Выбрать главу

Dałam krok do tyłu i spojrzałam w oczy temu skarbowi, który w końcu znalazłam, albo może to on znalazł mnie? Wciąż się uśmiechałam, a w środku czułam niewyobrażalne ciepło.

– Kocham cię, Matt. Też cię tak długo szukałam. Tak, wyjdę za ciebie.

Katie

KATIE znowu zamknęła dziennik.

Tym razem prawie go zatrzasnęła. Ileż cierpienia sprawiała jej lektura tych kart. Mogła czytać tylko po kilka stron naraz. Matt uprzedził ją o tym w liście. „Pewne fragmenty może Ci będzie trudno czytać”. Ech, delikatnie to ujął.

Dziennik wciąż ją zaskakiwał. Teraz wzbudził w niej zazdrość o Suzanne. Poczuła się jak idiotka, jak osoba małostkowa. A może to szalejące hormony? Albo normalna reakcja na to coś nienormalnego, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu.

Zamknęła oczy i poczuła się niewiarygodnie samotna. Chciała koniecznie porozmawiać z kimś poza Ginewrą i Merlinem. Jak na ironię, ktoś, z kim najchętniej porozmawiałaby, bawił właśnie na Martha`s Vineyard. Ale chociaż serce jej się wyrywało, za nic by nie zadzwoniła.

Powiodła wzrokiem po zbudowanych przez siebie regałach. Jej mieszkanie przypominało niewielką księgarenkę. „Wiek niewinności”, „Piękna Toskania”, „Harry Potter i Czara Ognia”. Czytała zachłannie od siódmego albo ósmego roku życia.

Znów zrobiło jej się trochę niedobrze. I owionął ją chłód. Otuliła się kocem, położyła na sofie w salonie. Nie mogła przestać myśleć o dziecku rosnącym w jej łonie.

– Wszystko będzie dobrze, moje maleństwo – szepnęła. – A w każdym razie mam nadzieję.

Katie pamiętała noc, w którą zaszła w ciążę. Nawet coś ją takiego wtedy tknęło, ale odrzuciła tę myśl. Nigdy dotąd jakoś nie zachodziłam. Cykle miała bardzo regularne.

Tej nocy z Mattem Katie przeżyła coś wyjątkowego. Jak gdyby pękła jakaś tama. Inaczej ją tulił, inaczej na nią patrzył lśniącymi piwnymi oczami. Jak gdyby dojrzał, żeby opowiedzieć jej o rzeczach, o których nie chciał mówić przedtem.

Czy tego się właśnie przestraszył?

A wszystko zaczęło się tak zwyczajnie. Splótł palce jednej ręki z jej palcami. Drugą rękę wsunął jej pod plecy i spojrzał w oczy. Potem zetknęły się ich nogi, a potem ciała przywarły do siebie. Nie odrywali od siebie wzroku, nieomal stali się jednością jak nigdy przedtem.

W jego oczach wyczytała przesłanie: Kocham cię, Katie.

Podłożył jej pod plecy swe silne ramiona, a ona oplotła go długimi nogami. Wiedziała, że nie zapomni tych obrazów ani uniesień.

Wsparty na łokciach i kolanach, bynajmniej jej sobą nie przytłaczał. Był wysportowany, zwinny, hojny, władczy. Wciąż powtarzał jej imię: „Katie, najdroższa Katie”.

Czuła, że przeżywa coś najważniejszego. Matt zestroił się z nią bez reszty, a ona nigdy wcześniej nie przeżyła takiej miłości. Kochała go, uwielbiała, toteż wciągnęła go głęboko w siebie, gdzie zrobili dziecko.

KATIE wiedziała, co powinna uczynić nazajutrz rano. Wstała o siódmej, ale było jeszcze za wcześnie. Zadzwoniła do domu na Asheboro, gdzie życie zawsze wydawało się prostsze. I pełne dobroci. Znacznie bardziej przepełnione dobrocią.

– Witaj, Katie. – Mama odebrała po trzecim dzwonku. – Ależ z ciebie dzisiaj ranny ptaszek. I co tam, kochanie?

Więc już i do centrali w Asheboro dotarła funkcja identyfikacji dzwoniącego. Świat się zmienia, nie ma co. Choć w sumie nie wiadomo, czy na lepsze.

– Cześć, mamo. Co u was nowego?

– Lepiej się dziś czujesz? – zapytała z troską mama.

Od początku wiedziała wszystko o Matcie, toteż lubiła telefony Katie z opowieściami o nim. Zwłaszcza kiedy córka napomknęła o planowanym ślubie. A teraz chłopak ją zostawił i przyprawił o cierpienie. Nie zasłużyła na to. Mama próbowała ściągnąć ją do siebie, ale Katie odmówiła. Nabrała hardości wielkomiejskiej dziewczyny. Chociaż mama wiedziała swoje.

– Może trochę. Chociaż, wiesz… nadal jestem w rozsypce. W ogóle jestem beznadziejna. A tak się zaklinałam, że nie będę nigdy cierpiała przez faceta, i co?

Opowiedziała mamie o dzienniku, który zaczęła czytać. O lekcji pięciu piłek. O codziennym dniu Suzanne na Martha`s Vineyard.

– I wiesz, mamo, co najdziwniejsze? Że polubiłam Suzanne. Taka ze mnie ofiara losu. Powinnam ją znienawidzić, ale nie potrafię.

– Nic dziwnego. Ten durny Matt ma przynajmniej dobry gust do kobiet – skomentowała mama.

Powiedz jej, pomyślała Katie. Powiedz jej wszystko. Zrozumie. Mama zrozumie. Ale nie mogła się przełamać. Nie chciała ranić rodziców. Za dużo dla niej znaczyli. Czuła, jak wzbiera w niej żółć.

Rozmawiała z mamą blisko godzinę, po czym słuchawkę wziął tata. Katie łączyła z nim prawie taka sama bliskość jak z mamą. Był pastorem, bardzo lubianym w okolicy. Tylko raz się rozgniewał na Katie, kiedy przeprowadzała się do Nowego Jorku.

Bo jej rodzice tacy byli. Dobrzy. O sobie zresztą też tak myślała.

No więc, dlaczego Matt ją zostawił? Czego miała się dowiedzieć z tego dziennika, co pomoże jej zrozumieć? Że Matt ma cudowną żonę i kochanego synka, których zdradził dla niej? Bo wdał się w romans z dziewczyną z Nowego Jorku? Że po raz pierwszy w tym przykładnym małżeństwie zdecydował się na skok w bok? Niech go cholera.

Kiedy przestała rozmawiać z tatą, skuliła się na kanapie z Ginewrą i Merlinem, wyjrzała przez okno na Hudson. Uwielbiała tę rzekę, jej zmieniające się codziennie oblicze.

– I co ja mam robić? – spytała szeptem Ginewrę i Merlina. Oczy nabiegły jej łzami, pociekły po policzkach.

Znów sięgnęła po telefon. Siedziała, stukając nerwowo paznokciem w słuchawkę. Musiała zdobyć się na nie lada odwagę, jednak w końcu wybrała numer.

Jeszcze w ostatniej chwili chciała odłożyć, ale odczekała kilka dzwonków. Wreszcie połączyła się z automatyczną sekretarką.

Dech jej zaparło, kiedy usłyszała w słuchawce jego głos.

„Tu Matt. Twoja wiadomość jest dla mnie ważna. Zostaw ją, proszę, po usłyszeniu sygnału. Dziękuję”.

Zostawiła. Z nadzieją, że naprawdę okaże się ważna dla Matta.

– Czytam dziennik – powiedziała. I nic więcej.

Dziennik

NICK, zapraszam cię na nasz ślub. Chciałabym, żebyś poznał ze szczegółami dzień, w którym twoi rodzice przysięgli sobie miłość.

Prószył śnieg. W czystym, rześkim grudniowym powietrzu dzwoniły dzwonki, kiedy dziesiątki oszronionych gości przekraczało próg kościoła Gay Head, który jest zarazem najstarszym indiańskim zborem baptystów w kraju. I jednym z najpiękniejszych.

Istnieje tylko jedno słowo na podsumowanie naszego ślubu – radość. Matt i ja przeżyliśmy zawrót głowy. Zupełnie jakbyśmy fruwali wśród aniołów wyrzeźbionych w czterech rogach sufitu kaplicy.

W białej sukni na wzór antycznej tuniki, naszywanej lśniącymi perłami, naprawdę czułam się jak anielica. Moja babcia przyjechała na Martha`s Vineyard po raz pierwszy od piętnastu lat tylko po to, żeby poprowadzić mnie główną nawą do ołtarza. Wszystkie moje koleżanki lekarki pofatygowały się w środku zimy z Bostonu. Przyjechali nawet niektórzy pacjenci. Kościół Gay Head udostępniał swoje progi obrządkom innych wyznań chrześcijańskich. Pewno domyślasz się, Nick, że prawie wszyscy mieszkańcy wyspy to przyjaciele Matta.

On sam prezentował się niezwykle atrakcyjnie w szykownym czarnym smokingu, włosy miał przystrzyżone, chociaż nie tak znowu krótko, oczy błyszczące, uśmiech bardziej promienny niż zwykle.