Mimo to nie mogła zasnąć.
Wciąż rozpamiętywała to, co stało się z Lisette, a potem przypomniała sobie zawracającą motorówkę. Myślała też o niewinności Iana.
Albo jego winie.
Nie, nie chodziło jej o morderstwa. Doskonale wiedziała, że nikogo nie zabił, wierzyła też mocno, że Elle, Marshę i Lisette zamordował człowiek, który przed szesnastu laty najechał na nią motorówką. Uważała też, że zabójca specjalnie doprowadził do aresztowania jej męża, żeby poczuła się bezbronna i osamotniona.
Jednak nie była już tak pewna wierności Iana. Bała się, że mógł ją zdradzać, a w ten sposób sam podłożył się szaleńcowi.
To bolało. Jane gryzła się tymi myślami. Jak mogła go kochać i jednocześnie podejrzewać o zdradę?
Ze mną też ożenił się dla pieniędzy, kołatało jej się w głowie.
To wcale nie znaczy, że mnie nie kocha. „Po prostu ma potrzeby, których nie jesteś w stanie zaspokoić. „
Nigdy nie mogła uwierzyć, że pokochał ją ktoś taki jak Ian. Czyżby jej wątpliwości miały głębsze uzasadnienie?
Nie, tylko nie to! Jane podniosła dłoń do skroni. Zaczęła ją boleć głowa.
Nagle przypomniała sobie rozmowę z Tedem.
„Jeśli temu szaleńcowi przestanie wystarczać, że cię terroryzuje, to co dalej?”.
Obronnym gestem położyła ręce na brzuchu. Ted ma rację, powinna przede wszystkim myśleć o dziecku.
Ale dopóki nie złapią tego potwora, nikt nie może czuć się bezpieczny. Również jej modelki, a to dlatego, że była z nimi związana. Przecież zamordował Lisette po to, żeby Jane jeszcze bardziej się bała.
Wczoraj wieczorem obdzwonili z Tedem wszystkie kobiety, z którymi pracowała. Powiedzieli im o Lisette i prosili o zachowanie szczególnej ostrożności. Nie poszło im najlepiej. Modelki albo wpadały w popłoch, albo dawały upust swojej złości. Niektóre pytały o Iana. Inne chciały się dowiedzieć więcej o śmierci Lisette. Pytały też, dlaczego powinny czuć się zagrożone.
Jane musiała unikać odpowiedzi, co wcale nie było łatwe. Kiedy skończyła, była kłębkiem nerwów. Miała jednak nadzieję, że zdołała przekonać wszystkie modelki do zachowania ostrożności.
Na moment przed dzwonkiem usłyszała szczekanie Rangera. Spojrzała po raz ostatni w lustro i podeszła do domofonu. Czekała na Dave’a, który miał ją zawieźć do więzienia. Początkowo nie chciała o tym słyszeć, mogła przecież sama prowadzić, ale w końcu z wdzięcznością przyjęła jego pomoc.
Powiedziała mu, że już wychodzi, podrzuciła psu gumową kość i zamknąwszy drzwi, pospieszyła na dół. Dave czekał na nią przed wejściem. Przywitał się serdecznie, a potem poprowadził Jane do swojego srebrnego bmw.
– Gotowa? – spytał. Oboje wsiedli do kabrioletu.
– To już siedem dni – powiedziała z westchnieniem. Skinął głową i włączył się do ruchu. Przez parę minut jechali w milczeniu, aż w końcu Dave zjechał na drogę I-30, prowadzącą na zachód, w stronę więzienia.
– Mówiłaś mu już o tych groźbach?
– Nie.
– A masz taki zamiar?
– Sama nie wiem. Nie chcę, żeby się martwił.
– Jane…
Nie skończył, ale ona i tak wiedziała, o co mu chodzi.
– Uważasz, że powinnam to zrobić, prawda? Spojrzał na nią, a potem znowu na drogę.
– Tak. Przecież wiesz, że później będzie miał o to pretensje.
– To nie ma sensu.
– Ależ ma. Do tej pory ufaliście sobie i na tym opierało się wasze małżeństwo. Będzie się gniewał, że chciałaś go w ten sposób chronić. I poczuje się winny, że musiałaś sama stawić temu czoło. Być może też zdradzony z powodu braku zaufania.
Zdradzony z powodu braku zaufania… A ona czy nie powinna wierzyć w jego wierność? Jane zacisnęła dłonie.
– Ale… Ian poczuje się bezsilny.
– Już tak się czuje. Twoje zaufanie powinno mu pomóc. Poza tym, choć nie może cię wesprzeć fizycznie, to emocjonalnie jak najbardziej. To powinno wzmocnić wasz związek, nie wydaje ci się? A jeśli tego nie zrobisz, może to ujemnie wpłynąć na wasze wzajemne relacje.
Jane skinęła parę razy głową, jakby chciała do końca przekonać samą siebie.
– Och, Dave! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– Zawsze do usług. – Uśmiechnął się. – Nigdzie się też nie wybieram, chyba że na trochę do Vegas.
– Uważaj na dziewczyny z klubów.
– No tak, najdłuższe nogi w kraju. I to wszystkie w jednym mieście – powiedział ze śmiechem.
Dotarli do więzienia. Dave wprowadził Jane do środka. Obejrzała się przez ramię, a potem przeszła przez bramkę z wykrywaczem metali. Dave uśmiechnął się krzepiąco i pokazał, że trzyma kciuki.
Jane poczuła się raźniej. Pomyślała, że ma szczęście, mogąc liczyć na przyjaźń i rady Dave’a. A poza tym zaraz miała zobaczyć się z mężem…
Strażnik zostawił ją przy boksach. Była zbyt podekscytowana, żeby usiąść. Na szczęście nie musiała długo czekać. Po chwili zobaczyła Iana, holowanego przez innego strażnika. Natychmiast sięgnęła po słuchawkę.
Jednak kiedy otworzyła usta, żeby mu o wszystkim powiedzieć, poczuła, że nie może wydobyć z siebie głosu. Ze łzami w oczach patrzyła tylko na męża, czując ogarniającą ją miłość. I rozpacz.
Mijały kolejne sekundy. Niechciana łza spłynęła po policzku Jane.
– Nie płacz – powiedział. – Wszystko będzie dobrze.
– Tak myślisz? A… a Lisette? Chciałam… -Jakoś nie mogło jej to przejść przez gardło. – Chciałam powiedzieć, że cię kocham – powiedziała tylko.
– Ja ciebie też. Jak się miewasz? Jak tam dziecko?
– Oboje miewamy się dobrze. Wczoraj trochę gorzej się czułam, ale już mi przeszło.
Ian zmarszczył brwi.
– To znaczy?
Opowiedziała mu o bólu i o tym, jak Stacy się nią zajęła.
– Czy to normalne? – spytał jeszcze bardziej zaniepokojony.
– To nic takiego – zapewniła. – To zupełnie naturalne przy większym stresie albo kiedy jest się dłużej na nogach. Miałam przecież wczoraj otwarcie wystawy.
– Myślałem o tobie dziś w nocy. – Ściszył głos. – I żałowałem, że nie możemy być razem.
– Tak, wiem… – Poczuła, że ma ściśnięte gardło. -Muszę ci coś powiedzieć. O czymś, co się wczoraj wydarzyło. I wcześniej też.
Zaczęła od początku. Od listu z wycinkiem z gazety i krótką notką. Dopiero wtedy przeszła do tego, co wydarzyło się po otwarciu wystawy. Opowiedziała o różach i dołączonym do nich bileciku.
Ian miał problemy, żeby się pozbierać po tym, co usłyszał.
– Ale… czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? -spytał w końcu pełnym urazy tonem. – Dlaczego, Jane?
– Nie chciałam cię niepokoić.
– Do licha, przecież jestem twoim mężem!
– Przepraszam. – Spojrzała na strażnika. – Nie złość się na mnie.
– Wcale się nie złoszczę, tylko… muszę stąd wyjść! jak mam cię chronić, kiedy siedzę w pudle?!
– Na pewno cię niedługo wypuszczą. Przecież jesteś niewinny.
– Wydawało mi się, że ma to jakieś znaczenie, ale teraz zaczynam wątpić.
Wyczuła gorycz w jego słowach. Serce ścisnęło jej się z żalu.
– Nie poddawaj się, Ian. Nie możesz mi tego zrobić. Chcę, żebyś wyszedł stąd i pomógł mi.
Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie.
– Bardzo się martwię. O ciebie i o dziecko.
– Wszystko będzie dobrze. Stacy mi pomaga. Obiecała złapać tego faceta.
– Przecież jest policjantką, a policja uważa, że już złapała mordercę – powiedział sztywno. – Sprawa jest zamknięta.
– Obiecała się tym zająć, a ja jej wierzę. Ian spróbował się do niej uśmiechnąć.
– Widzę, że sporo się ostatnio zmieniło.