Выбрать главу

– Tak, rzeczywiście. Fukuoka to moje rodzinne miasto.

– Pańskie rodzinne miasto? Ale tutaj pan mieszkał i pracował przez lata, Ogata-san. Czyż Nagasaki nie może rościć sobie do pana żadnych praw? Ogata-san zaśmiał się i przechylił głowę.

– Człowiek pracuje w jakimś mieście i przyczynia się do jego rozwoju, lecz gdy nadejdzie czas – wzruszył ramionami i uśmiechnął się w zamyśleniu – gdy nadejdzie czas, i tak chce wrócić do miejsc, gdzie się wychował.

Pani Fujiwara pokiwała ze zrozumieniem głową. Potem powiedziała:

– Niedawno wspominałam dni, kiedy był pan dyrektorem w szkole, do której chodził Suichi. Wręcz panicznie się pana bał.

Ogata-san roześmiał się.

– Tak, doskonale pamiętam Suichi. Bystry chłopczyk. Naprawdę bystry.

– Naprawdę jeszcze pan go pamięta, Ogata-san?

– Oczywiście, że pamiętam Suichi. Był bardzo pilny w nauce. Dobry był z niego chłopak.

– Tak, dobry był z niego chłopak. Ogata-san wskazał pałeczkami na miskę.

– Naprawdę wyśmienite – stwierdził.

– Ależ co pan opowiada. Przepraszam, że nie mogę ugościć niczym lepszym.

– To jest naprawdę pyszne.

– I jeszcze jedno – odezwała się pani Fujiwara. – Była tam wtedy nauczycielka, bardzo dobra dla Suichi. Jak ona się nazywała? Suzuki, chyba tak, panna Suzuki. Czy wie pan, co się z nią dzieje?

– Panna Suzuki? Ach tak, pamiętam ją. Niestety nie mam pojęcia, gdzie może teraz być.

– Była bardzo miła dla Suichi. I był tam jeszcze inny nauczyciel, nazywał się Kuroda. Wspaniały młody człowiek.

– Kuroda… – Ogata-san pokiwał wolno głową. – Tak, Kuroda. Pamiętam go. Doskonały nauczyciel.

– Tak, niezwykły młody człowiek. Zrobił na moim mężu ogromne wrażenie. Czy wie pan, co się z nim stało?

– Kuroda… – Ogata-san wciąż kiwał głową. Promyk słońca padł na jego twarz, rozświetlając siatkę zmarszczek oplatającą oczy. – Kuroda, niech no pomyślę. Spotkałem go kiedyś, zresztą najzupełniej przypadkowo. Na początku wojny. Przypuszczam, że poszedł walczyć. Od tamtej pory nie miałem o nim wieści. Tak, doskonały nauczyciel. Zupełnie straciłem kontakt z wieloma z nich.

Ktoś zawołał panią Fujiwara, która ruszyła pośpiesznie przez dziedziniec do stolika jednego z klientów. Stała tam, kłaniając się przez chwilę, po czym zebrała naczynia ze stołu i zniknęła w kuchni. Ogata-san przyglądał się jej, po czym potrząsnął głową.

– Aż żal na nią patrzeć – powiedział przyciszonym głosem. Nie odrzekłam nic, jedząc posiłek. Potem Ogata-san przechylił się przez stół i spytał: – Etsuko, jak ma na imię ten jej syn? To znaczy ten, który żyje?

– Kazuo – szepnęłam. Skinął głową, po czym zabrał się do jedzenia. Po chwili wróciła pani Fujiwara.

– Jaka szkoda, że nie mam dzisiaj nic lepszego – powiedziała.

– Ależ co pani opowiada – żachnął się Ogata-san. – To jest pyszne. A jak się miewa Kazuo-san?

– Dobrze. Nic mu nie dolega i jest zadowolony ze swojej pracy.

– To doskonale. Etsuko mówiła mi, że pracuje dla jakiejś firmy samochodowej.

– Tak, bardzo dobrze mu tam idzie. Co więcej, myśli o ponownym ożenku.

– Naprawdę?

– Kiedyś mówił, że już nigdy więcej się nie ożeni, lecz teraz jakby wracała mu wiara w życie. Nie ma jeszcze nikogo konkretnego na oku, lecz wraca mu wiara w życie.

– Brzmi bardzo rozsądnie – powiedział Ogata-san. – Cóż, jest przecież jeszcze młody, nieprawdaż?

– Oczywiście, że tak. Jeszcze całe życie przed nim.

– Jak najbardziej. Przed nim całe życie. Musi mu pani znaleźć jakąś miłą, młodą damę, pani Fujiwara.

Zaśmiała się.

– Niech pan nie myśli, że nie próbowałam. Ale dziś młode kobiety są zupełnie inne. To zdumiewające, jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie.

– Tak, tak, ma pani zupełną rację. Dziś wszystkie młode kobiety są tak uparte. Wciąż tylko mówią o zmywarkach do naczyń i amerykańskich sukienkach. Etsuko zresztą nie jest lepsza.

– Nonsens, ojcze.

Pani Fujiwara znów się zaśmiała, po czym powiedziała:

– Pamiętam, że gdy po raz pierwszy usłyszałam o zmywarce do naczyń, wprost nie mogłam uwierzyć, że ktoś może chcieć coś takiego. Wydawać tyle pieniędzy, skoro ma się dwie zdrowe ręce. Jednak jestem pewna, że Etsuko nie zgodziłaby się ze mną.

Już miałam coś powiedzieć, lecz Ogata-san zaczął:

– Opowiem pani, co słyszałem onegdaj. Właściwie to opowiadał mi o tym pewien mężczyzna, kolega Jira z pracy. W czasie ostatnich wyborów jego żona nie chciała zgodzić się z nim co do partii, na którą mieli głosować. Musiał się uciec do bicia, lecz ona mimo to nie ustąpiła. Tak więc, koniec końców, każde z nich głosowało na inną partię. Czy może pani wyobrazić sobie coś takiego dawniej? Coś nieprawdopodobnego.

Pani Fujiwara potrząsnęła głową.

– Wszystko się teraz zmieniło – westchnęła. – Słyszałam od Etsuko, że Jirowi doskonale teraz idzie. Niewątpliwie jest pan z niego dumny, Ogata-san.

– Tak, sądzę, że idzie mu całkiem nieźle. Dzisiaj ma reprezentować swoją firmę na jakimś ważnym zebraniu. Wygląda na to, że zanosi się na kolejny, awans.

– To wspaniale.

– Poprzedni otrzymał zaledwie rok temu. Myślę, że jego zwierzchnicy bardzo go sobie cenią.

– To wspaniałe. Na pewno jest pan z niego dumny.

– Jest ogromnie pracowity. I był taki od dziecka, pamiętam, że kiedy był chłopcem, wszyscy ojcowie nieustannie napominali swoje dzieci, żeby więcej pracowały, a ja musiałem mu powtarzać, żeby więcej się bawił, że nie należy przesadzać z pracą.

Pani Fujiwara zaśmiała się i potrząsnęła głową. – Tak, Kazuo też jest pracowity. Nierzadko studiuje różne dokumenty aż do nocy. Mówię mu, że nie powinien tyle pracować, lecz on nie słucha.

– Nie, dzieci nigdy nie słuchają. I muszę przyznać, że sam nie byłem lepszy. Gdy człowiek wierzy w sens tego, co robi, to nie w smak mu marnowanie czasu. Moja żona zawsze mi powtarzała, żebym się tak nie przejmował, lecz nigdy jej nie słuchałem.

– Tak, taki właśnie jest Kazuo. Kiedy się ożeni, będzie się musiał zmienić.

– Niech pani na to nie liczy – powiedział Ogata-san ze śmiechem. Potem równo ułożył pałeczki na misce.

– No cóż, posiłek był wyśmienity. – Co też pan mówi. Przepraszam, że nie mogłam podjąć czymś lepszym. A może miałby pan ochotę na jeszcze trochę?

– Jeżeli tylko nie sprawi to pani kłopotu, to z przyjemnością. W dzisiejszych czasach nie przepuszczam okazji, gdy mogę tak dobrze zjeść.

– Ach, co też pan opowiada – powiedziała pani Fujiwara, podnosząc się z miejsca.

Jiro wrócił z pracy wkrótce po naszym powrocie, o całą godzinę wcześniej. Nim zniknął w łazience, radośnie powitał swego ojca – jego zły humor najwyraźniej minął. Wkrótce pojawił się z powrotem, wykąpany, ubrany w kimono. Pod nosem nucił jakąś piosenkę. Usiadłszy na poduszce, zaczął suszyć ręcznikiem włosy.

– No i jak poszło? – spytał Ogata-san.

– Co? Ach, chodzi ojcu o zebranie. Nieźle. Całkiem nieźle.

Miałam udać się do kuchni, ale zatrzymałam się w progu, ciekawa, co Jiro ma jeszcze do powiedzenia. Jego ojciec również nie spuszczał z niego wzroku. Przez kilka minut mój mąż suszył sobie włosy, nie patrząc na nas.

– Prawdę mówiąc, sądzę, że poszło mi raczej dobrze -zaczął wreszcie. – Nakłoniłem ich przedstawicieli do podpisania porozumienia. Nie był to kontrakt w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz nam to nie robi różnicy. Mój szef był zaskoczony. Oni raczej unikają podobnych zobowiązań. Powiedział, że resztę dnia mam wolną.