Выбрать главу

Patrzyła na nią przez chwilę, starając się coś sobie przypomnieć. Nie miała jednak pojęcia, o co chodzi, ale pamięć nie dawała jej spokoju.

Aż wreszcie sobie przypomniała.

Przecież miała gdzieś elektroniczny notes Iana! To właśnie w nim znalazła telefon do Whita, kiedy aresztowano jej męża. Potem chyba włożyła palmtop do torebki.

Chwyciła torebkę. Z bijącym sercem zaczęła szukać tego urządzenia. W końcu wyczuła notes i szybko go wyciągnęła.

Ian uwielbiał ten gadżet. Pamiętała, jak przyniósł go do domu. Ostatni krzyk mody. PalmPilot z dostępem do Internetu oraz z możliwością przenoszenia i uzupełniania danych! Cieszył się jak dziecko. Dzięki niemu Marsha mogła informować go o zmianach grafiku. Robiła to zresztą trzy razy dziennie.

Jednak Jane wolała prostą nazwę: notes elektroniczny albo po prostu – notes. Włączyła urządzenie i niewielki ekranik rozjarzył się na niebiesko. Korzystając z elektronicznego pióra, zaczęła przeglądać terminarze spotkań męża. Sięgały aż pół roku wstecz.

Przeglądała kolejne wpisy. Marsha była naprawdę dokładna. Notowała nie tylko datę i czas, ale również informację, czy spotkanie dotyczy spraw zawodowych, a w nawiasie na wszelki wypadek podawała telefon kontaktowy.

Jednak dwa razy w miesiącu na dwie godziny blokowała czas od dwunastej do drugiej, nie podając nawet, co się wówczas działo. Brakowało jakichkolwiek informacji, choćby nazwiska lub telefonu.

Jane zmarszczyła brwi. Zaczęła przeglądać wcześniejsze wpisy. Te lunche odbywały się zwykle w środy i piątki. Rzadko w inne dni, ale jeśli nawet, to i tak liczba spotkań się zgadzała.

Zaczęła się zastanawiać, co Ian robił w czasie tych dwóch godzin. Z kim się wtedy spotykał?

Myśli, które zaczęły pojawiać się w głowie Jane, wcale jej się nie podobały. Podejrzenia sprawiały, że poczuła się fatalnie.

Mąż nigdy jej nie zdradzał. Nie. jest przecież kłamcą.

Ani tym bardziej mordercą.

Ian zapewne wyjaśniłby jej wszystko. Niestety musiałaby na to czekać aż sześć dni. A ona chciała wiedzieć wcześniej.

Odłożyła notes na biurko i zakryła oczy dłońmi. Z kim się spotykał? Co wtedy robił?

Mogła jeszcze sprawdzić adresy w notesie.

Spojrzała w stronę mrugającego lekko ekranu. Jeśli nie zaufa teraz Ianowi, może to zniszczyć ich związek. Mąż nigdy jej nie wybaczy takiej nielojalności. Poza tym bez wzajemnego zaufania nie mają co nawet myśleć o budowaniu wspólnego życia.

Czego się boisz, Jane? – pytała siebie.

Tego, że znajdziesz tu Elle Vanmeer? A może również Gretchen, Sharon i Lisette?

Z determinacją zacisnęła szczęki. Niczego się nie bała. Mąż jej nie zdradzał. Przecież kocha ją tak, jak ona jego.

Przysunęła się do biurka. Wydawało jej się, że urządzenie mruga do niej kpiąco. Zdrowy rozsądek podpowiadał, by zaczekała do następnej wizyty i zapytała o wszystko Iana. Albo przesłała kartkę z pytaniem przez Eltona…

Nie mogła czekać. Musiała poznać prawdę.

Wzięła notes i weszła w książkę adresową, w której wybrała literę V.

Pod V znajdowało się tylko jedno nazwisko wraz z adresem i telefonem. Elle Vanmeer.

Notebook wypadł jej z rąk. Jane cofnęła się, jakby ktoś ją uderzył. Odruchowo podniosła dłonie do szyi, jakby brakowało jej powietrza, Ian miał w swoim notesie nazwisko Elle Vanmeer. Dlaczego? Przecież lekarze nie wpisują nazwisk pacjentów do prywatnych książek adresowych.

Coraz bardziej drżąca, szukała jakiegoś logicznego wytłumaczenia. Przecież znał tę kobietę jeszcze z czasów, zanim się ożenił…

Nie, to nie miało sensu. PalmPilota kupił parę miesięcy po tym, jak się pobrali, po co więc wpisywałby jej namiary?

A może się po prostu przyjaźnili? Może Marsha skrupulatnie wpisała mu do nowego notesu wszystkie nazwiska z poprzedniego? To wydawało się bardziej prawdopodobne.

Ale to by znaczyło, że Ian kłamał. Przecież powiedział policji, że Elle Vanmeer była tylko jego pacjentką i że nie utrzymywał z nią osobistych kontaktów.

Jane objęła się ramionami. Policja musiała już o tym wiedzieć. Trafiły do niej przecież billingi jego rozmów, jak również książki przyjęć z kliniki, w których pojawiały się dwugodzinne dziury.

Nic dziwnego, że go aresztowali. Roześmiała się histerycznie. Nic dziwnego, że uznali ją za naiwną, oszukaną żonę.

Pochyliła się i chwyciła notes. Zaczęła przeglądać wszystkie nazwiska, zaczynając od początku alfabetu. Wiele z nich należało do kobiet, ale żadne nie wydało jej się dziwne. Nie znalazła tam ani Gretchen Cole, ani Lisette Gregory. Jeszcze jedno zostało jej do sprawdzenia…

Jednak ulga, jaką poczuła, trwała krótko. Pod L znalazła coś, co znowu wskazywało na winę Iana. Coś, co w ogóle nie powinno znajdować się w jego książce adresowej. Krótka nazwa:

La Plaza.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

Piątek, 24 października 2003 r. 15. 20

Stacy odłożyła słuchawkę i spojrzała na Maca, który siedział rozwalony na krześle koło jej biurka.

– No, uważaj. To był Pete. Ma już wyniki badań.

– I? – spytał.

– Jak przypuszczaliśmy, miała skręcony kark. Nie ma śladów aktywności seksualnej przed śmiercią. Brakuje też ran lub siniaków powstałych w wyniku samoobrony. Paznokcie czyste.

– Była pod wpływem narkotyków?

– Nie.

– Jak długo tam leżała?

– Mniej więcej trzy dni. Mac podrapał się po głowie.

– To znaczy, że mamy niezidentyfikowaną kobietę bez dokumentów czy znaków szczególnych. Nie miała też obrączki i innych osobistych rzeczy. W każdym razie nasi ludzie nic takiego nie znaleźli w tym kontenerze.

– Sprawdziłeś, czy któraś z zaginionych do niej pasuje?

– Na razie żadna. Sprawdziłem też odciski palców, |e nie mamy jej w naszym archiwum.

Stacy nie sądziła, żeby to coś dało. Ofiara raczej nie była prostytutką. Zaczęła bębnić palcami po blacie biurka.

– Była w piżamie. Na pewno znała mordercę. Zakładam, że mógł to być jej mąż albo chłopak, od którego chciała odejść. Złamał jej kark, kiedy się od niego odwróciła… i to w sensie dosłownym. Dlatego nie ma śladów walki. Ten facet wiedział, co robi. Zgon nastąpił błyskawicznie. Pewnie umarła u siebie w domu.

Mac skinął głową.

– A potem owinął ją tą plastikową płachtą, załadował do bagażnika i wywiózł do parku. Czy przesłuchania coś dały?

– Nie, nikt w okolicy nic nie widział. Typowe.

– Stacy zaczęła przeglądać swoje notatki. – Barbecue Bubby zostało zamknięte tydzień temu, od tego czasu nikt nie wybierał śmieci.

– Co wiemy o tej folii?

– Używana do prac ogrodowych, wiesz, do oczek wodnych albo żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się chwastów. Można taką kupić w każdym centrum ogrodniczym czy sklepie żelaznym.

– Inne dowody?

Stacy przerzuciła kartkę w notesie.

– Jakieś włosy, które mogą należeć do niej albo do kogoś innego, nitki z dywanu, trawa…

– Do palenia?

– Nie, do koszenia. – Zajrzała do swoich notatek.

– Ziemia.

– Ziemia? – powtórzył.

– Mhm. Ją też badają.

– Nie zajedziemy daleko, nie znając jej nazwiska – rzekł z westchnieniem. – A co z jej komórką?

– Niczego się jeszcze nie dowiedziałam.

– Skąd to opóźnienie?

– Problemy z ochroną danych osobowych – wyjaśniła Stacy. – Wiesz, jak te wielkie firmy się z tym teraz cackają. – Mac już otworzył usta, ale wyciągnęła dłoń do góry. – Zapewnili mnie, że przekażą te informacje, ale muszą mieć zgodę centrali.