– Być może. Jednak nie chciałbym upokarzać tej zacnej kobiety.
– Z przyjemnością podejmie nas lunchem. Ogata-san skinął głową i przez chwilę milczał. Potem stwierdził z niejakim rozmysłem:
– Prawdę mówiąc, Etsuko, już od jakiegoś czasu myślę o wybraniu się do Nakagawy. Chciałbym odwiedzić tam pewną osobę.
– Tak?
– Zastanawiam się tylko, czy o tej porze będzie w domu.
– A kogóż to ojciec chciałby odwiedzić?
– Shigeo. Shigeo Matsudę. Już od dawna zamierzam złożyć mu wizytę. Być może wraca na lunch do domu, więc niewykluczone, iż uda mi się go złapać. Bardzo odpowiadałoby mi takie wyjście, gdyż nie chciałbym niepokoić go w szkole. – Przez kilka minut Ogata-san wpatrywał się w posąg, a na jego twarzy malował się wyraz zakłopotania. Milczałam, patrząc na pocztówkę, którą powoli obracał w rękach. Potem niespodziewanie klepnął się w kolana i wstał.
– No dobrze, Etsuko – powiedział. – W takim razie chodźmy. Najpierw udamy się do Shigeo, a potem odwiedzimy panią Fujiwara.
Gdy wsiedliśmy do tramwaju jadącego do Nakagawy, musiało już być około południa; wagon był niemożliwie zatłoczony, a ulicami przelewały się tłumy ludzi udających się na lunch. Kiedy wyjechaliśmy z centrum, w tramwaju nie było już takiego tłoku, a gdy dotarliśmy do końcowego przystanku w Nakagawie, została tylko garstka pasażerów.
Wysiadając z tramwaju, Ogata-san stanął na stopniach, drapiąc się w podbródek. Trudno było powiedzieć, czy był to wyraz zamyślenia spowodowanego powrotem w znajome strony, czy po prostu próba przypomnienia sobie drogi prowadzącej do domu Shigeo Matsudy. Staliśmy na betonowym placu otoczonym kilkoma pustymi tramwajami. Ponad naszymi głowami labirynt czarnych drutów przecinał powietrze. Promienie słońca odbijały się ostro od blaszanych tramwajów.
– Cóż za upał – zauważył Ogata-san, ocierając chusteczką czoło. Potem ruszył, kierując swoje kroki w stronę szeregu domów zaczynającego się na dalekim krańcu placu, gdzie stały tramwaje.
Okolica nie zmieniła się wiele przez lata. Droga, którą szliśmy, pięła się w górę i opadała. Domy, w większości mi znajome, stały tam, gdzie pozwalał na to pagórkowaty teren; niektóre usadowione niepewnie na stokach, inne wciśnięte w nieprawdopodobne zagłębienia. Na wielu balkonach wisiały koce i pościel. Szliśmy przed siebie, mijając różne okazałe budynki, lecz nie natrafiliśmy ani na dawny dom Ogaty-sana, ani na dom, gdzie mieszkałam ongiś z moimi rodzicami. Po pewnym czasie zaświtała mi myśl, że być może Ogata-san rozmyślnie wybrał inną drogę. Nie szliśmy chyba dłużej niż dziesięć lub piętnaście minut, lecz upał i pagórkowaty teren zrobiły swoje. Zmęczeni, zatrzymaliśmy się w połowie wznoszącej się stromo ścieżki, gdzie Ogata-san znalazł schronienie pod drzewem ocieniającym część chodnika. Następnie wskazał palcem przyjemnie wyglądający, stary dom z dużym, spadzistym dachem pokrytym tradycyjnymi dachówkami.
– To dom Shigeo – stwierdził. – Znałem dość dobrze jego ojca. O ile mi wiadomo, wciąż mieszka tam jego matka. – Ogata-san znów zaczął drapać się w podbródek, tak samo jak na stopniach tramwaju. Czekałam w milczeniu. – Zupełnie możliwe, że nie ma go w domu – powiedział. – Na pewno zjadł lunch w pokoju nauczycielskim razem z kolegami.
Nadal milczałam. Ogata-san stał obok mnie, patrząc na ów dom. Wreszcie zapytał:
– Etsuko, jak stąd daleko do pani Fujiwara? Tak mniej więcej.
– Tylko kilka minut piechotą.
– Pomyślałem sobie, że najlepiej będzie, jeśli już tam pójdziesz, a ja dojdę za chwilę. Tak będzie najlepiej.
– Bardzo dobrze. Jeśli tak sobie ojciec życzy.
– Prawdę mówiąc, nie powinienem był cię wyciągać na tę wyprawę.
– Nie jestem niepełnosprawna, ojcze.
Zaśmiał się krótko, a potem obrzucił spojrzeniem dom Shigeo Matsudy.
– Myślę, że tak będzie najlepiej – powtórzył. – Po prostu pójdziesz pierwsza.
– Doskonale.
– Sądzę, że to nie potrwa długo. A może – raz jeszcze popatrzył na dom – a może poczekasz tutaj, aż nacisnę dzwonek? Jeśli zobaczysz, że wchodzę, możesz iść do pani Fujiwara. Cóż za nieuprzejmość z mojej strony.
– Wszystko w porządku, ojcze. A teraz niech ojciec słucha, gdyż inaczej nigdy nie trafi do tej jadłodajni. Czy ojciec pamięta, gdzie przyjmował doktor?
Jednak Ogata-san już mnie nie słuchał. Furtka po drugiej stronie drogi otworzyła się i pojawił się w niej chudy, młody mężczyzna w okularach. Był w samej koszuli, a pod pachą trzymał teczkę. Znalazłszy się w słońcu, zmrużył nieco oczy, a potem postawił teczkę na ziemi, pochylił się i zaczął czegoś w niej szukać. Miałam okazję spotkać się kilka razy z Shigeo Matsudą, lecz teraz zdawało mi się, że wygląda dużo szczupłej i młodziej niż wtedy.
Rozdział dziewiąty
Shigeo Matsuda zapiął teczkę, spojrzał dookoła w roztargnieniu, po czym przeszedł na naszą stronę drogi. Rzucił w naszym kierunku krótkie spojrzenie, lecz nie poznawszy nas, poszedł dalej.
Ogata-san odprowadził go kawałek wzrokiem, po czym zawołał:
– Shigeo! Shigeo Matsuda zatrzymał się i odwrócił. Gdy podszedł do nas, na jego twarzy widać było zaskoczenie. – Jak się masz, Shigeo?
Młody mężczyzna spojrzał na nas zza szkieł, po czym wybuchnął radosnym śmiechem.
– Kogo ja widzę! Ogata-san! A to ci dopiero niespodzianka! – Ukłonił się i wyciągnął rękę. – Cóż za wspaniała niespodzianka! No proszę, i nawet Etsuko-san! Jak się pani czuje? Co za miłe spotkanie!
Wymieniliśmy ukłony, po czym uścisnęliśmy sobie ręce. Shigeo Matsuda zwrócił się do Ogaty-sana:
– Czy zamierzał mnie pan odwiedzić? Jeśli tak, to pech, ponieważ właśnie skończyłem przerwę na lunch – Spojrzał na zegarek. – Ale możemy wejść na kilka minut.
– Nie, nie – odrzekł pośpiesznie Ogata-san. – Nie chcemy przeszkadzać ci w pracy. Po prostu przechodziliśmy tędy i przypomniało mi się, że tutaj mieszkasz Właśnie pokazywałem Etsuko twój dom.
– Ależ proszę, naprawdę znajdę kilka minut. Przynajmniej napijemy się herbaty. Upał dziś doprawdy nieznośny.
– Nie, nie, musisz iść do pracy. Przez chwilę obaj mężczyźni stali, patrząc na siebie.
– A co u ciebie, Shigeo? – spytał Ogata-san. – Co słychać w szkole?
– Och, to samo co zwykle. Wie pan, jak to jest. A pan, Ogata-san? Mam nadzieję, iż dobrze się pan czuje na emeryturze. Nie miałem pojęcia, że jest pan w Nagasaki. Ostatnio straciłem kontakt z Jirem. – Następnie zwrócił się do mnie: – Od dawna zamierzam napisać, ale ciągle zapominam.
Uśmiechnęłam się, robiąc jakąś uprzejmą uwagę. Potem obaj mężczyźni znów spojrzeli na siebie.
– Wygląda pan doskonale, Ogata-san – zauważył Shigeo Matsuda. – Czy życie w Fukuoce panu odpowiada?
– Tak, jak najbardziej. Nie wiem, czy wiesz, ale to moje rodzinne miasto.
– Naprawdę?
Znów zapadła cisza, którą po chwili przerwał Ogata-san.
– Nie będziemy cię zatrzymywać. Doskonale rozumiem, że się śpieszysz.
– Ależ nie, mam jeszcze kilka minut. Cóż za szkoda, że nie przechodziliście tędy nieco wcześniej. Może zechciałby mnie pan odwiedzić przed wyjazdem z Nagasaki?
– Tak, spróbuję, ale mam jeszcze tyle wizyt przed sobą.
– Oczywiście, rozumiem, jak to jest.
– A twoja matka, czy dobrze się miewa?
– Doskonale, dziękuję bardzo.
Po tych słowach znów zapadła cisza.
– Cieszę się, że wszystko układa się dobrze – odezwał się wreszcie Ogata-san. – Tak, właśnie przechodziliśmy tędy i pokazywałem Etsuko-san, że tutaj mieszkasz. Nawet wspominałem, jak przychodziłeś bawić się z Jirem, gdy byliście małymi chłopcami.