Mona była tak piękna, że Jane czuła się przy niej jak kopciuszek. Miała naturalne blond włosy, niebieskie oczy i doskonałą figurę. Ian mawiał, że ma anielską twarz i diabelską duszę. Wytrzymał z nią niecałe dwa lata.
Wzięła torebkę oraz kurtkę i zamknęła Rangera w klatce w kuchni. Dopiero wtedy zeszła na dół i zajrzała do pracowni.
– Coś ciekawego? – spytała.
– Prośba o wywiad od krytyka sztuki z „Timesa”
– Z Nowego Jorku czy Los Angeles?
– Z Los Angeles. Nieźle, co?
– Pewnie. – Poczuła się pochlebiona, ale nie było jej z tego powodu przyjemnie. Tak, spotkał ją zaszczyt, wiedziała o tym, ale nie potrafiła przekonać siebie, że jest kimś ważnym.
Ted spojrzał na jej kurtkę.
– Wybierasz się gdzieś?
– Tak. – Podciągnęła torebkę wyżej na ramię. – Jadę do byłej żony Iana.
– Byłej żony? – powtórzył ze zdziwieniem. – Po co?
– Muszę z nią porozmawiać. Na osobności.
– Zaczynasz się denerwować, prawda? Tymi wszystkimi podejrzeniami, plotkami…
Jane aż poczerwieniała.
– W każdym razie nie zamierzam siedzieć bezczynnie!
– I chcesz przeprowadzić własne śledztwo – domyślił się Ted. – Czy nie powinien się tym raczej zająć adwokat, którego zatrudniłaś?
– Eltona nie obchodzi, czy Ian jest winny, czy nie. Chodzi mu tylko o to, żeby sąd uznał go za niewinnego. A ja wiem, że mój mąż tego nie zrobił!
Ted pokręcił głową.
– Chodzi ci o zdradę czy o morderstwa?
To pytanie wcale się jej nie spodobało. Było obliczone na to, by sprawić ból. Jane poczuła gwałtowny przypływ gniewu.
– Pilnuj własnych spraw!
Ted pobladł.
– Uważam się za twojego przyjaciela, a przyjaciele powinni mówić sobie prawdę. To robota dla policji i prawników.
– I mam spokojnie patrzeć, jak wrabiają w to mego męża?
Zauważyła, że Ted chce jeszcze z nią polemizować, ale w końcu zrezygnował.
– Jak uważasz – powiedział z westchnieniem.
– Potrzebuję adresu Lisette Gregory. Możesz go znaleźć?
– Lisette – powtórzył, zdziwiony nagłą zmianą tematu. – Teraz?
– Tak, koniecznie.
Wziął leżący przy komputerze zeszyt. Obejrzał się przez ramię.
– Jeśli chcesz, żebym wysłał jej jeszcze jedno zaproszenie…
– Nie. Lisette była też pacjentką Iana. Chcę z nią porozmawiać, zanim zrobi to policja.
Jego twarz pociemniała.
– To niebezpieczne, Jane. To może ci zaszkodzić jako artystce. Nie możesz teraz…
– Już podjęłam decyzję – przerwała mu. – Daj mi ten adres.
– Chcesz rozmawiać ze wszystkimi pacjentkami? Co ci to da? A jeśli któraś… – Urwał i spojrzał w bok. – Nieważne. Jesteś dorosła i wiesz, co robisz.
Zapisał adres na kartce i podał ją Jane.
– Jeśli któraś… Dokończ, Ted.
– Jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć? Poczuła się wstrząśnięta tymi słowami. Z góry założyła, że nic takiego nie nastąpi. A jeśli tak? Co wtedy?
Dotknął jej policzka. Delikatnie, tak że tylko poczuła opuszki palców.
– Wcale nie jesteś taka silna, Jane…
– Właśnie że jestem! – Odskoczyła od niego rozgniewana. – Wcale mnie nie znasz!
– Więc jedź. Baw się dobrze. Zrobiło jej się przykro.
– Przepraszam, Ted. Nie powinnam tak mówić. – Urwała na chwilę. – Ale muszę z nimi porozmawiać.
– Jak uważasz.
– I zostaniesz tu?
Spojrzał na nią uważnie. W jego oczach zagrała cała gama emocji.
– Tak naprawdę, to ty mnie nie znasz, Jane. Otworzyła usta, żeby znowu go przeprosić, ale zmieniła zdanie i szybko opuściła pracownię.
Na dworze było ładnie, ale zimno. Włożyła kurtkę i przeszła do samochodu. Mona Fields mieszkała w University Park, niedaleko prestiżowej wyższej uczelni metodystów. Dzielnica obok, Highland Park, również należała do najmodniejszych w mieście.
Bez problemu trafiła na ulicę Mony, Bryn Mawr, i odszukała dom w stylu śródziemnomorskim. Zaparkowała na ulicy i spojrzała na wypełniony azaliami, zimowitami i ozdobnymi krzewami ogród. To była prawdziwa uczta dla oczu. Nie przyjechała tu jednak po to, żeby podziwiać rośliny.
Nie zważając na swoje zdenerwowanie, od razu zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej kobieta w średnim wieku w czystym i wykrochmalonym czarnym fartuszku. Mówiła po angielsku, ale z silnym hiszpańskim akcentem. Zaprosiła Jane do środka, prosząc, żeby poczekała.
Po paru minutach pojawiła się Mona. Była ubrana w obcisłe spodnie i sweter z wycięciem. Poza tym miała kolczyki i naszyjnik z brylantami.
Jane zapomniała już, jaka jest piękna.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do niej.
– Ach, Jane. Co cię do mnie sprowadza?
– Ian – odparła krótko.
– A tak, wiem, że ma kłopoty. Biedaczek. – Wskazała salonik na prawo od wejścia. – Chodźmy tam.
Pokój był bardzo kobiecy, może tylko, jak na gust Jane, zbyt bogato zdobiony. Usiadły naprzeciwko siebie. Po chwili pojawiła się służąca.
– Czy coś podać, proszę pani?
– Nie, raczej nie. – Spojrzała na Jane, a ta pokręciła głową. Gdy służąca odeszła, Mona spytała: – Jak więc mogłabym pomóc Ianowi?
– On na pewno nie zabił tych kobiet. Mogę przysiąc. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz.
– I co dalej? Mam się za nim wstawić w sądzie?
– Tak, jeśli tylko zgodzi się na to jego adwokat.
– Przykro mi, ale policja cię uprzedziła. Jane poczuła nagłą pustkę.
– Byli tu? – niemal jęknęła..
– I to już ładnych parę dni temu.
– O co pytali?
Mona uśmiechnęła się i założyła nogę na nogę. Jane zwróciła uwagę na to, że są bardzo długie. Właśnie z takimi nogami można było wygrać konkurs piękności.
– Czy Ian był wiernym mężem. – Urwała. – A konkretniej, czy mnie zdradzał.
Jane poczuła, jak robi jej się sucho w ustach. Przypomniała sobie pytanie Teda: „Co zrobisz, jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć?”.
Mona pochyliła się w jej stronę i ponownie anielsko się uśmiechnęła.
– Wiesz, zawsze uważałam, że ten jego kutas narobi mu kłopotów. I wygląda na to, że tak się właśnie stało.
Jane aż jęknęła zaszokowana, ale Mona ciągnęła dalej słodkim głosikiem:
– W najlepszym przypadku można powiedzieć, że jest podrywaczem, ale ja uważam, że jest uzależniony od seksu. Zdradzał nie tylko mnie, ale również swoje kochanki, bo miał już na oku nowe. Chyba to wiedziałaś, kiedy decydowałaś się na małżeństwo?
Jane milczała, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Mona popatrzyła na nią z litością.
– Och, przepraszam. Więc jednak nie… – Zamilkła na chwilę. – Łudziłaś się, że będzie ci wierny… Że nie będzie cię zdradzał… – Potrząsnęła złotymi włosami. – On nawet nie zna znaczenia słowa wierność. Kutas jest jego całym życiem.
– Kłamiesz – powiedziała z trudem.
Mona nie obraziła się i tylko pokręciła głową.
– To wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Po prostu ma potrzeby, których nie możesz zaspokoić.
– To… to nieprawda. – Jane wstała i lekko się zachwiała.
Po chwili już była przy wyjściu z pokoju. Mona wyciągnęła do niej wypielęgnowaną dłoń.
– Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, co czujesz. Ja też kiedyś cierpiałam z jego powodu.
Jane obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi wyjściowych. Bała się, że lada chwila zacznie płakać. Jednak Mona dogoniła ją i chwyciła za ramię.
– Pamiętasz, jak spotkałyśmy się w Galerii Sztuki? Ian zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia. Spytał, czy nie miałabym ochoty na małe jebanko. Tak się właśnie wyraził. Za stare, dobre czasy… Powiedziałam mu, żeby poszedł do diabła. I chyba w końcu mnie posłuchał.