Выбрать главу

Był to moment równy objawieniu; był jak przenikające wszystko olśnienie. Ale stojąc tam, całkowicie niepomny istnienia świata zewnętrznego, koncentrując wszystkie swe siły na owych wewnętrznych przestrzeniach, odczułem coś, co mnie przeraziło. Prawie nie mogę tego opisać. Było tak, jakbym kątem oka — wzrokiem zwróconym ku wnętrzu — spostrzegł obecność obcego stworzenia. Doznałem wręcz szoku, tak jakbym leżąc wygodnie w ciepłej kąpieli nagle poczuł, jak coś śliskiego ociera mi się o nogę.

W tym momencie olśnienie minęło. Patrząc na szczyty gór przede mną jak i na wędrujący księżyc, poczułem dreszcze zadowolenia. Było tak, jakbym wrócił do domu po długiej podróży z drugiego końca wszechświata. Czułem się zmęczony, kręciło mi się w głowie. Wszystko trwało zaledwie pięć minut. Wróciłem do swego namiotu i spróbowałem znowu zajrzeć w głąb siebie. Na chwilę mi się to udało.

Tym razem jednak nie czułem nic.

Leżąc już, otulony śpiworem, stwierdziłem, że nie chce mi się spać. Wolałbym pogawędkę z Reichem lub z kimkolwiek. Musiałem jakoś wyrazić to, z czego zdałem sobie nagle sprawę. Człowiek zakłada, że jego świat wewnętrzny jest czymś prywatnym. „Mogiła jest przyjemnym, prywatnym miejscem”, powiedział Marvell i to samo sądzimy o umyśle. W rzeczywistym świecie nasza wolność jest ograniczona, w wyobraźni możemy robić wszystko, co nam się żywnie podoba; co więcej, możemy nie dopuścić świata do naszych sekretów, umysł jest bowiem najbardziej prywatnym miejscem we Wszechświecie. Czasem, być może zbyt prywatnym. O kluczu, każdy w swoim więzieniu, myślimy. Cały problem leczenia szaleńca zawarty jest w umiejętności włamania się do tego więzienia.

Nie mogłem jednak zapomnieć tego, iż poczułem, że wewnątrz mego umysłu znajduje się ktoś obcy. Wróciłem do tego problemu w myśli, i teraz nie wydawało mi się to tak przerażające. W końcu — jeśli się wchodzi do swego pokoju i nagle napotyka się tam na kogoś obcego, to pierwszą naturalną reakcją jest strach, że może jest to złodziej. Ale wkrótce strach mija. Nawet jeśli jest to złodziej, to konfrontacja z nim staje się czymś rzeczywistym, zagrożenie jest realne — i wówczas ów błysk przerażenia przemija. To, co mnie tak zaszokowało, to poczucie czegoś — lub kogoś — wewnątrz mojej, że tak powiem, własnej głowy.

Strach przed nieznanym minął i umysł po prostu zajął się tym problemem. W tym momencie poczułem się śpiący. Jedną z ostatnich myśli, jaka mi się nasunęła, było przypuszczenie, że mogła to być halucynacja wywołana turecką kawą i cygarem…

Już następnego ranka, koło siódmej, wiedziałem na pewno, że nie była to halucynacja. Pamięć tych doświadczeń była zadziwiająco jasna. W dodatku — muszę teraz przyznać — doświadczenia te bardziej mnie fascynowały, niż przerażały. Łatwo to zrozumieć. Świat życia codziennego wymaga skupienia uwagi na tym, co się robi, a co zarazem uniemożliwia „zatopienie się w sobie”. Jako romantykowi zawsze brakowało mi codzienności, lubię bowiem pogrążać się w sobie. Problemy i lęki codzienności utrudniają to. No tak, teraz żywiłem lęk wobec czegoś wewnątrz mnie i to przypominało mi, że mój świat wewnętrzny jest tak samo realny i ważny jak świat fizyczny.

Miałem ogromną ochotę porozmawiać o tym wszystkim, co przeżyłem, przy śniadaniu z Reichem. Coś mnie jednak przed tym powstrzymywało — myślę, że była to po prostu obawa, iż zostanę źle. zrozumiany. Zauważył, że jestem jakiś rozkojarzony, ale odparłem mu, że zachowałem się wczoraj wieczorem niezbyt mądrze, paląc cygaro podarowane mi przez Dargę. I to było wszystko, co mu powiedziałem…

Tego ranka doglądałem przenoszenia elektronicznej sondy w nowe miejsce, bliżej wzniesienia. Reich udał się do namiotu, by wymyślić coś, co ułatwiłoby przemieszczanie tego ciężkiego urządzenia — chodziło mu o stworzenie czegoś na podobieństwo poduszki powietrznej, która byłaby umieszczona pod urządzeniem; na przykład pojazd pracujący na podobieństwo poduszkowca. Robotnicy postawili sondę w połowie drogi do ruin, poniżej dolnej bramy. Kiedy wszystko już było gotowe, zająłem miejsce w urządzeniu pomiarowym, nastawiłem odpowiednio ekran i włączyłem przycisk.

Prawie natychmiast zorientowałem się, że czujniki natrafiły na coś. Biała linia, przebiegająca pionowo przez ekran, wskazywała niewielkie wybrzuszenie na wysokości połowy monitora. Kiedy wyłączyłem zasilanie wzmacniając sygnał zwrotny, natychmiast przekształciła się ona w szereg równoległych linii poziomych. Wysłałem kogoś, by ściągnął Reicha i nadal ostrożnie przesuwałem gałki kontrolne, sondując we wszystkich kierunkach wokół odkrytego, regularnego przedmiotu. Monitor wykazał, że przedmiotów takich było więcej, leżących po prawej i lewej stronie odkrytego obiektu.

Było to, oczywiście, pierwsze moje doświadczenie związane z odnajdywaniem czegokolwiek za pomocą sondy; tak więc nie miałem żadnego pojęcia, jakich rozmiarów był odkryty obiekt ani na jakiej głębokości leżał. Kiedy w chwilę później nadbiegł Reich, rzucił tylko okiem na ekran, a następnie na tablicę kontrolną i jęknął:

— Chryste, to cholerne urządzenie zepsuło się!

— W jaki sposób?

— Musiałeś za mocno przekręcić gałki urządzenia kontrolnego i coś się rozłączyło. Zgodnie z tym, co teraz pokazuje, obiekt, który zlokalizowałeś, znajduje się dwie mile pod nami i ma siedemdziesiąt stóp wysokości!

Wstałem z fotela z dość ponurą miną. To prawda, nie potrafię obchodzić się z urządzeniami mechanicznymi. Nowe samochody psują się całkowicie w przeciągu kilku godzin, jeśli tylko ja nimi kieruję. W maszynach, które nie sprawiały dotąd nikomu najmniejszych kłopotów, wysiadały bezpieczniki — jak tylko się do nich zbliżałem. W tym jednak wypadku nie sądziłem, bym cokolwiek złego zmajstrował przy tym urządzeniu, ale i tak miałem poczucie winy.

Reich odkręcił płytę zakrywającą część mechanizmów sondy i zajrzał do środka. Nie stwierdził, by cokolwiek nawaliło, ale zaraz dodał, że po lunchu będzie musiał sprawdzić wszystkie obwody, aby się co do tego upewnić. Kiedy go przepraszałem, klepnął mnie po ramieniu:

— Nie ma sprawy. W końcu coś znaleźliśmy. Teraz tylko musimy się dowiedzieć, jak głęboko to się znajduje.

Zjedliśmy dobry lunch na zimno. Następnie Reich pospieszył do swego urządzenia. Wziąłem nadmuchiwany materac i poszedłem położyć się pod bramą lwów, aby dojść do siebie po nieprzespanej nocy. Spałem głęboko i spokojnie przez dwie godziny:

Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem Reicha stojącego obok mnie i wpatrzonego w rzekę. Spojrzałem na zegarek — i zerwałem się z materaca.

— Czemu, do diabła, nie obudziłeś mnie?

Siadł obok mnie na ziemi. Wyglądał na zrezygnowanego.

— Co się stało? Nie znalazłeś usterki?

Spojrzał na mnie, zamyślony:

— Nie ma żadnej usterki.

— Mówisz, że sonda jest już naprawiona?

— Nie. Ona była w porządku.

— To bardzo dobrze, to pocieszające. W takim razie, co nie grało?

— To właśnie mnie martwi. Wszystko było w porządku.

— Ach, tak! W takim wypadku możesz podać, na jakiej głębokości znajduje się obiekt?

— Tak, mogę. Tak głęboko jak wskazał licznik. Dwie mile.

Opanowałem ogarniające mnie podniecenie, już dziwniejsze rzeczy mi się przytrafiały.