– Może ona jest głodna? – powiedział niepewnie i ze współczuciem Pafnucy.
– Nie wiem, czy jest głodna w tej chwili, ale będzie głodna z pewnością – odparła niespokojnie Klementyna. – Nie dość, że przestraszona, to jeszcze głodna, okropne! Pafnucy, czujesz przecież, że ona się boi?
Pafnucy kiwnął głową. Przestrach dziewczynki czuło się wyraźnie. Pomyślał, że ktoś powinien ją uspokoić, ale wcale nie wiedział, kto i w jaki sposób mógłby to zrobić.
– Czego ona się boi, nie potrafię sobie wyobrazić! – odezwała się z drzewa nad nimi kuna, zdenerwowana i trochę zirytowana. – Przecież nic się nie dzieje i nikt jej nie robi nic złego. To ona robi hałas i aż mi od tego wszystko drętwieje. Skąd ona się tu w ogóle wzięła?
– Ptaki mówią, że przyszła od strony szosy – wyjaśniła Klementyna. – Zbierała sobie poziomki, widziały to. Potem przestała zbierać i pewnie chciała wrócić, ale zabłądziła.
– W lesie? – zdziwiła się kuna.
– Ja też jestem zdziwiona – powiedziała Klementyna.
Ale ptaki mówią, że tak to wyglądało, jakby zupełnie nie wiedziała, w którą stronę powinna iść. Zbierała także kwiatki.
– I gdzie ma te kwiatki? – spytała kuna.
– Zgubiła je – odparła Klementyna. – Najpierw szła zwyczajnie, potem zaczęła być niespokojna, potem biegła i wtedy zgubiła kwiatki. Tak mówiły ptaki. Wołała coś i wołała, a potem zaczęła płakać. Przyszła tutaj i już została.
– No tak, ludzie w lesie zachowują się beznadziejnie – stwierdziła kuna. – Co ona mówi?
– Nie wiemy – powiedział smutnie Pafnucy. – Może Remigiusz będzie wiedział.
Od strony szosy przyleciała nagle sroka.
– A, to tutaj siedzi to dziecko – powiedziała. – No, no, przeszło wielki kawał lasu! A tam już go ludzie szukają.
Wszystkie zwierzęta zainteresowały się tą wiadomością bardzo gwałtownie i wszystkie, z wyjątkiem Pafnucego, poczuły także lekki niepokój. Ludzie zawsze stanowili dla nich jakieś niebezpieczeństwo i nikt nie chciał, żeby pojawiali się w lesie.
– Gdzie szukają? – spytała Klementyna.
– Blisko szosy – odparła sroka. – W ogóle są ciężko wystraszeni i pewnie odjadą.
– Powiedz to jakoś porządnie – poprosiła kuna.
– Wiesz może, dlaczego ta dziewczynka przyszła tutaj? – spytał równocześnie Pafnucy.
Sroka kiwnęła łebkiem kilka razy, bardzo zadowolona.
– Wiem wszystko – oznajmiła. – Widziałam, jak to było, bo akurat siedziałam na tej wielkiej brzozie, która tam rośnie. Jeden samochód się zepsuł, stał z boku i ludzie wyjmowali z niego różne rzeczy. Kilka było takich ślicznych, świecących i miałam na nie wielką ochotę. Myślałam, że może je zostawią i uda mi się… No, wiecie…
– Ukraść – podpowiedziała kuna.
– Powiedzmy, zabrać sobie do gniazda – poprawiła sroka. – Ale cały czas się tam kręcili. No i przyjechał drugi samochód i też się zatrzymał. W tym drugim samochodzie też byli ludzie i to dziecko. Wszyscy wyszli. Ludzkie dziecko najpierw siedziało w środku, widziałam, że spało, a potem się obudziło i weszło do lasu. Ludzie robili coś przy tym zepsutym samochodzie, a dziecko zbierało w lesie poziomki i odchodziło coraz dalej. Znikło mi z oczu. Nie zajmowałam się nim, bo te rzeczy tak świeciły… tak świeciły… No mówię wam, świeciły po prostu przecudownie i nie mogłam od nich oczu oderwać.
– Wariatka – powiedziała kuna. Sroka się obraziła.
– Każdy ma swoje upodobania – rzekła sucho. – Czy ja ci wymawiam te wszystkie jajka, które kradniesz z naszych gniazd? Albo myszy? Do ust bym nie wzięła myszy!
– Nie kłóćcie się, błagam was – powiedziała nerwowo Klementyna. – Powiedz do końca, co było dalej?
Sroka skrzeknęła gniewnie. Kuna też była ciekawa, jak to wszystko potoczyło się dalej, zdecydowała się więc srokę ułagodzić. Przeprosiła ją i przyznała, że każdy ma prawo do własnego gustu. Jeśli ktoś lubi świecące przedmioty, proszę bardzo, niech je sobie gromadzi. Sroka skrzeknęła z urazą jeszcze kilkakrotnie i wreszcie uspokoiła się.
– Ci ludzie wcale nie wiedzieli, że ich dziecko weszło do lasu – zaczęła opowiadać dalej. – Ciągle grzebali się przy tych samochodach i trwało to bardzo długo. Przypuszczam, że zrobili, co chcieli, bo w końcu zaczęli chować te swoje rzeczy, pochowali wszystko i dopiero wtedy zajrzeli do tego drugiego samochodu. I zobaczyli, że nie ma ich dziecka. Zaczęli latać dookoła i wrzeszczeć, weszli do lasu i szukali jak szaleńcy. Sama byłam ciekawa, gdzie się to ich dziecko podziało, bo nigdzie nie było go widać. Pchali się coraz dalej i dalej, ale na szczęście przyplątały się wilki. Te młode wilczęta, nie najmniejsze, tylko te średnie, bawiły się i chyba trochę zlekceważyły sprawę, bo pokazały się ludziom. Może sobie zrobiły taki żart. Ludzie dostali istnego szału, uciekli z powrotem na szosę, ale nie odjechali. Jeszcze tam są i wyraźnie widać, że nie wiedzą, co zrobić, a do lasu już teraz boją się wejść. Gdyby ich jeszcze Pafnucy przestraszył…
– Nie chcę – powiedział Pafnucy stanowczo i zdecydowanie.
– Nie to nie – zgodziła się sroka. – Bez ciebie też nie wejdą. Świecącego już nie było, więc poleciałam zobaczyć, dokąd to dziecko poszło.
Na sąsiednim drzewie coś zaszeleściło, spadła szyszka i na gałęzi pokazała się wiewiórka.
– Ją przestraszyły dziki – powiedziała. – To dziewczynka, prawda? Mam na myśli ludzkie dziecko.
– Dziewczynka – potwierdziła coraz bardziej zmartwiona Klementyna. – O dzikach nikt nic nie mówił. Jak ją przestraszyły?
– Och, zajęte były jedzeniem i na nic nie zwracały uwagi – wyjaśniła wiewiórka. – Akurat byłam przy tym. Ta dziewczynka szła i nagle coś zawołała. Wtedy ją zobaczyły. Spłoszyły się oczywiście i dosyć gwałtownie popędziły w las, wiecie, jak to jest z dzikami, bezmyślnie narobiły okropnego łomotu i przeraziły ją do nieprzytomności. Zaczęła uciekać w drugą stronę, nawet nie spojrzała, że dzików już dawno nie ma. W końcu trafiła tutaj. Co z nią zrobimy?
– Najlepiej byłoby oddać ją ludziom – poradziła kuna.
– Ja też uważam, że powinno się ją oddać ludziom – poparła kunę Klementyna. – Nie wiem tylko, jak to zrobić.
Przytulona do pieńka dziewczynka ciągle płakała głośno i coś wołała. Za krzakami mignęła nagle ruda smuga i obok Pafnucego pojawił się lis Remigiusz.
– Co ma być? – spytał niechętnie. – Ptaki oderwały mnie od takiej znakomitej, tłustej kaczki. Co się tu dzieje? Skąd to dziecko?
– O, jak dobrze, że już jesteś! – zawołał z ulgą Pafnucy. – To jest ludzka dziewczynka.
– Tyle to ja sam widzę – skrzywił się Remigiusz. – I co?
– I ona coś mówi – powiedział Pafnucy. – To znaczy, nam się wydaje, że ona coś mówi, i może ty zrozumiesz co. Bo w ogóle nie wiemy, co zrobić.
Remigiusz wzruszył ramionami i słuchał przez chwilę.
– Woła swoją matkę – oznajmił. – Mówi „mamusiu, mamusiu”.
– Och…! – wyrwało się Klementynie z największym współczuciem.
Remigiusz rozejrzał się dookoła.
– Gdzie ta jej mamusia? – spytał gniewnie. – Ptaki coś gadały, ale pędziłem tu jak szalony i nic nie zrozumiałem. Ta mała jest tu sama? Ludzie ją tak puścili do lasu? Co to ma znaczyć?
Klementyna, kuna, sroka i wiewiórka zaczęły mu na wyścigi wyjaśniać całą sprawę. Remigiusz na szczęście był lisem bardzo inteligentnym i doświadczonym, zdołał więc to poczwórne opowiadanie jakoś zrozumieć. Dziewczynka cały czas płakała.
Mała sarenka Perełka w żadnych wyjaśnieniach nie brała udziału. Z wielkim przejęciem i zaciekawieniem, wpatrzona w to ludzkie dziecko, kroczek po kroczku wysuwała się z krzaków. Nawet nie zauważyła, kiedy wysunęła się całkowicie. Dziewczynka uniosła głowę, zobaczyła ją i nagle zamilkła.
Odgłos rzewnego płaczu ucichł w jednej chwili. Wszyscy spojrzeli na polankę. Perełka stała nieruchomo, a dziewczynka patrzyła na nią bez najmniejszego drgnięcia.
– Bambi! – zawołała ze zdumieniem i niedowierzaniem. Nie poruszyła się, ciągle uczepiona pieńka, więc Perełka również stała, nie uciekając. Zdenerwowana Klementyna czujnie przyglądała się im obu.
– Bambi? – powtórzyła niepewnie dziewczynka. – Bambi, to ty?
– Co ona mówi? – spytał Pafnucy Remigiusza.
– Nie mam pojęcia – odparł Remigiusz, zakłopotany. – o ile znam ludzi… Zdaje się, że próbuje rozmawiać z Perełką i nadała jej nowe imię. Bambi. Nie wiem, dlaczego. Nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele.
Perełka nie bała się dziewczynki, ale również nie wiedziała, co zrobić. Poruszyła głową i obejrzała się na Klementynę. Klementyna wyraźnie czuła, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma, więc nie wzywała córki do siebie, tylko postanowiła też pokazać się na polance. Powoli wysunęła się z krzaków i stanęła obok Perełki.
Dziewczynka puściła pieniek i przykucnęła obok.
– Bambi, to twoja mamusia? – spytała z wielkim zaciekawieniem i zachwytem.
– Jakiś galimatias tu się robi – oznajmił Remigiusz. – Mówi do Perełki „Bambi” i pyta, czy Klementyna jest jej matką.
– Co to jest Bambi? – zainteresowała się kuna.
– A skąd ja mam to wiedzieć? – odparł Remigiusz. – W każdym razie przypuszczenie, że Klementyna jest matką Perełki, ma swój sens. Niegłupie dziecko.