Выбрать главу

Weszliśmy do budynku i napiliśmy się gorącej j kawy. Dołączyło do nas teraz piętnastu czołowych senatorów, stąd pomieszczenie było przepełnione. Poprosiliśmy ich o ciszę, następnie wszyscy usiedliśmy, koncentrując swe umysły na Księżyc, w celu sprawdzenia, czy nasze działania przyniosły oczekiwane rezultaty.

Okazało się, że tak. W ciągu dwudziestu minut połowa tej części Księżyca, którą widzieliśmy dotąd z Ziemi, przesunęła się w kierunku zewnętrznym od nas. Druga, ciemna dotychczas strona satelity, obracała się zaś ku nam. W rezultacie, dokładnie tak jak to zakładaliśmy, zakłócające działanie Księżyca zmalało o połowę. Przez tysiące lat strumień energii psychicznej skierowany był ku Ziemi — teraz płynął w przestrzeń kosmiczną. Zastygłe siły witalne Księżyca nie posiadały już aktywnej inteligencji. Nie były w stanie ocenić sytuacji ani rozpoznać faktu, że ich dom obraca się. Poza tym, obracał się on w sposób, który komplikował całą sytuację. Przez wieki całe ich uwaga skierowana była ku Ziemi, która obracała się od lewej strony do prawej, z prędkością powierzchniową niewiele przekraczającą tysiąc mil na godzinę. Obecnie ich własny glob obracał się pod kątem prostym w stosunku do osi obrotów Ziemi. W rezultacie powstało nieuniknione zamieszanie.

Po godzinie dawna ciemna strona Księżyca była już całkowicie zwrócona ku naszej planecie. Zakłócające wibracje płynące z Księżyca ustały niemal całkowicie. Pytaliśmy senatorów, czy odczuwają jakąś zmianę. Niektórzy nie czuli nic, inni — lekko zakłopotani — odpowiadali, że są nieco „spokojniejsi” niż przed godziną.

Wówczas dopiero mogliśmy powiedzieć prezydentowi, co miał oznajmić w swym wystąpieniu. Plan nasz był prosty i przejrzysty — miał on jedynie oświadczyć, że amerykańska stacja badawcza na Księżycu została zniszczona zaraz po poinformowaniu Ziemi o przybyciu uzbrojonych, gigantycznych istot. Prezydent trochę wątpił, czy przyniesie to oczekiwane rezultaty, ale zapewniliśmy że tak, a tymczasem wysłaliśmy go, aby się trochę przespał.

Nie byłem świadkiem historycznego wystąpienia prezydenta w telewizji. Zapadłem w najdłuższy i najgłębszy sen od czasu, kiedy dwa tygodnie temu opuściliśmy im Ziemię. Zakazałem budzenia mnie. Tak więc, kiedy obudziłem się o godzinie dziesiątej, dowiedziałem się, że pierwszy etap przyniósł pożądane rezultaty. Cały świat słuchał wystąpienia prezydenta.

W większych miastach całego świata informacje o osiowym obrocie Księżyca wywołały histeryczne podniecenie. (Miałem powód, by czynić sobie gorzkie wyrzuty, gdyż mój stary przyjaciel, sir George Gibbs, Królewski Astronom, gdy ujrzał to w obserwatorium w Greenwich — dostał ataku serca; zmarł kilka godzin później). Oświadczenie prezydenta o obecności obcych istot na Księżycu potwierdziło najgorsze obawy całego świata. Nikt nie pytał, dlaczego obce istoty powodowały obrót Księżyca. Lecz fakt, że obracał się, był widoczny gołym okiem przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Była prawie pełnia. Na ogromnych obszarach Azji i Europy widoczność była doskonała. Co prawda, rotacji Księżyca nie można było zauważyć od razu — tak jak i ruchu wskazówki minutnika na zegarze — ale każdy, kto przyglądał mu się dłużej niż przez dziesięć minut, widział wyraźnie, że obracał się z północy na południe.

Mieliśmy nadzieję, że wiadomości te odwrócą uwagę ludzi od kwestii wojny, ale nie wzięliśmy pod uwagę pasożytów. Koło południa dowiedzieliśmy się, że wystrzelono sześć wodorowych rakiet w kierunku północnych obszarów Jugosławii i Włoch. Zniszczyły one obszar ponad tysiąca mil kwadratowych. Hazard nie mógł zakończyć wojny bez oddania wystrzału. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby chociaż zabił przy okazji Gwambe. Ale jak się okazało, nie zabił go — Gwambe późnym popołudniem oświadczył w przemówieniu telewizyjnym, że bez względu na obecność obcych istot na Księżycu, przysięga, że nigdy nie wybaczy Hazardowi rzezi swych ludzi. (Tak naprawdę zginęli głównie cywile jugosłowiańscy i włoscy; przeważająca część sił Gwambe znajdowała się bardziej na południu). Od tego momentu — powiedział Gwambe — celem działań wojennych jest całkowite zniszczenie białej rasy.

O szóstej wieczorem dotarły do nas nieco lepsze wiadomości — tysiące ludzi Gwambe zdezerterowało. Perspektywa inwazji obcych istot z Księżyca wyzwoliła w nich lęk o własne rodziny, z którymi chcieli teraz być. Nadal jednak Gwambe twierdził, że jego ludzie będą walczyć do końca. Parę godzin później rakieta wodorowa zniszczyła miasto Graz w Styrii. Zginęło pół miliona ludzi Hazarda. Trzy następne rakiety wybuchły na nie zaludnionym terenie pomiędzy Graz a Kagenfurtem, zabijając tylko kilka osób, ale za to dewastując setki mil kwadratowych. Późną nocą dowiedzieliśmy się, że siły Hazarda ostatecznie przekroczyły granicę Jugosławii i stoczyły walkę ze znacznymi siłami Gwambe koło Maribor. Samo miasto Maribor zostało całkowicie zniszczone przez działa wykorzystujące promienie kosmiczne, a starcie obydwu armii odbyło się o milę od miasta.

Nagle stało się jasne, że musimy wkroczyć do akcji. Mieliśmy nadzieję, że zagrożenie płynące z Księżyca wstrzyma działania wojenne na parę dni, dając tym samym czas Światowej Radzie Bezpieczeństwa.

Co pasożyty miały do wygrania dzięki kontynuacji wojny? Jeśli świat uległby zniszczeniu — co by niewątpliwie miało miejsce — one same zginęłyby także. Z drugiej strony, gdyby udało się wojnie zapobiec, szansa ich przetrwania była prawie żadna. Teraz, gdy wiedzieliśmy już, że pasożyty nie są zdolne przetrwać w przestrzeni kosmicznej, mogliśmy codziennie niszczyć tysiące z nich (o ile, oczywiście, nie przystosowałyby się do tych warunków). Być może miały nadzieję, że kilka tysięcy ludzi przetrwa kataklizm, tak jak poprzednio przetrwali katastrofy Księżyca. Jakikolwiek był powód, wydawało się, że za wszelką cenę dążą do tego, by ludzkość popełniła samobójstwo.

Ważny był pośpiech. Jeśli Gwambe czy Hazard szukali zagłady totalnej, łatwo mogli to osiągnąć. Nawet zupełnie niekompetentny inżynier mógł bez trudu przekształcić „czystą” bombę wodorową w bombę z kobaltową osłoną. Można było dokonać tego w ciągu dwudziestu czterech godzin. To prawda, że nawet w takim przypadku, ludzkość mogłaby się jakoś ocalić — byłaby to po prostu kwestia znalezienia sposobu oczyszczenia atmosfery z kobaltu 60. Z naszymi możliwościami psychokinetycznymi moglibyśmy sobie z tym poradzić, ale zajęłoby to miesiące, a może nawet lata. Być może na to właśnie liczyły pasożyty.

Grupa naukowców z Durango (Colorado) pracowała nad pewnym typem rakiety kosmicznej, napędzanej za pomocą gigantycznych fotonowych żagli. Słyszeliśmy o tym jeszcze w bazie nr 91. Była ona skonstruowana ze specjalnie lekkiego stopu litu i berylu i miała ogromne rozmiary, co było konieczne dla podtrzymania gigantycznych żagli. Zwróciłem się z tym do prezydenta. Na jakim etapie realizacji znajdował się ten projekt? Czy można taki statek użyć już teraz? Skontaktował się z bazą w Durango i wrócił z konkretną odpowiedzią: nie. Co prawda szkielet był już gotowy, ale silniki nadal pozostawały na etapie eksperymentalnym.

Powiedziałem prezydentowi, że nie ma to znaczenia. Potrzebny był nam tylko statek kosmiczny. I musiał być koniecznie pomalowany czarną farbą. Z bazy odpowiedziano nam, że to niemożliwe: powierzchnia jego wynosiła około dwóch mil kwadratowych. Prezydent gniewnie krzyknął coś w teleekran. Następnie wyłączył go zupełnie. Powiedział mi, że statek będzie pociągnięty czernią do czasu, kiedy wylądujemy w Durango.