaczona na wydanie wyroku. W Teksasie przysięgli muszą zdecydować, czy wyrok śmierci będzie odpowiedni i sprawiedliwy. Dlatego odpowiadają na następujące pytania: Czy oskarżony popełnił morderstwo z własnej woli, spodziewając się, że ofiara umrze? Czy oskarżony stanowi trwale zagrożenie dla społeczeństwa? Czy zachowanie oskarżonego było pozbawione podstaw i nie wynikało z prowokacji ofiary? Jeśli ława przysięgłych odpowie twierdząco na wszystkie trzy pytania, sędzia musi skazać oskarżonego na śmierć.
– Ale Ian tego nie zrobił – powiedziała słabym głosem. – On nie zabił tych kobiet.
Elton pochylił się do niej, a jego policzki stały się jeszcze bardziej rumiane.
– A teraz przynajmniej jedna dobra wiadomość, Jane – rzekł szczerze. – Nie muszę udowadniać niewinności twojego męża. Pozostaje niewinny aż do momentu, kiedy oskarżenie bez cienia wątpliwości dowiedzie jego winy. To oni muszą to zrobić. My musimy tylko osłabić ich argumenty. Posiać wątpliwości.
– Ale jak?- Wreszcie zaczęła kiełkować w niej nadzieja.
– Musimy sprawdzić dowody i znaleźć ich słabe strony. Jestem w tym ekspertem, zwłaszcza jeśli idzie o procesy poszlakowe. A z tego co wiem, nie zanosi się na nic innego. To prawda, że wiele osób skazano w procesach poszlakowych, ale nie reprezentowałem żadnej z nich. Będę szczery – jestem najlepszym obrońcą w tego typu sprawach.
Spojrzała na Whita, a potem na Eltona.
– Bardzo się cieszę.
– Chcę cię jednak ostrzec, że sytuacja zmieni się diametralnie, jeśli pojawią się dowody materialne. Lawa przysięgłych uwielbia dowody materialne. Ławnicy mają wtedy coś, na czym mogą się oprzeć. Badania DNA, odciski palców, naocznych świadków czy włosy lub nitki.
– Nic takiego się nie pojawi – stwierdziła twardo -ponieważ Ian tego nie zrobił.
– Więc powinno nam być łatwiej. – Złożył dłonie, a Jane uznała, że jego pucołowata twarz budzi zaufanie. – Ale być może mówię to przedwcześnie. Czy chcesz mnie zatrudnić, żebym reprezentował twojego męża?
Spodobał jej się, mimo tego, co mówił o samym procesie. Wyglądał na uczciwego człowieka. Przecież ktoś, kto przypomina Świętego Mikołaja, nie może kłamać. Mogła się założyć, że członkowie ławy przysięgłych też tak myśleli. Coś jej mówiło, że nie znajdzie lepszego obrońcy dla Iana.
– Oczywiście – odparła.
– Mam ci podać mój cennik?
– Nie interesuje mnie to. Whit twierdzi, że jesteś najlepszy, a ja mu wierzę. Chcę, żeby Ian wrócił do domu.
– Więc dobrze. – Elton wstał. – Najwyższy czas wziąć się do roboty.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
Czwartek, 23 października 2003 r. 15. 30
Więzienie Stanowe im. Jesse’ego Dawsona, gdzie przeniesiono Iana, było wielkim, ponurym budynkiem, stojącym na pustym placu. O ile zbudowany z czerwonej cegły areszt tymczasowy, mieszczący się w gmachu sądu, wyglądał pięknie i imponująco, co było zgodne z koncepcją architektoniczną, o tyle znajdujące się po drugiej stronie ulicy więzienie sprawiało przygnębiające wrażenie. Być może po to, by rodzice mogli mówić do swoich pociech: „Bądź grzeczny, bo inaczej skończysz w czymś takim”.
Jane stwierdziła, że jego wnętrze jest równie smutne, a strażnicy traktują wszystkich mechanicznie i bezosobowo, prawie niegrzecznie.
Roztarła ramiona, czując, że robi jej się zimno. Wolała poczekać na Eltona na zewnątrz, mimo paskudnej pogody. Więzienie działało na nią depresyjnie. Czuła też narastającą w niej złość.
Ian nie powinien tkwić w takim miejscu! Miała zamiar go stąd wyciągnąć, niezależnie od kosztów.
Teraz rozmawiał z nim Elton. To spotkanie powinno zająć od pół godziny do czterdziestu minut. Po jego wyjściu miała się spotkać z mężem. Pozwolono im na jedno trzydziestominutowe widzenie raz w tygodniu. Mogli rozmawiać tylko przez szybę, za pośrednictwem telefonu i w obecności strażnika.
Jane wiedziała, że brak bliskiego kontaktu będzie dla niej torturą, ale cieszyła ją myśl, że przynajmniej zobaczy Iana.
Jeszcze tylko parę minut.
Spojrzała w górę na zachmurzone niebo. Od momentu, kiedy po raz pierwszy spotkała się z Eltonem, rozmawiał on już z prokuratorem okręgowym, który miał prowadzić sprawę Iana, jak i z przedstawicielami policji. Dowiedział się, że wielka ława przysięgłych ma się zebrać dziś po południu. Prokurator zaś obiecał, że dziś jeszcze przedstawi akt oskarżenia. Poza tym nie powiedział nic więcej. Zapewnił tylko, że wszystko będzie w porządku.
Jane znowu zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Była przerażona, ale i pełna nadziei, zła i zrezygnowana. Jak to możliwe, żeby prokurator chciał oskarżyć niewinnego człowieka? Powtarzała sobie w myśli, że Elton Crane jest najlepszy i że wie, jak zająć się tą sprawą, ale wyglądało to tak, jakby w ogóle nie przejmował się problemem winy jej męża. Jane liczyła też po trochu na to, że policja znajdzie prawdziwego zabójcę i sprawa się wyjaśni.
Ale policja nie zajmowała się w tej chwili poszukiwaniem prawdziwego zabójcy, bo ten przecież siedział już w więzieniu.
Zaczęła się przechadzać, powtarzając sobie w pamięci to, co chciała powiedzieć mężowi i jak ma się zachowywać. Nie może pozwolić sobie na to, by mu pokazać, jak się naprawdę czuje. Musi udawać silną i pewną siebie. Nawet mu nie wspomni o liście z wycinkiem z gazety. To by tylko pogłębiło jego frustrację i poczucie bezsilności.
Zdecydowała też, że odwoła wystawę. Nie miała teraz na to czasu. Bez reszty musiała poświęcić się Ianowi. I dziecku.
– Jane?
Zatrzymała się i obróciła do wejścia, w którym dostrzegła potężną sylwetkę Eltona. Cofnął się i zaprosił ją gestem do środka.
– I jak się miewa? – spytała, kiedy znalazła się wewnątrz.
– Nieźle – zapewnił ją prawnik. – Bardzo chce się z tobą zobaczyć.
– Powiedziałeś mu wszystko?
– Tak. – Podprowadził ją delikatnie do oficera dyżurnego. Gdy powiedział mu, do kogo przyszła, Jane musiała się podpisać. Przeszli przez bramkę z wykrywaczem metali, a jej torebka została prześwietlona.
Elton dotknął delikatnie jej ramienia.
– Idź do Iana, a ja tutaj zaczekam. Muszę zadzwonić w parę miejsc. Może jest już akt oskarżenia.