Выбрать главу

"Koriolis… – Rinah. wytężał pamięć, usiłując powiązać z czymkolwiek to imię czy nazwisko. – Koriolan, to owszem… Był ktoś taki… Ale Koriolis?"

Przymknął oczy i nagle zobaczył to słowo napisane przez duże "C" na początku. W jednej chwili wszystko stało się jasne. "Co za szczęście, że przed wyjazdem wkuli mi w głowę trochę zapomnianych dawno podstaw dynamiki brył! A już myślałem, że do niczego mi się to nie przyda. – Ale… co wynika z faktu, że Coriolis jest tu nieobecny? A ściślej mówiąc, siła Coriolisa, bo o nią zapewne tu chodzi… Czyżby Lars sam to odkrył?"

Rinoh oblał się zimnym potem. W jego mózgu zderzyło się nagle kilku dotychczas nie wiążących się ze sobą faktów. Lars mógł się mylić w swych wnioskach, lecz jego zniknięcie razem z tymi wnioskami świadczyło, że najprawdopodobniej miał rację…

…Jeśli to prawda, to… – Rinah nie umiał znaleźć odpowiedniego określenia. – Po prostu koszmar… Nie, trzeba to koniecznie sprawdzić!"

Pośpiesznie przewinął taśmę i włączył przycisk kasowania zapisu.

ROZDZIAŁ XIV

Wezwanie na pierwszy poziom było sporym zaskoczeniem. Mogło oznaczać zarówno grube nieprzyjemności, jak też interesujące propozycje.

Nikor zrobił w windzie pospieszny rachunek sumienia, z którego jednak nie wynikał żaden prawdopodobny powód wezwania go do głównego biura zatrudnienia Pierwszego Segmentu. Jego wskaźnik SC w ciągu ostatnich dni oscylował wokół jedynki w zupełnie przyzwoitych granicach, a dziś rano wynosił nawet parę setnych ponad jedność. Wedle przyjętych przez siebie założeń, Nikor utrzymywał się konsekwentnie w statystycznie najliczniejszej grupie przeciętnych, nie wyróżniających się ani na plus, ani na minus, mieszkańców Paradyzji. Dlatego też wezwanie zaniepokoiło go dość poważnie.

Brak wyraźnej zmiany wskaźnika SC po wczorajszej rozmowie z Ziemianinem świadczył o skuteczności podjętych środków bezpieczeństwa. Rozmowa nie wzbudziła podejrzeń Centrali, nie mogła zatem być przyczyną wezwania.

Kilka minut po siódmej Nikor znalazł się w pokoju wskazanym w wezwaniu. Za pulpitem z monitorami i czytnikami taśm siedział urzędnik, nieduży człowieczek o przesadnie grubej szyi i okrągłej, czerwonawej twarzy. Grubymi palcami przebierał po klawiaturze monitora, przez chwilę jakby nie zauważając petenta.

– Spóźniamy się – odpowiedział po długiej pauzie na powitanie Nikora.

– Winda… – bąknął Nikor. – Jedna się popsuła, a druga…

– Wiem – przerwał urzędnik, podnosząc oczy znad pulpitu. – Trzeba zawsze to uwzględniać. Chcemy powierzyć ci odpowiedzialną pracę, musisz być solidny i punktualny.

"Odpowiedzialna praca… – pomyślał Nikor z niepokojem. – Chyba nie w służbie porządkowej?"

– Taak… – wycedził czerwonogęby, wpatrując się bladoniebieskimi oczyma w twarz Nikora. – Prezencja dobra, włosy, broda… Bardzo dobrze.

Milczał znowu przez chwilę, grzebiąc pośród kaset fonicznych rozłożonych na pulpicie.

– Wiesz, dlaczego byłeś tak długo na dole? – rzucił nagle ostrym głosem.

– Wiem. Za opowiadanie fantastyczno-naukowe…

– Nie za opowiadanie, tylko za kretyńskie pomysły! – zaperzył się nagle urzędnik.-Za opowiadania u nas dostaje się punkty dodatnie. O ile posiadają pozytywne walory – uzupełnił.

Nikor chciał zapytać, czy istnieją też walory negatywne, ale powstrzymał się od jawnej złośliwości.

– Twoje opowiadanie było po prostu mętnym bredzeniem, podważającym nienaruszalne podstawy! – ciągnął urzędnik, uderzając miarowo dłonią w pulpit.

Nikora znów zaświerzbił język, by zapytać, w jaki sposób można podważyć nienaruszalne, i to przy pomocy bredni, ale zamiast tego powiedział z przekonaniem:

– Teraz już to rozumiem i nigdy więcej nie będę tworzył żadnych bredni.

Czerwona twarz uśmiechnęła się niespodziewanie.

– No, nie, nie… Nie aż tak. Po prostu teraz już będziesz wiedział, o czym nie należy mówić. Zresztą dajmy spokój tym starym dziejom. Było, nie ma. Dajemy każdemu kredyt zaufania i pełne szansę wszechstronnego rozwoju talentu… we właściwym kierunku. Do wczoraj jeszcze nie wiedzieliśmy, co z tobą zrobić, ale teraz już możemy zaproponować ci nowe zajęcie.

– Chętnie przyjmę każdą pracę.

– To dobrze, bo właściwie… komputer nie dał ci wyboru. Etat się zwolnił, a ty akurat nam pasujesz. Te twoje wiersze są zupełnie niezłe…

Nikor zadrżał.

– Wiersze? – spytał niepewnie.

– No te, które recytowałeś temu pisarzowi z Ziemi. Komputer nie mógł oczywiście ocenić ich wartości, ale ponieważ właśnie wczoraj zmarł nam facet na etacie Ludowego Poety Pierwszego Sektora, a ty jesteś bez przydziału, więc… No, po prostu Centrala zanotowała te wiersze i zasygnalizowała nam pojawienie się nowego twórcy… To twoje opowiadanie sprzed dziesięciu lat pod względem literackim też nie było złe… Jednym słowem, proponuję ci objęcie etatu poety. Oczywiście na okres próbny. Praca lekka, sześć godzin dziennie, od siódmej do trzynastej…

– Ale… ja przecież… – zająknął się Nikor. – Ja nie podołam…

– Nie bądź taki skromny! Chwaliłeś się przed przybyszem z Ziemi, a teraz tu bawisz się w kokieterię! Masz talent, znam się na tym. Będziesz oczywiście musiał popracować nad formą, a nade wszystko selekcjonować tematykę. Najlepiej będzie, jeśli uzgodnisz ze mną treść każdego wiersza. Oczywiście nie krępujemy swobody twórczej, nie narzucamy tematów… Ten pierwszy twój wiersz, taki zabawny, ma w sobie coś z plebejskiej, beztroskiej przyśpiewki, z renesansowej radości życia… Może być. Od czasu do czasu trzeba ludziom dodać trochę tej lekkości ducha… Byle nie ograniczać się do tego jedynie. Potrzeba nam też takich wierszy jak ten drugi. Przede wszystkim takich! Opiewających trud i wysiłek, pracę dla ogólnego dobra… ale z optymistycznym wydźwiękiem. Jak to było? "…nie czas, tu żałować"… czegoś tam.

– Lar i penat – podrzucił Nikor.

– No właśnie, tego… nie wiem wprawdzie, co to znaczy, ale skoro Centrala przepuściła te słowa, to mogą być. Więc właśnie tak, nie żałować, tylko do roboty. A ta dyskretna krytyka warunków pracy, o tym pyle, to też dobre! To mobilizuje służby bezpieczeństwa i higieny pracy. Byle nie przejaskrawić. Krytyka tak, krytykanctwo nie! Ale u ciebie to jest dobrze wyważone. A co do ostatniego wierszyka, to… raczej nie radziłbym takich za dużo… Najlepiej w ogóle nie. Wszelkie takie dwuznaczne nawiązania do czegoś, co i tak nieosiągalne, budzą tylko niepotrzebne tęsknoty do świata, którego nie ma… A dlaczego nie ma? Bo tam, na Ziemi, zniszczyli już doszczętnie te ptaszki, ślimaczki i w ogóle… o, właśnie! W to uderzyć! Ja bym to tak napisał: "Ślimaku, co w fenolu zdychasz, rzuć to w cholerę i przyjedź do nas, do Paradyzji. Tu będziesz miał przynajmniej akwarium z czystą wodą!" – O, coś w tym rodzaju, dobre by było… – Rumiany urzędnik od kultury rozochocił się najwyraźniej i zanosiło się na to, że za chwilę sam zacznie układać wiersze. – Czy, jako twórca, będę mógł korzystać z zezwolenia na poruszanie się po różnych piętrach? – spytał Nikor, chcąc uzyskać przynajmniej trochę przywilejów w zamian za służenie społeczeństwu swym talentem. – To niezbędne dla szerszej inspiracji…

– Ależ tak, tak, oczywiście!

– A… przepustka do innych sektorów?

– O, to już raczej… tylko za wybitne osiągnięcia… – zawahał się urzędnik. – Ale nie wykluczam, nie wykluczam. Wszystko zresztą zależy od ciebie. O normach wydajności twórczej porozmawiamy za kilka dni. Na razie przygotuj projekt planu pracy na najbliższy kwartał. Będziemy, rzecz jasna, w ścisłym kontakcie.

…Do diabła! – pomyślał Nikor. – To nie był najlepszy pomysł. Ale kto mógł przewidzieć, że wyniknie z tego jakieś nieszczęście… Przedobrzyłem chyba z tymi wierszykami. Nie dość, że komputer niczego podejrzanego w nich nie znalazł, to jeszcze… musiały mu się spodobać…"

Jedynym pozytywnym skutkiem całej afery było zezwolenie na swobodna zmianę pięter wedle własnego życzenia. To też miało swoja wartość.