Oprócz tych oczywistych faktów, nie dowiedziałem się zbyt wiele o samych wampirach umysłu. Skłaniam się ku koncepcji twierdzącej, że w śladowych stosunkowo ilościach były one zawsze obecne na Ziemi. Możliwe, że chrześcijańska koncepcja diabła wyrasta z jakichś niejasnych intuicji, dotyczących roli, jaką odegrały one w historii ludzkości; przenikając bowiem ludzki umysł powodują, że staje się on wrogiem życia i gatunku ludzkiego. Byłoby jednakże błędem obarczać wampiry wyłączną winą za wszelkie nieprawości, jakie miały miejsce w historii ludzkości. Człowiek jest zwierzęciem starającym się przemienić w boga — i wiele z jego problemów jest nieuchronnym skutkiem tego właśnie dążenia.
Mam pewną teorię, którą wyłożę obecnie, by ukształtować całościowy obraz problemu. Podejrzewam, że wszechświat pełen jest gatunków podobnych nam i usiłujących się rozwijać. We wczesnych stadiach ewolucji każdy gatunek jest zajęty głównie zdobyciem kontroli, nad swym środowiskiem, pokonaniem wrogów i zapewnieniem sobie pożywienia. Ale wcześniej czy później przychodzi taki moment, gdy gatunek przerasta ten etap i jest już w stanie skierować uwagę ku swemu wnętrzu, ku przyjemnościom płynącym z poznania umysłu; „Królestwem moim jest mój umysł”, powiedział sir Edward Dyer. Kiedy człowiek zda sobie sprawę z faktu, że to jego własny umysł jest owym królestwem i to w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu, wielkim niezbadanym lądem, to w tym momencie przekracza granicę, dzielącą zwierzę od boga.
A więc, podejrzewam, że owe wampiry umysłu specjalizują się w odnajdywaniu gatunków, które prawie że osiągnęły ten poziom ewolucji, które są o krok od osiągnięcia nowej mocy, a następnie żerują na nich tak długo, dopóki ich nie zniszczą. Samo zniszczenie nie jest ich celem. Kiedy bowiem to uczynią, będą zmuszone szukać innych żywicieli. Intencją ich jest żerowanie na ogromnych zasobach energii, wytwarzanych w trakcie ewolucji — tak długo, jak to jest możliwe. Zadaniem ich jest, w związku z tym, niedopuszczanie do tego, aby człowiek odkrył swój świat wewnętrzny — i skupianie jego uwagi wyłącznie na świecie zewnętrznym. Sądzę, że nie powinna budzić wątpliwości teza, iż wojny toczone w XX wieku były przebiegłą manipulacją, dokonaną na ludziach przez wampiry. Hitler, tak jak de Sade, był kolejnym „ZOMBI”. Wojna, która miałaby doprowadzić do całkowitej zagłady ludzkości, nie służyłaby ich celom; ale ciągle trwające, lokalne konflikty są dla nich bardzo korzystne.
Kim byłby człowiek, gdyby był w stanie zniszczyć żerujące w jego umyśle wampiry, albo przynajmniej się ich pozbyć? Pierwszym objawem byłoby z pewnością poczucie ogromnej ulgi, wyzwolenia; nagły dopływ energii i optymizmu. Pierwsza fala owej energii przyniosłaby zapewne znakomite dzieła sztuki. Ludzkość zareagowałaby na podobieństwo dzieci, które zwolniono dzień wcześniej ze szkoły na wakacje. Później ludzka energia kierowałaby się ku swemu wnętrzu. Człowiek podjąłby realizację dziedzictwa Husserla. (Niewątpliwe znaczenie posiada fakt, że to właśnie Hitler ponosi odpowiedzialność za śmierć Husserla w momencie, kiedy tylko krok dzielił go od nowych odkryć). Wkrótce zdałby sobie sprawę z tego, że posiada wewnętrzną moc, przy której bomba termojądrowa wydaje się być tylko dziecinną igraszką. Być może, wspomagany takimi środkami jak meskalina, stałby się, po raz pierwszy, MIESZKAŃCEM ŚWIATA UMYSŁU — tak, jak obecnie jest obywatelem planety Ziemi. Poznałby kontynent umysłu, tak jak Livingstone i Stanley Afrykę; odkryłby, że ma wiele „jaźni”, a jego wyższe „jaźnie” są tym, co jego przodkowie zwali bogami.
Mam jeszcze inną teorię, która jest tak absurdalna, że ledwo ośmielam się o niej wspomnieć. Mówi ona, że mianowicie wampiry umysłu są, w niezamierzony zupełnie sposób, instrumentem w rękach jakichś wyższych mocy. Mogą one, oczywiście, zniszczyć każdy gatunek, który staje się ich żywicielem. Jeśli jednak przypadkiem gatunek ten uświadomi sobie niebezpieczeństwo — efekt może być wprost przeciwny do zamierzonego. Głównymi przeszkodami na drodze rozwoju ludzkości są: nuda i ignorancja, tendencja do bezwładnego poddawania się prądowi wydarzeń. W pewnym sensie są to, być może, większe niebezpieczeństwa — lub co najmniej przeszkody — niż sama obecność wampirów. Kiedy dany gatunek uświadomi sobie istnienie wampirów, walka z nimi jest wygrana. Mogą one zatem służyć jako rodzaj szczepionki, uodporniającej na indyferentyzm i lenistwo. Jest to, jednakże, tylko luźna spekulacja z mojej strony…
Następny problem jest o wiele ważniejszy niż wszystkie dotychczasowe spekulacje. — Jak można się ich pozbyć? Zwykłe opublikowanie „faktów” o nich niczego przecież nie rozwiąże. Fakty z historii ludzkości nic nie znaczą, po prostu zostałyby zignorowane. Ludzkości trzeba jednak w jakiś sposób uświadomić to niebezpieczeństwo. Gdybym — co byłoby — takie łatwe — zaaranżował wywiad w telewizji, czy opublikował serię artykułów na ten temat w gazetach, być może byłbym wysłuchany, ale bardziej prawdopodobne jest, że uznano by mnie za szaleńca. Tak, doprawdy, jest to ogromny problem. Poza namówieniem wszystkich do zażywania porcji meskaliny, nie widzę innego sposobu przekonania ludzkości o istnieniu pasożytów. A zresztą — nie ma żadnej gwarancji, że i meskalina przyniosłaby pożądane rezultaty; gdybym był tego pewien, mógłbym przecież zaryzykować wrzucanie dużej ilości tego środka do miejskiej sieci wodociągowej. Nie, coś takiego jest nie do pomyślenia. Przy gotowości wampirów do zmasowanego ataku przytomność umysłu jest czymś zbyt cennym, aby ją narażać na ryzyko. Teraz dopiero rozumiem, dlaczego mój eksperyment w „Trans — wór Id Cosmetics” zakończył się tak tragicznie. Wampiry CELOWO ZNISZCZYŁY TYCH LUDZI, by ich los był dla mnie przestrogą. Przeciętnemu człowiekowi brak wewnętrznej dyscypliny, aby im się oprzeć. Oto, dlaczego poziom samobójstw jest taki wysoki…
MUSZĘ lepiej poznać te stworzenia. Dopóki wiem o nich mało, mogą mnie zniszczyć. Jeśli poznam je bliżej, być może znajdę sposób, by uświadomić ludzkości zagrożenie wiszące nad nią”…
Fragment, który przytoczyłem obecnie jest oczywiście tym urywkiem, od którego zacząłem czytanie. Wybrałem jego środkową część. Refleksje Historyczne są w istocie rozwlekłymi dywagacjami nad naturą owych pasożytów umysłu i ich rolą w historii ludzkości… Praca Weissmana ma postać dziennika czy też zbioru luźnych przemyśleń. Nie udało mu się uniknąć ogromnej ilości powtórzeń. Był człowiekiem, który mimo że próbuje ściśle trzymać się pewnej linii przewodniej w swoich rozważaniach, to jednak nieustannie z niej zbacza.
Zaskoczony byłem jego umiejętnością koncentrowania się na tak długie okresy. Ja na jego miejscu z pewnością znacznie gorzej radziłbym sobie z panowaniem nad nerwami. Sądzę jednak, że wynikało to z tego, iż sądził, że jest teraz względnie bezpieczny. Wyszedł zwycięsko z pierwszego pojedynku i był oszołomiony odniesionym zwycięstwem. Głównym problemem stało się teraz — jak pisał — przekonanie innych ludzi do jego odkrycia. Jednak, jak się wydaje, nie sądził, by była to szczególnie nagląca sprawa. Miał świadomość, że jeśli opublikowałby wyniki swego odkrycia wprost — uznano by go po prostu za szaleńca. Jako naukowiec, w każdym razie, miał wpojony nawyk ciągłego weryfikowania faktów i gromadzenia ich jak największej liczby, zanim się je opublikuje. To co mnie zastanawiało — i do dziś niepokoi — to fakt, że nie starał się ze swego odkrycia nikomu zwierzyć, nawet żonie. Już samo to wskazuje na osobliwy stan jego umysłu; czyżby był tak pewny, że nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo, że zaczął lekceważyć czas? Czy też euforia, jaka go ogarnęła, była następną sztuczką ze strony pasożytów? Bez względu na to, co się stało, kontynuował pisanie swych notatek w przekonaniu, że wygra tę walkę — aż do dnia, w którym „one” doprowadziły go do samobójstwa.