Kiedy na ulicy rozlegał się odgłos motoru i Ben wracał do domu, Paweł wybuchał płaczem, albo, zrozpaczony, walił głową o ścianę.
Ben już miesiąc chodził do szkoły. Wszystko układało się pomyślnie. Któregoś dnia Harriet spytała nauczycielkę syna, jak Ben sobie radzi. Ku swojemu zdumieniu usłyszała następującą odpowiedź:
– To dobry chłopak. Bardzo się stara.
Pod koniec pierwszego semestru dyrektorka szkoły, pani Graves, wezwała Harriet.
– Pani Lovatt, zastanawiam się, czy…
Dyrektorka była kompetentną kobietą, wiedziała o wszystkim, co się dzieje w szkole. Wiedziała, że Harriet jest odpowiedzialną matką Łukasza, Heleny, Janeczki i Pawła.
– To bardzo trudna sytuacja – zaczęła. – Ben się stara, ale nie nadąża za innymi dziećmi. Nie wiem, jak to określić…
Harriet siedziała na krześle i czekała na dalsze słowa pani Graves. Odkąd urodził się Ben, przeprowadziła wiele takich rozmów. Przywykła do tego, że ludzie wstydzili się powiedzieć, co naprawdę myślą na temat jej syna.
– Ben zawsze był dziwnym dzieckiem.
– Dziwne dziecko w rodzinie? Zauważyłam, że to się często zdarza – powiedziała uprzejmie dyrektorka. Harriet próbowała wyczytać z jej twarzy, co naprawdę myśli.
– Odbierają go ze szkoły młodzi ludzie. To dość nietypowe… – Pani Graves uśmiechnęła się.
– Ben jest nietypowym dzieckiem.
Dyrektorka skinęła głową, nie patrząc na Harriet, i zmarszczyła brwi. Miała taką minę, jakby próbowała odgonić od siebie nieprzyjemną myśl.
– Czy znała pani kiedyś dziecko podobne do Bena? – spytała Harriet.
Wiedziała, w jaki sposób dyrektorka zareaguje.
– Co pani chce przez to powiedzieć? – spytała szybko pani Graves i, nie czekając na odpowiedź, dodała: – Ben jest nadpobudliwy, prawda? Oczywiście to mało precyzyjne określenie… Ben ma bardzo dużo energii. Nauczycielka jest wzruszona, że chłopiec się stara, ale musi poświęcać mu więcej uwagi niż pozostałym dzieciom… Dziękuję, że pani przyszła.
Wychodząc z sali, Harriet czuła na sobie wzrok pani Graves. Wiedziała, że na twarzy kobiety malują się w owej chwili uczucia ukrywane podczas rozmowy – niepokój, może nawet przerażenie…
Pod koniec drugiego semestru zadzwonili do niej ze szkoły.
– Proszę natychmiast przyjechać. Ben zrobił krzywdę innemu dziecku.
Od samego początku Harriet bała się, że tak się stanie. Chłopiec wpadł w szał i zaatakował starszą dziewczynkę w ogródku szkolnym. Dziewczynka upadła na ziemię, jej kolana były podrapane do krwi. Ben pogryzł ją i złamał jej rękę.
– Rozmawiałam z nim – powiedziała pani Graves. – Nie okazał skruchy. Zachowuje się tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, że zrobił coś złego. Tak nie powinno być, on ma przecież sześć lat.
Harriet zaprowadziła Bena do domu. Postanowiła, że Pawła odbierze później, chociaż czuła, że to nim powinna się zająć. Kiedy chłopiec dowiedział się, że Ben pobił starszą dziewczynkę, wpadł w histerię. Zaczął krzyczeć, że brat zabije i jego. Harriet wiedziała, że musi porozmawiać z Benem.
Chłopiec siedział na stole, machając nogami, i jadł kanapkę z dżemem. Spytał wcześniej, czy John po niego przyjedzie. Chciał go zobaczyć.
– Zrobiłeś krzywdę biednej Mary Jones – powiedziała Harriet. – Dlaczego tak się zachowałeś?
Ben miał taki wyraz twarzy, jakby nie słyszał. Odgryzał kawałki chleba i połykał łapczywie.
Harriet usiadła tuż obok niego, tak, że nie mógł jej dłużej ignorować.
– Pamiętasz, Ben, jak zawieźli cię do zakładu? Chłopiec zastygł. Po chwili wolno odwrócił głowę i spojrzał na matkę. Jego ręka drżała. Cały się trząsł. A więc pamiętał! Harriet nigdy nie mówiła przy nim o zakładzie i miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała tego robić.
– Pamiętasz, Ben?
Jego oczy błysnęły dziko. Harriet była pewna, że chłopiec zeskoczy ze stołu i ucieknie. Ben zaczął rozglądać się po pokoju, zerknął na okno, a potem na schody, jakby spodziewał się, że ktoś go zaatakuje.
– Posłuchaj, Ben. Jeśli jeszcze raz zrobisz komuś krzywdę, będziesz musiał tam wrócić.
Patrzyła mu w oczy i myślała: Nigdy, nigdy go tam nie poślę. Groziła mu, ponieważ nie miała innego wyjścia.
Ben trząsł się jak mokry, zmarznięty pies. Nieświadomie wykonywał ruchy, których nauczył się w zakładzie. Zasłonił ręką twarz i spojrzał na pokój przez rozsunięte palce. Opuścił rękę i odwrócił się gwałtownie. Po chwili przycisnął drugą rękę do ust. Obnażył zęby, jakby chciał warknąć, ale się powstrzymał. Potem podniósł głowę, otworzył usta, a Harriet wydało się, że słyszy przeciągłe wycie przerażonego zwierzęcia…
– Rozumiesz, Ben?
Chłopiec zeskoczył ze stołu i pobiegł na górę po schodach, zostawiając na podłodze wąską strużkę moczu. Harriet usłyszała trzask drzwi. Po chwili z góry dobiegły okrzyki wściekłości i przerażenia.
Harriet zadzwoniła do Kafejki Betty i poprosiła Johna, żeby przyszedł. Zgodnie z obietnicą zjawił się wkrótce.
Kiedy Harriet powiedziała, co się stało, John poszedł do pokoju Bena. Harriet nasłuchiwała w korytarzu.
– Jesteś bardzo silny, hobbicie. Na tym polega problem. Nie wolno krzywdzić innych ludzi.
– Jesteś zły na Bena? Zrobisz krzywdę Benowi?
– Nie jestem zły – powiedział John. – Jeśli będziesz krzywdzić ludzi, oni odpłacą ci tym samym.
– Czy Mary Jones zrobi mi krzywdę? Cisza. John był zbity z tropu.
– Zabierz mnie do kawiarni. Teraz. Zabierz mnie stąd. Harriet słyszała, jak John szuka czystych spodni Bena i prosi chłopca, żeby je nałożył. Zeszła do kuchni. Po chwili John pojawił się na dole z Benem, który trzymał go za rękę. Mężczyzna mrugnął do niej i podniósł do góry kciuk. Kiedy odjechali na motorze, Harriet poszła odebrać Pawła.
Później zadzwoniła do doktora Bretta i poprosiła, żeby umówił ją ze specjalistą.
– Niech pan nie przedstawia mnie temu lekarzowi jako histerycznej idiotki – prosiła.
Zabrała Bena do Londynu i zostawiła chłopca u pielęgniarki, w gabinecie doktor Gilly, która chciała najpierw porozmawiać z nim sama. Wydawało się to sensowne. Mam nadzieję, że ta lekarka okaże się mądra, pomyślała Harriet, pijąc kawę w małej kawiarni. Ale o co mi właściwie chodzi? Na co czekam tym razem? Harriet miała nadzieję, że nareszcie ktoś użyje właściwych słów do opisania problemu z Benem. Nie łudziła się, że lekarka dokona cudu, nie liczyła na zmianę. Chciała, żeby jakiś specjalista wydał opinię, na którą później będzie się mogła powołać.
Czy tym razem będzie tak jak zwykle? Harriet potrzebowała wsparcia, ale coś jej mówiło, że lekarka nie spełni jej oczekiwań. Ben był z pielęgniarką w małym pomieszczeniu obok poczekalni. Siedział odwrócony plecami do ściany i, jak czujne zwierzę, obserwował każdy ruch kobiety. Na widok matki podbiegł do niej i schował się za jej plecami.
– Nie ma się czego bać – powiedziała cierpko pielęgniarka.
Harriet poprosiła Bena, żeby usiadł i zaczekał; obiecała, że niedługo wróci. Chłopiec stanął za krzesłem i spojrzał nieufnie na pielęgniarkę.
Po chwili Harriet siedziała naprzeciwko inteligentnej lekarki. Doktor Brett na pewno powiedział jej, że nie potrafię poradzić sobie z piątym dzieckiem, pomyślała.
– Będę z panią szczera – powiedziała doktor Gilly.
– Ben nie ma problemu. To pani ma problem. Nie potrafi go pani pokochać.
– O Boże! – zawołała Harriet. – Tylko nie to! – Była zdenerwowana, głos jej drżał. Patrzyła, jak doktor Gilly obserwuje jej reakcję. – Doktor Brett tak pani powiedział.