Выбрать главу

O lekcji pięciu piłek.

Wyszła na ulicę. Ciepłe promienie słońca ograły jej twarz.

Boże, daj mi siłę, żebym zdołała sprostać temu, co mnie czeka.

Zobaczyła Matta na Pięćdziesiątej Trzeciej Ulicy.

KLĘCZAŁ na chodniku, kilka metrów od Katie, przed jej budynkiem. Miał pochyloną głowę. Znalazł sobie miejsce na uboczu, w którym nie przeszkadzał przechodniom zbytnio. Nie mogła oderwać od niego oczu.

Oczywiście ściągał na siebie wzrok gapiów. Kto by przepuścił taką gratkę? Szukanie sensacji ulicznych urosło w Nowym Jorku do rangi sztuki.

Wyglądał wspaniale – opalony, szczupły, włosy nieco dłuższe niż zwykle, dżinsy, czysta, choć znoszona, mechata koszula. Zrozumiała, że nadal go kocha.

Klęczał przed jej budynkiem. Właściwie przed nią.

Tak jak Suzanne klęczała niegdyś na ganku, żeby prosić o wybaczenie, chociaż nie było nic do wybaczania.

Katie wydało się, że wie, co robić. Zdała się na intuicję, poszła za głosem serca.

Zaczerpnęła tchu, po czym uklękła naprzeciwko Matta, niemal go dotykając kolanami. Serce waliło jej jak oszalałe.

Na chodniku zrobił się mały zator. Z ust przechodniów zaczęły padać niemiłe uwagi na temat utraty cennych sekund w drodze do pracy, czy dokąd tam kto pędził rano.

Matt wyciągnął rękę. Katie zawahała się, po czym podała mu swoje długie, szczupłe dłonie.

Ależ stęskniła się za jego dotykiem. Boże, jak bardzo się stęskniła. Stęskniła za niejednym, ale chyba najbardziej za spokojem u boku Matta.

I teraz też, o dziwo, ogarnął ją nagły spokój. Co to znaczy? Co teraz? Po co on tu przyszedł? Żeby przeprosić, żeby jej wytłumaczyć? Ale co?

W końcu Matt podniósł głowę i spojrzał na nią. Stęskniła się też za jego piwnymi, przejrzystymi oczami, bardziej niż sądziła. Za silnymi kośćmi policzkowymi, bruzdami na czole, pięknie zarysowanymi wargami.

A kiedy się odezwał… Boże, jakżeż jej brakowało tego głosu.

– Uwielbiam patrzeć w twoje oczy, Katie, bo bije z nich taka uczciwość. Uwielbiam twoje przeciąganie zgłosek. Doceniam twoją wyjątkowość. Uwielbiam z tobą być. Nigdy mi się nie nudzisz. Od początku napawam się każdą spędzoną z tobą chwilą. Jesteś wspaniałą redaktorką. Masz nie gorszą smykałkę do stolarki. Mimo wysokiego wzrostu jesteś olśniewająca.

Katie się uśmiechnęła. Cos podobnego! Oboje klęczeli w sercu miasta. Na pewno nikt nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Zresztą i oni chyba nie do końca rozumieli.

– Witaj, przybyszu – odezwała się wreszcie. – Szukałam cię. Byłam na Vineyard. W końcu tam dotarłam.

Teraz Matt się uśmiechnął.

– Tak. Słyszałem. Od Melanie i dzieci. Wszyscy zgodnie uznali, że jesteś olśniewająca.

– I co jeszcze? – spytała Katie.

Chciała wyciągnąć od niego jak najwięcej. Boże, tak się ucieszyła na jego widok. Nigdy nie przypuszczała, że widok Matta sprawi jej aż tyle radości.

– Co jeszcze? Klęczę przed tobą, bo chciałbym cały ci się oddać, Katie. Teraz mam pewność. Wreszcie jestem gotów. Jeżeli mnie zechcesz, jestem twój. Chciałbym być z tobą. Chciałbym mieć z tobą dzieci. Kocham cię. Już nigdy nie opuszczę. Obiecuję, Katie. Obiecuję całym sercem.

I w końcu się pocałowali.

W PAŹDZIERNIKU na cudownym wybrzeżu Karoliny Północnej Katie Wilkinson i Matt Harrison wzięli ślub w kaplicy Kitty Hawk.

Ich rodziny od początku znalazły wspólny język. Z Nowego Jorku zjechali się przyjaciele Katie, którzy potem spędzili jeszcze kilka dni nad oceanem i spiekli się oczywiście na raka. Jej znajomi z Karoliny Północnej, rzecz jasna, kryli się w cieniu werand i drzew. Obie grupy osiągnęły pełne porozumienie co do drinków z miętą.

Po szczupłej Katie niewiele było widać. Zaledwie kilkoro gości wiedziało, że spodziewa się dziecka. Matt na wieść o jej ciąży przytulił ją, wycałował i powiedział, że jest najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem.

– A ja najszczęśliwszą kobietą – szepnęła Katie. – Czyli jest nas troje.

Ślub i wesele odbyły się bez szumnych ceremonii, ale w atmosferze piękna wynikającego z prostoty, pod bezchmurnym niebem, przy temperaturze dwudziestu kilku stopni. Katie wyglądała jak biały anioł ze skrzydłami. Wysoka. Olśniewająca. Zaślubiny od początku do końca bezpretensjonalne. Stoły ozdobiono fotografiami rodzinnymi. Druhny niosły bladoróżowe hortensje.

Kiedy młodzi składali sobie nawzajem przyrzeczenia, Katie przemknęło przez myśclass="underline" rodzina, zdrowie, przyjaciele, uczciwość, cenne szklane kule.

Teraz w pełni to zrozumiała.

I tak miała zamiar przeżyć do końca życie, z Mattem i ich wspólnym dzieckiem.

Prawda, jakie to szczęście?

***