Выбрать главу

Zaprosił mnie do siebie po raz pierwszy. Raptem ogarnęła mnie trema. Zaschło mi w ustach. Nigdy nie zbliżyłam się di nikogo po odejściu Michaela, a jego akurat nie wspominałam najlepiej. Po wejściu natychmiast zauważyłam bibliotekę liczącą tysiące książek. Wodziłam oczami po półkach: Scott Fitzgerald, John Cheever, Virginia Woolf. Cała ściana wyłącznie z tomami poezji: W.H. Auden, Wallace Stevens, Sylvia Plath. Stał tam antyczny globus, stara angielska łódź płaskodenna, wielki sosnowy stół zasłany gazetami i stosami zapisanych papierów.

– Cudowny ten pokój. Mogę się rozejrzeć? – spytałam.

– Ja też go lubię. Jasne, że możesz.

Zainteresowała mnie też pierwsza strona na jednym z licznych stosów. Widniał na niej napis: „Pieśni malarza pokojowego. Wiersze – Matthew Harrison”.

Czyżby Matt był poetą? Słowem się nie zająknął. Chyba nie lubi zbytnio mówić o sobie? Jakie jeszcze tajemnice trzyma w zanadrzu?

– No dobrze, przyznam się – powiedział cicho. – Gryzmolę od czasu do czasu. Połknąłem bakcyla w wieku szesnastu lat. A od ukończenia studiów w Brown usiłuję coś z tym zrobić. Mam dyplom magistra filologii angielskiej i malarza pokojowego. Oj, wygłupiam się. Suzanne, pisałaś kiedyś?

– Nie – odparłam. – Ale zawsze chciałam prowadzić pamiętnik.

NA POŁUDNIU Francji podobno któraś noc nosi miano nocy spadających gwiazd. W tę jedną noc gwiazdy leją się dosłownie jak śmietana z dzbanka. Z nami też było podobnie. Zobaczyłam tyle gwiazd, że poczułam się jak w niebie.

– Mam pomysł – zaproponował Matt. – Przejdźmy się nad morze.

– Zauważyłam, że miewasz sporo pomysłów.

– Może odzywa się ten poeta we mnie.

Wziął stary koc, odtwarzacz CD i butelkę szampana. Ruszyliśmy krętą ścieżką przez wysokie trawy, aż znalazł spłachetek piasku, na którym dało się rozłożyć koc.

Otworzył szampana, który iskrzył się i migotał na tle atramentowej nocy. Nacisnął guzik odtwarzacza i w rozgwieżdżone niebo popłynęły dźwięki muzyki Debussy`ego.

Zatańczyliśmy znowu. Wirowaliśmy w kółko zgodnie z rytmem oceanu, wzbijając tumany piasku, zostawiając szalone ślady. Bębniłam mu palcami po plecach, po szyi. Przeczesywałam włosy.

– Nie wiedziałam, że umiesz tańczyć walca – dziwiłam się.

– Sam nie wiedziałem – odpowiadał ze śmiechem.

Wróciliśmy z plaży późno, ale nigdy nie byłam bardziej rozbudzona. Wszystko zdarzyło się tak nieoczekiwanie. Ale jeśli nie teraz, to nigdy. Jakby tysiąc lat upłynęło od mojego zawału serca na bostońskich błoniach.

Matt wziął mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju. Miałam ochotę, a jednocześnie się bałam. Nie robiłam tego od dawna.

Milczeliśmy oboje. Wtem aż rozwarłam usta ze zdumienia. Przerobił całe poddasze na olbrzymią sypialnię ze świetlikami, które jakby wsysały do środka nocne niebo. Powiedział, że może z łóżka liczyć spadające gwiazdy.

– Pewnej nocy doliczyłem się szesnastu. To mój rekord.

Podszedł do mnie wolno, lecz zdecydowanie. Przyciągnął do siebie jak magnes. Czułam, jak rozpina mi guziki bluzki na plecach. Przejechał mi palcami po krzyżu, bardzo delikatnie. Zsunął bluzkę. Sfrunęła na podłogę niczym puch dmuchawca na wietrze.

Stałam tak blisko Matta i czułam się tak blisko, że ledwie oddychałam. Ogarnęła mnie jakaś lekkość, oszołomienie, magia.

Zsunął mi ręce na biodra. Następnie położył mnie na łóżku. Wpatrywałam się w niego w cieniu księżyca. Był piękny. Nie mogłam się nadziwić swojemu szczęściu.

Otulił mnie swoim ciałem jak kołdrą w chłodną noc. Nic więcej nie powiem, nic więcej nie napiszę.

Kochany Nicku.

Mam nadzieję, że kiedy dorośniesz, zdobędziesz wszystko, a zwłaszcza miłość. Jeśli dobrze trafisz, miłość da ci tyle radości, ile nie da absolutnie nic innego. Wierz mi, bo sama jestem zakochana, mówię z własnego doświadczenia.

My to zawsze coś dużo więcej niż ja.

Nigdy nie słuchaj nikogo, kto by ci wmawiał, że jest inaczej. I nigdy, przenigdy, Nick, nie stań się cynikiem!

Patrzę na twoje małe rączki. Liczę palce nóg i przesuwam niczym koraliki w liczydle. Całuję cię w brzuszek, aż zanosisz się śmiechem. Taki jesteś niewinny. I taki bądź, kiedy przyjdzie czas na miłość.

Nie mogę się na ciebie napatrzeć. Masz zgrabny nosek i usta. Niezrównane oczy i uśmiech. Już widzę, jak kształtuje ci się charakter. O czym teraz myślisz? O zabawce nad głową? O pozytywce? Tata twierdzi, że pewnie myślisz o dziewczynach, narzędziach i szybkich samochodach. „Wierz mi, Suzanne, to prawdziwy facet.”

Ma rację, i to pewnie naturalne. Ale wiesz, co najbardziej lubisz? Misie. Tak rozkosznie bawisz się zawsze misiami.

Tym, czego tata i ja najbardziej pragniemy dla ciebie, jest miłość, to, żeby cię zawsze otaczała. Miłość to dar. Jeżeli zdołam, postaram się ciebie nauczyć, jak ją sobie zaskarbić. Bo życie bez miłości, to życie bez łaski, która jest w życiu najważniejsza.

My to coś dużo więcej niż ja.

Jeśli chcesz dowodu, spójrz na nas.

– SUZANNE, co się z tobą dzieje? Mów mi natychmiast – poprosiła moja przyjaciółka, Melanie Bone. – Należą mi się najświeższe wieści.

Miała rację. Nie mówiłam jej o przebiegu związku z Mattem, ale mógł to wyczytać z mojej twarzy. Szłyśmy plażą w pobliżu naszych domów, dzieci z Gusem biegły przed nami.

– Bystra jesteś – pochwaliłam ją. – I wścibska.

– Tyle sama wiem, a teraz powiedz mi to, czego nie wiem. No, proszę. Zaczynaj.

Nie mogłam się dłużej opierać.

– Mel, zakochałam się. Zakochałam się do szaleństwa w Matcie Harrisonie.

Melanie aż zapiszczała i podskoczyła kilka razy na piasku. Taka z niej fajna babka, a przy tym wspaniała przyjaciółka.

– To cudownie, Suzanne! Wiedziałam, że jest świetnym malarzem, ale nie wiedziałam o pozostałych talentach.

– Wiedziałaś, że jest poetą? I to bardzo dobrym.

– Nie. Chyba żartujesz – zdziwiła się.

– I świetnym tancerzem.

– To mnie akurat nie dziwi. Tak zwinnie chodzi po dachach. No wiec, jak to się stało? Jak doszło od bielenia twojego domu do waszej miłości?

Roześmiałam się jak podlotek.

– Pewnego wieczoru pogadaliśmy sobie trochę dłużej w barku z hamburgerami.

Melanie uniosła brwi.

– No dobrze, pogadaliście sobie w barku z hamburgerami…

– Posłuchaj, Mel; z Mattem mogę rozmawiać dosłownie o wszystkim. Z nikim wcześniej się tak nie czułam. Jest żarliwy, intrygujący. A przy tym skromny. Chyba nawet za bardzo.

Wtem Melanie chwyciła mnie wpół.

– Suzanne, to jest to! Ja to czuję. Wspaniale. Moje gratulacje. Wpadłaś po uszy.

Roześmiałyśmy się jak para szalonych piętnastolatek i zawróciłyśmy. Potem gadałyśmy u niej w domu non stop o wszystkim, od pierwszych randek po pierwsze ciąże. Melanie wyznała, że rozważa piąte dziecko, co zwaliło mnie z nóg.

Nickolas, ja też wtedy snułam marzenia o dziecku. Wiedziałam, że z powodu zawału byłaby to ciąża wysokiego ryzyka, ale nie przejmowałabym się tym. Może po prostu wierzyłam, że któregoś dnia musisz się zjawić. Miałam łut nadziei. Albo przeczuwałam, co musi przynieść miłość dwojga ludzi.

Ciebie – przyniosła ciebie.

NICKOLAS, złe rzeczy też się zdarzają. Czasem nie wiadomo zupełnie dlaczego.

Zza zakrętu wypadła czerwona półciężarówka, jechała prawie setką, ale wszystko rozegrało się jak na zwolnionym filmie. Gus przebiegał przez ulicę w kierunku plaży, gdzie lubił ganiać z falami i szczekać na mewy. Źle wyliczył.