– Najlepszy jest ten, kto jest jak kamień – odpowiedział dowódca. – Nie musi nawet dobywać miecza, i bez tego wszyscy wiedzą, że jest niepokonany.
“Namiestnik ma rację. Dowódca jest mądrym mężem – pomyślał Eliasz. – Ale i największą mądrość może przyćmić pycha".
Poszli dalej. Chłopiec spytał, dlaczego żołnierze, tyle ćwiczą.
– Nie tylko żołnierze, również twoja matka, ja i wszyscy ci, którzy podążają za głosem serca. Wszystko w życiu wymaga ćwiczeń.
– Żeby zostać prorokiem też trzeba ćwiczyć?
– Nawet żeby rozumieć anioły. Tak bardzo pragniemy z nimi rozmawiać, że często nie słyszymy, co do nas mówią. Niełatwo jest słuchać. W naszych modlitwach wciąż wykręcamy się, że zbłądziliśmy i wciąż upraszamy, żeby działo się to, czego my chcemy. Ale Pan to wszystko wie i czasem prosi nas tylko, byśmy posłuchali tego, co mówi nam Wszechświat. I byśmy byli cierpliwi.
Chłopiec popatrzył na proroka zaskoczony. Pewnie niewiele rozumiał, ale mimo to Eliasz czuł potrzebę tej rozmowy. Być może, gdy dorośnie, jakieś wypowiedziane teraz słowo pomoże mu wybrnąć z tarapatów.
– Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy. Kiedy dorośniesz odkryjesz, że stawałeś w obronie kłamstwa, oszukiwałeś sam siebie i cierpiałeś z powodu błahostek. Jeśli staniesz się dobrym wojownikiem, nie będziesz siebie o to obwiniał, ale nie pozwolisz również, by to się powtórzyło.
Zamilkł, chłopiec w tym wieku nie mógł przecież pojąć tych słów. Szli powoli. Eliasz przyglądał się ulicom miasta, które przygarnęło go pewnego dnia, a teraz było bliskie upadku. Wszystko zależało od jego decyzji.
Akbar był cichszy niż zwykle. Na głównym placu ludzie rozmawiali półgłosem, jakby obawiając się, że wiatr poniesie ich słowa do asyryjskiego obozu. Starcy zapewniali, że nic się nie wydarzy, młodych ożywiała perspektywa walki, kupcy i rzemieślnicy planowali, że pojadą do Tyru i Sydonu, do czasu aż wszystko się uspokoi.
“Im łatwo jest odejść – pomyślał. – Kupcy mogą przewieźć swoje towary na drugi kraniec świata. Rzemieślnicy mogą pracować nawet tam, gdzie mówi się obcym językiem, a ja muszę czekać na przyzwolenie Pana".
Doszli do studni i napełnili wodą dwa dzbany. Zwykle było tu gwarnie: kobiety prały, farbowały tkaniny i plotkowały o wszystkim, co wydarzyło się w mieście. Sekret, który dotarł do studni, stawał się publiczną tajemnicą: nowinki handlowe, zdrady małżeńskie, waśnie sąsiedzkie, życie osobiste władców, wszelkie sprawy – ważkie czy błahe – tam były roztrząsane, krytykowane lub chwalone. Nawet gdy nieprzyjaciel był tuż tuż, Jezabel – księżniczka która podbiła serce króla Izraela – była ulubionym tematem. Wychwalano jej dzielność i odwagę. Panowało przekonanie, że gdyby coś stało się miastu, ona wróci, by pomścić jego mieszkańców.
Jednak tego ranka nie było tu niemal nikogo. Parę kobiet mówiło o tym, że trzeba zebrać z pół jak najwięcej zboża, bo Asyryjczycy wkrótce zamkną bramy miasta. Dwie z nich zamierzały pójść pod Piątą Górę z ofiarami dla bogów – nie chciały, aby ich synowie zginęli w walce.
– Kapłan twierdzi, że możemy bronić się przez wiele miesięcy – zwróciła się do Eliasza jedna z kobiet. – Trzeba nam tylko odwagi, by bronić honoru Akbaru, a bogowie nam dopomogą.
Chłopiec przeląkł się.
– Czy wróg nas zaatakuje? – zapytał.
Eliasz nie odpowiedział. Tak jak wyjawił mu anioł poprzedniej nocy, wszystko zależało od wyboru jakiego dokona.
– Boję się – powtórzył chłopiec.
– To dowód, że kochasz życie. To normalne, bać się w pewnych sytuacjach.
Eliasz z chłopcem wrócili do domu jeszcze przed południem. Zastali kobietę otoczoną małymi naczyńkami z różnokolorowym tuszem.
– Muszę pracować – powiedziała, przyglądając się niedokończonym literom i zdaniom. – Z powodu suszy miasto pełne jest kurzu. Pędzle są ciągle brudne, tusz miesza się z pyłem i wszystko jest trudniejsze.
Eliasz milczał. Nie chciał dzielić z nią swych niepokojów. Usiadł w kącie i zatopił się w myślach. Chłopiec wyszedł bawić się z przyjaciółmi.
“Potrzebuje spokoju" – pomyślała kobieta i starała skupić się na swej pracy.
Resztę przedpołudnia spędziła na wypisywaniu kilku słów, przeznaczając na to dwa razy więcej czasu niż zazwyczaj. Poczuła się winna, że nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Przecież po raz pierwszy w życiu miała szansę utrzymać swoją rodzinę.
Wróciła do pracy. Używała papirusu, materiału przywiezionego z Egiptu przez pewnego kupca, chcącego by wykonała dla niego kilka zapisów handlowych, które musiał przesłać do Damaszku. Papirus nie był najlepszej jakości i tusz wciąż się na nim rozlewał. Jednak mimo tych niedogodności, było to lepsze niż rycie w glinie.
Sąsiednie kraje zazwyczaj przesyłały wiadomości na glinianych tabliczkach albo na skórze zwierząt. Choć Egipt chylił się ku upadkowi, a jego pismo było przestarzałe, to jednak zdołano tam odkryć praktyczny i lekki materiał do zapisywania transakcji handlowych i dziejów. Cięto na paski różnej grubości roślinę rosnącą na brzegach Nilu i w prosty sposób sklejano kilka warstw, otrzymując żółtawy zwój. Akbar zmuszony był importować papirus, bo nie można go było uprawiać w dolinie. Choć był drogi, kupcy woleli go od glinianych tabliczek czy pergaminu, które ciężko było nosić w sakach.
“Wszystko staje się prostsze" – pomyślała. – Szkoda tylko, że wciąż potrzeba zgody władcy na używanie alfabetu z Byblos na papirusie. Jakiś przestarzały przepis nakazywał przedstawianie do cenzury Rady Akbaru wszelkich pisanych tekstów.
Skończywszy pracę, pokazała ją Eliaszowi, cały czas przyglądającemu się jej w milczeniu.
– Podoba ci się? – zapytała.
– Tak, piękne – odpowiedział, jakby wyrwany z transu.
Pewnie rozmawiał z Panem. Nie chciała mu przerywać i poszła poszukać kapłana.
Kiedy z nim wróciła, Eliasz wciąż siedział w tym samym miejscu. Obaj mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Przez dłuższą chwilę milczeli.
Kapłan odezwał się pierwszy.
– Jesteś prorokiem i rozmawiasz z aniołami. Ja jedynie interpretuję dawne prawa, dopełniam rytuałów i staram się uchronić mój lud przed błędami. Ale wiem, że tej wojny nie ludzie chcą, lecz bogowie, a ja nie mogę temu przeszkodzić.
– Podziwiam twoją wiarę, choć czcisz nieistniejących bogów – odparł Eliasz. – Jeśli jest tak jak mówisz, że w to co się dzieje zechcieli się wmieszać bogowie, to Pan sprawi, że stanę się jego narzędziem, a wtedy zniszczę Baala i jego kompanów z Piątej Góry. Byłoby lepiej, gdybyś rozkazał mnie zgładzić.
– Myślałem o tym, ale to nie jest konieczne. We właściwym momencie bogowie opowiedzą się za mną.
Eliasz nic nie odrzekł. Kapłan odwrócił się i wziął do ręki zapis.
– Dobrze wykonana praca – pochwalił. A przeczytawszy uważnie, zdjął z palca pierścień, zanurzył go w jednym z naczyń z tuszem i przyłożył swą pieczęć w lewym rogu papirusu. Gdyby przyłapano kogoś z papirusem nie opatrzonym kapłańską pieczęcią, mógłby to przypłacić życiem.
– Dlaczego musisz to robić? – spytała.
– Bo na papirusach przenoszone są idee – odparł. – A idee mają moc.
– To przecież tylko transakcje handlowe.
– Ale mogły to być plany bitew. Albo informacje o naszych bogactwach. Albo nasze tajne modlitwy. Dziś przy użyciu liter i papirusu łatwo jest skraść myśli każdego narodu. Trudno jest ukryć gliniane tabliczki czy skórę zwierząt, ale połączenie papirusa i alfabetu z Byblos może położyć kres kulturze każdego kraju i zniszczyć świat. Jakaś kobieta wbiegła wołając: