Sobota, 1 listopada 2003 r. 10. 15
Kiedy Jane wstała następnego ranka, zastała Stacy przy stole kuchennym z gazetą. Siostra trzymała w dłoni firmowy kubek kawy Starbucks, a Ranger spoczywał u jej stóp.
Gdy siostra weszła do środka, Stacy podniosła wzrok znad gazety.
– Cześć, śpiochu. Jak się czujesz?
Prawdę mówiąc, czuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar. Ian nie zabił tych kobiet. Wiedziała już, kto to zrobił i dlaczego. A policja powinna tylko odszukać tego człowieka i go aresztować.
– Doskonale.
– Żadnych skurczów?
– Żadnych. – Położyła dłoń na brzuchu. – Z dzieckiem wszystko w porządku.
Stacy spojrzała na zegarek.
– Jeszcze nie minęło dwanaście godzin. Powinnaś wrócić do łóżka.
Jane nie zamierzała jej słuchać. Odsunęła sobie krzesło i usiadła przy stole.
– Czuję, że to będzie chłopak.
– Naprawdę? Ciekawe, skąd to przekonanie?
– Po prostu matczyna intuicja.
– Czy nie za wcześnie? Może dałoby się to sprawdzić w pewniejszy sposób?
– USG. Zrobię je po trzecim miesiącu, chociaż nie zawsze daje się wykryć płeć dziecka. To zależy od jego ułożenia. Poza tym wcale nie chcemy tego sprawdzać.
Stacy zrobiła zdziwioną minę.
– Więc wolisz zgadywać?
– Tak jest znacznie fajniej. – Jane wskazała gazetę i kawę. – Już byłaś na dworze?
– Przeszliśmy się z Rangerem. Kupiłam ci bezkofeinową kawę z mlekiem, jeśli masz na nią ochotę.
– Naprawdę? Jesteś aniołem.
– Pewnie już wystygła. Chcesz, to ją podgrzeję w mikrofalówce.
Jane pokręciła głową.
– Nie, dzięki. Wypiję taką.
Stacy postawiła kubek na stole, a obok wyłożyła dwie bułeczki z jagodami i pączka z dziurką.
– Możesz wybrać – powiedziała, podsuwając jej serwetkę.
Jane wciąż patrzyła na siostrę…
– Strasznie ci dziękuję.
– Zaskoczyłam cię?
– I to bardzo. – Objęła wzrokiem stół. – Skąd to wszystko?
Stacy wzruszyła ramionami i sięgnęła po bułeczkę.
– Stwierdziłam, że ktoś się musi tobą zająć.
Jane sięgnęła po drugą bułeczkę, wdzięczna siostrze za wszystko, co dla niej zrobiła. Wypiła trochę kawy i zamruczała z rozkoszą.
– Jak tylko urodzę, zażądam prawdziwego szatana, wielki kubek czarnego płynu z podwójną kofeiną.
– Doceniam twoje poświęcenie. Nie wiem, czy potrafiłabym zrezygnować z kawy.
Zajęły się swoimi bułeczkami. Jadły szybko i z ogromną przyjemnością. Jane wyzbierała okruszki ze stołu, a potem spojrzała na pączka.
– Weź go – powiedziała Stacy. – Przecież jesteś w ciąży. Powinnaś jeść za dwóch, a w zasadzie za dwoje…
Wiedziały, że od aresztowania Iana Jane jadła niebezpiecznie mało.
– To prawda. Czasami o tym zapominam. Chcesz połowę?
Stacy potrząsnęła głową, więc Jane ułamała kawałek pączka i dała Rangerowi, a sama zjadła resztę. Siostra w tym czasie dopiła kawę.
– Zastanawiałaś się nad tym, o czym mówiłam ci w nocy? – spytała nagle Jane.
– Trochę. Chcę to dzisiaj powtórzyć Macowi. Jane pochyliła się w jej stronę i powiedziała z całkowitym przekonaniem:
– Jestem tego pewna, Stacy. Tak pewna, jak niczego na świecie. To ten sam człowiek.
– Wiesz, Jane… – Siostra urwała i popatrzyła na nią ponuro. – Musimy porozmawiać.
– Nie podoba mi się twój ton.
– Jeszcze mniej spodoba ci się to, co mam ci do powiedzenia. – Stacy westchnęła ciężko.
Jane popatrzyła na zmięte serwetki i kubki, w tym swój z niedopitą kawą.
– Bardzo sprytnie. Wiedziałaś, że jeśli to coś złego, to nie przełknęłabym ani kęsa.
Stacy skinęła głową.
– Zrobiłam to ze względu na dziecko – powiedziała poważnie, a potem chrząknęła. – Wiesz, wczoraj wieczorem… coś przed tobą zataiłam.
– Te twoje podchody jeszcze bardziej mnie przerażają. Lepiej od razu powiedz, co masz do powiedzenia.
– Dobrze. Mac przez długie lata pracował w obyczajów-ce. Mieli tam informatora, którego nazywali Doobie. Facet pożalił się kiedyś Macowi, że nic mu w życiu nie wychodzi. Był pewien, że zaczęło się to od pewnego zdarzenia. Doobie przyjaźnił się z chłopakiem, którego ojciec miał łódź. Pewnego dnia zamiast pójść do szkoły, wybrali się na tę łódkę. Wiesz, żeby napić się piwa i trochę popływać… – Spojrzała siostrze w oczy. – I ten drugi chłopak specjalnie najechał na dziewczynę w wodzie.
Jane patrzyła na nią przez chwilę z otwartymi ustami. Powoli docierało do niej znaczenie tych słów.
A więc jednak miała rację.
„Zrobiłem to specjalnie, żeby usłyszeć, jak krzyczysz”.
„Jestem bliżej, niż myślisz”.
– Jak się nazywał? – spytała słabym głosem Jane, starając się zachować spokój. – Czy powiedział ci…?
– Nie. Ten Doobie wciąż bał się tego kumpla. Podobno pochodził z bogatej rodziny i miał jakieś koneksje.
– To wszystko się wiąże – powiedziała wstrząśnięta Jane. – Właśnie dlatego udało mu się z tego wywinąć. Zawsze się dziwiłam, dlaczego nie można znaleźć jednej motorówki z okolic Dallas. Ale bogata rodzina mogła sobie kupić milczenie wielu ludzi. – Spojrzała z nadzieją na siostrę. – Musimy znaleźć tego informatora – rzekła z mocą. – Musimy dowiedzieć się, kto to zrobił, a wtedy poznamy mordercę tych kobiet.
– Nie, nie możemy działać razem – powiedziała Stacy. – Nie zapominaj, że to ja jestem policjantką, a nie ty. To wszystko.
– Ale…
– Przykro mi, siostrzyczko. – Zmieniła ton na cieplejszy. – Obiecuję, że znajdę tego człowieka, niezależnie od jego powiązań i pieniędzy.
Jane spojrzała na siostrę.
– A Ian? – To, co zobaczyła w oczach Stacy, wcale jej się nie spodobało. Jane sama nie wiedziała dlaczego, ale poczuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa. – Nie wierzysz, że Ian jest niewinny. Że to wszystko sprawka tego człowieka z motorówki…
– Jest jeszcze jedna ofiara, Jane. Lisette Gregory.
– Lisette?! Ofiara? O czym ty mówisz?! Stacy uścisnęła mocno jej dłoń.
– Znaleźliśmy martwą Lisette Gregory. Ktoś ją zamordował. – Niemożliwe!
– Bardzo mi przykro.
– Nie! – Jane zerwała się od stołu, przewracając oba kubki. Z jednego wylała się resztka kawy i zaczęła powoli skapywać na podłogę. – Nie!
– Wiele wskazuje na to, że to Ian.
– To kłamstwo! To straszna potwarz.
Zaczęła drżeć. Objęła się ramionami i zacisnęła oczy. Miała przed nimi chichoczącą, głupiutką Lisette, pełną ciepła i ufności. I tak ładną. Zawsze traktowała swoje modelki jak przyjaciółki. Nie mogło jej się pomieścić w głowie, że ktoś mógł zabić osobę tak nieszkodliwą jak Lisette Gregory.
A jednak ktoś to zrobił.
Nie, to nie może być prawda.
Jane podeszła do okna wychodzącego na tyły domu.
Wprost nie chciało jej się wierzyć, że w taki dzień może świecić słońce.
– Nie chciałam ci o tym mówić wczoraj – bąknęła Stacy. – Nie na otwarciu wystawy i nie po tym, jak… jak miałaś te skurcze.
– Wczoraj? Więc to dlatego wypytywałaś mnie o Lisette.
– Tak, właśnie wtedy ją rozpoznałam. Nie mogliśmy jej wcześniej zidentyfikować.
Jane przełknęła ślinę, próbując zachować panowanie nad sobą. Spokój, który czuła jeszcze przed chwilą, wydawał się daleki i nieprawdziwy.
Nagle coś przyszło jej do głowy. Natychmiast odwróciła się do siostry.
– Tyle że Ian nie mógł zabić Lisette! Przecież siedzi w więzieniu! To znaczy, że jest niewinny!
Stacy popatrzyła z żalem na siostrę. Chętnie wzięłaby ją za rękę, ale bała się jej reakcji.