Выбрать главу

Moje znalezisko wywołało wiele poważnych komentarzy w światku archeologicznym. W tej kwestii mój pierwszy pogląd był następujący: figurki należały do innej kultury protohetyckiej (to jest poprzedników Hetytów), która różniła się istotnie od tej, którą odkryto w Bogazkóy i od której Hetyci przejęli zasady pisma. Pithanas władał Hetytami około 1900 roku p.n.e. Jeśli hipoteza moja była słuszna, to zapis głosił, że przed Pithanasem żyli tu wielcy Protohetyci, od których Hetyci przejęli zasady swego pisma. („Poniżej” mogło oznaczać także, że ich groby znajdowały się poniżej grobów Hetytów, tak jak w Bogazkóy). Odnośnie wzmianki o Tuthalijasie, innym władcy Hetytów z około 1700 roku p.n.e., znowu wydaje się prawdopodobne, że Hetyci przejęli część rytuału religijnego od Protohetytów, którzy uznawali „Abhotha Ciemnego” (lub nieczystego) za boga.

Była to, podkreślam, moja pierwsza hipoteza mówiąca, że Hetyci przejęli czasowo religię swych poprzedników na Karatepe i w związku z tym wyryli napisy na hetyckich statuetkach. Im jednak więcej rozmyślałem o dowodach na rzecz tej tezy (które są zbyt skomplikowane, by tu je przytaczać), tym bardziej skłaniałem się ku innej hipotezie, tej mianowicie że statuetki owe mogą być pomocne przy wyjaśnieniu zagadki, w jaki sposób kultura w Karatepe trwała tak długo po upadku imperium Hetytów. Jaka siła może stanowić zaporę dla najeźdźcy przez tak długi okres? Siła oręża w tym przypadku nie wchodziła w grę. Znaleziska w Karatepe świadczą raczej o artystycznym, a nie militarnym nastawieniu tej kultury. A może neutralność? Lecz dlaczego mieliby być neutralni? Poprzez Karatepe, Zincirli i Karkemisz wiodła droga na południe, do Syrii i Arabii. Nie wydaje mi się, że istnieje tylko jedna siła, która mogłaby być na tyle potężna, aby powstrzymać ambitny i wojowniczy naród przed ekspansją: strach, u podłoża którego leżą przesądy. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że siła Karatepe i jej sąsiadów leżała w potężnej religii — magii! Najprawdopodobniej Karatepe było wysoko cenionym centrum kultury magicznej, tak jak Delfy w Grecji. Hipoteza ta wyjaśniałaby obecność owych dziwnych reliefów przedstawiających ludzi z głowami ptaków, dziwaczne stwory podobne do chrząszczy, uskrzydlone lwy i byki.

Reich nie podzielał mojej opinii w tej kwestii. U podstaw naszych odmiennych poglądów legł problem wieku owych statuetek. Twierdził on mianowicie, że mimo świetnego stanu, w jakim się zachowały, były one o wiele tysięcy lat starsze od tych, pochodzących z kultury protohetyckiej. Dowodząc swej hipotezy, powołał się na dane uzyskane przy użyciu jego „elektronicznego datownika”. Jest rzeczą oczywistą, iż zależało mi na tym, aby moja metoda datowania była jak najbardziej dokładna, nie byłem więc zadowolony z mojego, dość prowizorycznego, sposobu oceny wieku znalezisk. Szkopuł leżał jednak w tym, o ile wiem — w Azji Mniejszej nie istniała żadna cywilizacja przed 3000 rokiem p.n.e. Wprawdzie na południu istniała cywilizacja, której pozostałości datuje się na 5000 lat p.n.e., ale nie sięgała ona po tereny obecnej Turcji. Któż więc wyrzeźbił te statuetki? Jeśli nie Protohetyci — to kto? A może przyniesione zostały tutaj z odległych południowych terenów? Jeśli tak, to z których?

Przez pierwsze dwa wspólnie spędzone miesiące Reich kontynuował pracę nad udoskonalaniem funkcjonowania swego „neutronowego” datownika. W tym celu postanowił użyć moich statuetek. Miały one być podstawowym materiałem testowym. Jednak używając ich jako podstawy do skalowania urządzenia, doszliśmy do wręcz absurdalnych wyników. Urządzenie było niezwykle dokładne w datowaniu skorup sumeryjskich i babilońskich. Służyły one jako dodatkowy materiał kontrolny dla oceny trafności pomiaru datownika.

Nie bardzo nam jednak poszło ze statuetkami. Rezultaty były na tyle zaskakujące, że z pewnością błędne. Wiązka elektronów skierowana została na maleńkie próbki pyłu kamiennego, znajdującego się w pęknięciach i otworach statuetek. Ze stopnia zwietrzenia i zniszczenia tych fragmentów datownik powinien odczytać przybliżony czas, w którym rzeźbiono w tym bazalcie. W tym przypadku urządzenie zawiodło całkowicie. Wskazówka na skali przesunęła się maksymalnie i wskazała około 10 tysięcy lat! Reich zamierzał poszerzyć skalę, wiedziony czystą ciekawością, aby zobaczyć, w którym miejscu skali wskazówka się zatrzyma. I rzeczywiście, dzięki kilku prostym operacjom podwoił skalę. Igła ponownie zatrzymała się dopiero na maksymalnej liczbie umieszczonej na skali. Zakrawało to już na szaleństwo; Reich zaczął się zastanawiać, czy nie popełnił jakiegoś elementarnego błędu. A może kurz nie pochodził z rzeźbienia? W takim wypadku datownik podawał nam wiek bazaltu! Mimo wszystko Reich polecił swym asystentom poszerzyć skalę tak, by pozwalała mierzyć wiek obiektów, które miały do miliona lat. Było to zadanie ogromne i zajęłoby większość lata. Wtedy to zorganizowaliśmy wycieczkę do Karatepe, aby problem zbadać u samego źródła.

Tak… źródło tego problemu. Jakże nieprawdopodobnym wydaje się teraz, gdy to opowiadam! Czy można nie wierzyć w prostą koincydencję w świetle tego, co mi się przytrafiło? Dwa moje podstawowe problemy zlały się w jeden: problem samobójstwa mego przyjaciela i bazaltowych figurek. Kiedy wracam myślami do owego lata, muszę porzucić wiarę w materialistyczny determinizm historyczny.

Spróbujmy jednak opowiedzieć wszystko po kolei.

Do Kadirli dotarliśmy szesnastego kwietnia. Siedemnastego założyliśmy obóz w Karatepe. Muszę przyznać, że nic nie mogło nas powstrzymać przed powrotem na jakiś czas z Karatepe do komfortowego hotelu w Kadirli. Ale robotnicy musieli nocować w najbliższej wiosce, postanowiliśmy więc, że lepiej będzie, jeśli większość czasu spędzimy na wykopaliskach. A poza tym moja romantyczna natura buntowała się przeciwko opuszczaniu co wieczór drugiego tysiąclecia p.n.e. i powrotu, na podobieństwo nagłego skoku, w koniec wieku dwudziestego. Tak więc rozbiliśmy namioty na pustynnej równinie w pobliżu wzniesienia. Regularnie docierał do nas z dołu potężny ryk kłębiących się nieustannie żółtych wód rzeki Pyramus. Elektroniczna sonda została umieszczona na szczycie usypiska.

Powinienem teraz powiedzieć kilka zdań na temat przyrządu służącego datowaniu. Był to wynalazek Reicha, który zrewolucjonizował całą archeologię. W gruncie rzeczy urządzenie pracowało na podobieństwo wykrywacza min i opierało się na wykorzystaniu promieni X. Ale detektor min zdolny jest wykrywać tylko metal, a promienie X zatrzymują się jedynie na ciałach stałych, nieprzezroczystych. Ponieważ ziemia jest właśnie stała i nieprzezroczysta, stara zasada działania promieni X nie mogła być w archeologii w ogóle zastosowana. Co więcej, rzeczy interesujące archeologów — kamienie, gliniane skorupy i cała reszta — mają strukturę molekularną mniej lub bardziej zbliżoną do otaczającej je ziemi, tak że rzadko można je było wykrywać za pomocą promieni X.

Zmodyfikowany przez Reicha elektroniczny laser penetrował ziemię na głębokość trzech mil, a zasada na jakiej funkcjonował — „neutronowy feedback” pozwalała na natychmiastowe wykrycie wszelkich obiektów o regularnym kształcie: na przykład kamiennej płyty. Jedynym problemem było dokopanie się do znalezionego przedmiotu, ale i tego dokonać można było stosunkowo łatwo przy użyciu naszych robotów zwanych „kretami”.

Nietrudno było wyobrazić sobie stan mojej ekscytacji, kiedy wyruszaliśmy do Karatepe. Piętnaście lat żmudnego kopania nie przyniosło żadnego efektu, żadnych innych bazaltowych statuetek, żadnego materiału, który mógłby posłużyć za podstawę do wyjaśnienia ich pochodzenia. Sama ilość ziemi, którą by trzeba było wykopać, powodowała, że sprawa wydawała się beznadziejna. Wynalazek Reicha problem ten rozwiązał za jednym zamachem.

A jednak przez pierwsze trzy dni uzyskane wyniki rozczarowywały nas. Pomiary dokonane poniżej starych wykopów nie wykazały niczego interesującego. Następne pół dnia zajęło nam przesunięcie urządzenia w inne miejsce, około stu jardów dalej. Byłem pewien, że tym razem coś wykryjemy — myliłem się jednak. Ponuro patrzyliśmy z Reichem to na rozciągającą się przed nami równinę, to na ogromną konstrukcję elektronicznego probierza i zastanawialiśmy się, ile razy jeszcze będziemy musieli go przesuwać, nim coś „znajdziemy”.