Nadal nie chciałam powiedzieć, jak się nazywam i skąd jestem. A poza tym nie chciałam przebrać się w specjalne ubranko. Więc oberwałam. W końcu przebrałam się i zamknęli mnie w izolatce, żebym sobie przypomniała, jak się nazywam. Co dwie godziny, tak myślę, zaglądali do mnie i pytali. Po kilkunastu godzinach, już rano, przyszedł szef Izby. Zaprosił mnie do swego gabinetu i powiedział rzeczowo, że zaraz wezwie fotografa i jeszcze dziś moje zdjęcie pójdzie do TV. Ponieważ byłam już prawie trzeźwa, pomyślałam o rodzicach. Doszłam do wniosku, że tego nie mogę im zrobić, i podałam swoje dane. Od razu zadzwonili do Częstochowy. Milicja częstochowska już mnie szukała, bo rodzice zgłosili, że zaginęłam. Rodzice mieli przyjechać po mnie na drugi dzień. A tymczasem siedziałam w Izbie.