Выбрать главу

– Chodźmy do domu, Mariko-san – poprosiłam cicho. Dziewczynka nie spuszczała wzroku z matki, a jej twarz była pozbawiona wyrazu. Niedaleko nas Sachiko uklękła ostrożnie na brzegu, po czym przysunęła skrzynkę nieco bliżej.

– Wracajmy, Mariko – powtórzyłam, lecz dziewczynka nadal mnie ignorowała. Zostawiłam ją i zeszłam błotnistym stokiem do miejsca, gdzie klęczała Sachiko. Promienie zachodzącego słońca przedzierały się przez korony drzew po drugiej stronie rzeki, a rosnące wzdłuż brzegu trzciny rzucały długie cienie na rozciągające się wokół nas błoto. Sachiko uklękła na upatrzonej kępce trawy, która również wyrastała z błotnistego gruntu.

– Czy nie możemy ich wypuścić? – spytałam cicho. – Nigdy nie wiadomo. Może ktoś je zechce. Sachiko patrzyła przez drucianą siatkę do wnętrza skrzynki. Rozsunęła drzwiczki, wyjęła jednego kociaka i zamknęła skrzynkę. Trzymając zwierzątko w rękach, przyglądała się mu przez chwilę, po czym spojrzała na mnie. – To tylko zwierzę, Etsuko – powiedziała. – Nic więcej.

Po tych słowach zanurzyła kociaka. Siedziała tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w wodę i nie wyjmując z niej rąk. Ubrana była w zwykłe letnie kimono, a czubki rękawów dotykały powierzchni rzeki. Potem, po raz pierwszy, nie wyciągając rąk spod wody, Sachiko odwróciła głowę, obrzucając swoją córkę krótkim spojrzeniem. Instynktownie podążyłam w tym kierunku wzrokiem i przez jedną krótką chwilę obie wpatrywałyśmy się w Mariko. Dziewczynka stała na szczycie niewielkiego wzniesienia, patrząc przed siebie tym samym pustym wzrokiem. Ujrzawszy, że matka spogląda w jej kierunku, nieznacznie odwróciła głowę i w tej pozycji zastygła, z rękami założonymi za plecy. Sachiko wynurzyła ręce i spojrzała z osłupieniem na kociaka. Gdy przysunęła go bliżej oczu, po jej nadgarstkach i ramionach spłynęła woda.

– On jeszcze żyje – odezwała się ze zmęczeniem w głosie. Potem odwróciła się do mnie i powiedziała: – Spójrz na tę wodę, Etsuko. Cóż za brud. – Z wyrazem obrzydzenia na twarzy wrzuciła mokrego kociaka do skrzynki i zamknęła ją. – Ależ te stworzenia walczą – mruknęła, pokazując mi podrapane ręce. Nie wiadomo dlaczego jej włosy również były mokre; z cienkiego kosmyka zwisającego na policzku ściekła jedna kropla, potem druga.

Sachiko nieco się przesunęła, po czym zepchnęła skrzynkę z brzegu. Skrzynka przekoziołkowała i wpadła do wody. Sachiko wychyliła się i przycisnęła ją ręką, aby nie unosiła się na powierzchni. Woda doszła do połowy drucianych siatek. Sachiko nadal przytrzymywała skrzynkę, by wreszcie odepchnąć ją dwoma rękami. Skrzynka popłynęła jeszcze kawałek, podskoczyła na wodzie i zanurzyła się bardziej. Sachiko wstała i obydwie patrzyłyśmy na skrzynkę. Wciąż unosiła się na powierzchni, po czym schwycił ją prąd i porwał szybko w dół rzeki.

Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch i odwróciłam się. Mariko pobiegła wzdłuż rzeki, dochodząc do miejsca, gdzie brzeg wcinał się w wodę. Stała tam, patrząc na płynącą skrzynkę, a na jej twarzy nadal nie malowało się żadne uczucie. Skrzynka na moment uwięzła w trzcinach, lecz zaraz popłynęła dalej. Mariko znów zaczęła biec. Przebiegłszy kawałek, zatrzymała się i dalej patrzyła. Nad powierzchnię wystawał już tylko jeden róg skrzynki.

– Ta woda jest taka brudna – powiedziała Sachiko. Strząsnęła wodę z rąk, wykręciła jeden po drugim końce rękawów kimona, po czym oczyściła kolana z błota. – Wracajmy, Etsuko. Owady stają się nieznośne.

– Czy nie powinnyśmy zabrać Mariko? Wkrótce zrobi się ciemno.

Sachiko odwróciła się i zawołała córkę. Mariko, oddalona od nas zaledwie o pięćdziesiąt jardów, wciąż wpatrywała się w powierzchnię wody. Chyba nic nie słyszała i Sachiko wzruszyła ramionami.

– Wróci w swoim czasie. A teraz muszę skończyć pakowanie, zanim się zupełnie ściemni – powiedziała puszyła w stronę domku.

Sachiko zapaliła lampę i powiesiła ją na niskiej drewnianej belce.

– Nie martw się, Etsuko – powiedziała. – Ona niedługo wróci. – Przeszła wśród rozmaitych przedmiotów rozrzuconych na tatami, po czym usiadła, tak jak poprzednio, naprzeciwko rozsuniętych drzwi. Niebo za jej plecami zszarzało i przygasło.

Powróciła do pakowania. Usiadłam po przeciwnej stronie pokoju i obserwowałam ją. – Co teraz planujesz? Co będziesz robić, gdy znajdziesz się w Kobe? – spytałam.

– Wszystko zostało ustalone, Etsuko – odparła, nie podnosząc wzroku. – Nie ma się czego obawiać. Frank wszystkiego dopilnował.

– Ale dlaczego akurat Kobe?

– Ma tam przyjaciół. W bazie amerykańskiej. Powierzono mu pracę na statku transportowym i w niedługim czasie znajdzie się w Ameryce. Stamtąd wyśle nam odpowiednią sumę pieniędzy, a my popłyniemy i przyłączymy się do niego. On wszystko załatwił.

– Chcesz powiedzieć, że on wyjeżdża z Japonii bez was? Sachiko zaśmiała się.

– Trzeba się nauczyć cierpliwości, Etsuko. Gdy znajdzie się w Ameryce, zacznie pracować i przyśle nam pieniądze. Uważam, że jest to najrozsądniejsze rozwiązanie. Przecież gdy wróci do Ameryki, znacznie łatwiej będzie mógł znaleźć pracę. Ja mogę poczekać.

– Rozumiem.

– On wszystko załatwił, Etsuko. Znalazł nam miejsce w Kobe i załatwił, że popłyniemy statkiem za połowę ceny. – Westchnęła. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że opuszczam to miejsce.

Sachiko ani przez chwilę nie przerywała pakowania. Blade światło z zewnątrz rozjaśniało jedną stronę jej twarzy, a płomień lampy oświetlał jej rękawy i dłonie, co dawało dziwny efekt.

– Czy sądzisz, że długo będziesz musiała czekać w Kobe?

Wzruszyła ramionami.

– Zdaję sobie sprawę, że muszę być cierpliwa. Nie mam innego wyjścia.

W półmroku nie mogłam dostrzec, co też takiego zwija; najwyraźniej sprawiało jej to trudność, gdyż kilkakrotnie rozwijała to i zwijała.

– W każdym razie, Etsuko – ciągnęła – dlaczego zadawałby sobie tyle trudu, gdyby nie miał uczciwych zamiarów? Dlaczego zadawałby sobie tyle trudu z mojego powodu? Czasami dostrzegam w tobie tyle powątpiewania. Powinnaś się cieszyć razem ze mną. Wreszcie wszystko zaczyna się układać.

– Tak, oczywiście, że cieszę się razem z tobą.

– Naprawdę, Etsuko, nie godzi się go podejrzewać po tym wszystkim, co zrobił. Po prostu się nie godzi.

– Tak.

– A i Mariko będzie tam szczęśliwsza. Ameryka to znacznie lepsze miejsce dla małej dziewczynki. Tam będzie mogła robić ze swoim życiem, co zechce. Może zostać kobietą interesu albo studiować malarstwo na uczelni i zostać artystką. W Ameryce to wszystko jest znacznie łatwiejsze. Japonia to nie miejsce dla dziewczynek. Czegóż tu może oczekiwać?

Nie odezwałam się ani słowem. Sachiko obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem, po czym roześmiała się.

– Spróbuj się uśmiechnąć, Etsuko – powiedziała. – W końcu wszystko się ułoży.

– Tak, jestem pewna.

– Oczywiście, że tak.

– Tak.

Jeszcze przez jakieś dwie minuty Sachiko nie przestawała pakować. Potem znieruchomiała i z twarzy, oświetlonej tą dziwną mieszanką światła, spojrzały na mnie jej oczy.

– Pewnie uważasz, że jestem głupia – powiedziała cicho. – Prawda, Etsuko?

W odpowiedzi rzuciłam jej lekko zaskoczone spojrzenie.

– Wiem, że być może nigdy nie ujrzę Ameryki. A nawet jeśli tam pojadę, to wiem, że wcale nie będzie nam tak łatwo. Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Milczałam, nie spuszczając z niej wzroku.

– Lecz cóż z tego? – ciągnęła. – A jakaż to dla mnie różnica? Dlaczego nie miałabym pojechać do Kobe? Cóż takiego mam właściwie do stracenia? Dom mojego wuja? Nic tam po mnie. Kilka pustych pokoi, to wszystko. Siedziałabym w jednym z nich, coraz starsza i starsza. Przecież zdajesz sobie z tego sprawę, Etsuko.