Выбрать главу

Shigeo Matsuda zaśmiał się.

– Tak, czas szybko leci, prawda? – powiedział. – To samo mówiłem do Etsuko. Prawdę mówiąc, miałem jej powiedzieć o pewnym dziwacznym drobiazgu. Akurat mi się przypomniało, gdy ujrzałem twój dom. Taka dziwaczna drobnostka.

– Tak? - Akurat przypomniało mi się, gdy zobaczyłem twój dom, to wszystko. Widzisz, czytałem coś onegdaj. Jakiś artykuł w gazecie. To chyba był „Nowy Przegląd Nauczycielski” czy coś w tym rodzaju. Młody mężczyzna nic nie odpowiedział. Przestąpił z nogi na nogę i postawił swoją teczkę na chodniku. – Ach, tak – powiedział.

– Przeczytałem go z niejakim zdziwieniem. Szczerze mówiąc, byłem raczej zaskoczony.

– Tak, to zrozumiałe.

– To było wprost nie do uwierzenia, Shigeo. Naprawdę nie do uwierzenia.

Shigeo Matsuda westchnął i wbił wzrok w ziemię. Pokiwał głową, lecz nie odezwał się ani słowem.

– Już od kilku dni planowałem wybrać się do ciebie i porozmawiać o tym – ciągnął Ogata-san. – Potem jakoś cała sprawa umknęła mi z pamięci. Shigeo, powiedz mi szczerze, czy naprawdę wierzysz w to, co napisałeś? Wytłumacz, co skłoniło cię do napisania czegoś takiego? Wytłumacz mi to, Shigeo, bym mógł spokój, nie wracać do Fukuoki, bowiem w tej chwili nie wiem co o tym myśleć.

Shigeo Matsuda cały czas trącał czubkiem buta mały kamyk. Wreszcie westchnął, spojrzał na Ogatę-sana i poprawił okulary.

– Wiele się zmieniło w ostatnich latach – stwierdził.

– Oczywiście, że tak. Tyle to i ja wiem. Ale to nie jest żadna odpowiedź, Shigeo.

– Ogata-san, pan pozwoli, że wytłumaczę – przerwał i znów spuścił wzrok, po czym podrapał się w ucho. – Widzi pan, musi pan mnie zrozumieć. Dużo się zmieniło i wciąż się zmienia. To nie te same czasy, kiedy… kiedy był pan wpływową postacią.

– Ależ Shigeo, to wszystko nie należy do sprawy. Wiadomo, że wszystko się zmienia, lecz po cóż pisać taki artykuł? Czy uczyniłem kiedykolwiek coś, czym mogłem cię obrazić?

– Nie, nigdy. A przynajmniej nie osobiście mnie.

– Ja też tak sądzę. Czy pamiętasz dzień, kiedy przedstawiłem cię dyrektorowi twojej szkoły? To nie było tak dawno temu, prawda? A może powiesz mi, że to też była inna era?

– Ogata-san – Shigeo Matsuda podniósł głos, a z jego postawy zaczęło przebijać większe zdecydowanie. – Ogata-san, naprawdę żałuję, że nie przyszedł pan godzinę wcześniej. Wtedy, być może, mógłbym panu wyjaśnić to wszystko znacznie dokładniej. Nie mam teraz czasu na długie rozmowy. Powiem tylko jedno. Tak, wierzyłem we wszystko, co napisałem w tym artykule, i nadal wierzę. W pańskich czasach japońskie dzieci uczono straszliwych rzeczy. Uczono je najbardziej szkodliwych kłamstw. Najgorsze jednak było to, że robiono to po to, by były ślepe i nie zadawały pytań. Dlatego właśnie kraj spotkała najstraszliwsza w jego dziejach tragedia.

– Przegraliśmy wojnę – przerwał mu Ogata-san – lecz to jeszcze nie powód, by małpować obyczaje nieprzyjaciół. Przyczyną klęski było to, że nie posiadaliśmy odpowiedniej liczby dział i czołgów, a nie to, że nasi ludzie byli tchórzliwi, a społeczeństwo płytkie. Nie masz nawet pojęcia, Shigeo, jak ciężko pracowali ludzie tacy jak ja czy doktor Endo, którego również obraziłeś w swoim artykule. Na sercu leżało nam dobro kraju i czyniliśmy wszystko, by utrwalić właściwe postawy i zaszczepić je następnym pokoleniom.

– Nie wątpię w to ani przez chwilę. Wiem, że pracował pan ciężko i z oddaniem. Tego ani razu nie podałem w wątpliwość. Jednak tak się złożyło, że pańskie wysiłki skierowane były na niewłaściwy cel, na zły cel. Nie mógł pan tego wiedzieć, niemniej jednak to prawda. Mamy to jednak za sobą, co jest prawdziwym powodem do radości.

- To niezwykłe, Shigeo. Czy ty naprawdę w to wierzysz? Któż cię uczył takich rzeczy?

– Ogata-san, niech pan zdobędzie się na szczerość wobec samego siebie. W głębi serca musi pan wiedzieć, że to, co mówię, jest prawdą. I prawdę mówiąc, nie można pana obwiniać o to, że nie przewidział pan wówczas ostatecznych konsekwencji swoich poczynań. A tych niewielu, którzy potrafili dostrzec, dokąd to wszystko nas prowadzi, zamknięto w więzieniach za mówienie tego, co myślą. Teraz jednak znajdują się na wolności i poprowadzą nas ku nowej jutrzence.

– Nowej jutrzence? A cóż to za nonsens?

– Przepraszam, ale muszę już iść. Przykro mi, że nie mogliśmy dłużej porozmawiać na ten temat.

– Co to ma znaczyć, Shigeo? Jak możesz mówić podobne rzeczy? Najwyraźniej nie zdajesz sobie sprawy, ile wysiłku i poświęcenia wkładaliśmy w naszą pracę. Jak możesz to wszystko oceniać, skoro byłeś wówczas małym chłopcem? Skąd możesz wiedzieć, co mieliśmy do zaoferowania i jakie osiągaliśmy rezultaty?

– Prawdę mówiąc, zupełnie przypadkowo zapoznałem się z kilkoma faktami z pańskiej kariery. Na przykład wyrzucenie z pracy i uwięzienie pięciu nauczycieli w Nishizace. Było to chyba w kwietniu 1938 roku, o ile mnie pamięć nie myli. Jednak ci ludzie są teraz na wolności i poprowadzą nas ku nowej jutrzence. A teraz proszę mi wybaczyć. – Podniósł teczkę i ukłonił się każdemu z nas. – Pozdrowienia dla Jira – dodał, po czym odwrócił się i odszedł.

Ogata-san patrzył za młodym człowiekiem, póki tamten nie zniknął za wzgórzem. Jeszcze przez kilka chwil wzrok miał utkwiony w tym punkcie. Gdy odwrócił się do mnie, wokół jego oczu igrał uśmiech.

– Młodzi mężczyźni są tacy pewni siebie – powiedział. – Ja pewnie też kiedyś taki byłem. Przekonany o słuszności moich opinii.

– Ojcze – odezwałam się – może pójdziemy teraz odwiedzić panią Fujiwara. Czas na lunch.

– Ależ oczywiście, Etsuko. Cóż za brak delikatności z mojej strony, już tak długo trzymam cię na tym upale. Tak, chodźmy odwiedzić tę zacną kobietę. Z przyjemnością znowu ją ujrzę.

Skierowaliśmy się w dół wzgórza i przeszliśmy przez drewniany most nad wąską rzeczką. W dole, na brzegu, bawiły się dzieci, niektóre z wędkami w rękach. Powiedziałam wtedy do Ogaty-sana:

– Cóż za bzdury opowiadał.

– Kto? Mówisz o Shigeo?

– Prawdziwa podłość i absurd. Nie powinien ojciec się tym wcale przejmować.

Ogata-san zaśmiał się, lecz nie odpowiedział ani słowem.

Jak zawsze o tej porze, handlowe centrum dzielnicy pełne było ludzi. Wchodząc na ocieniony dziedziniec jadłodajni, z przyjemnością dostrzegłam, że kilka stolików jest zajętych przez klientów. Pani Fujiwara zauważyła nas i przeszła przez dziedziniec.

– Och, Ogata-san! – wykrzyknęła, poznając go od razu. – Jak wspaniale znowu pana tu widzieć. Sporo czasu upłynęło, prawda?

– Rzeczywiście sporo czasu. – Ogata-san odpowiedział ukłonem na ukłon. – Rzeczywiście sporo czasu. Byłam zaskoczona serdecznością, z jaką się przywitali, gdyż, o ile mi było wiadomo, Ogata-san i pani Fujiwara nie znali się zbyt dobrze. Odnosiłam wrażenie, że wymienili astronomiczną wręcz liczbę ukłonów, nim pani Fujiwara oddaliła się, by przynieść nam coś do jedzenia.

Wróciła rychło z dwoma dymiącymi miskami, przepraszając, że nie może nas ugościć niczym lepszym. Ogata-san ukłonił się z wdzięcznością i zaczął jeść.

– Myślałem, że już dawno mnie pani zapomniała – zauważył z uśmiechem.

– Faktycznie upłynęło sporo czasu.

– Takie spotkania są ogromnie miłe – powiedziała pani Fujiwara, przysiadając na brzegu mojej ławki. – Etsuko mówiła, że mieszka pan obecnie w Fukuoce. Byłam tam kilka razy. Piękne miasto, prawda?