Kobieta patrzyła przestraszona na zbliżającego się mężczyznę i chłopca. Chciała odegnać ich natychmiast, ale tradycja i bogowie nakazywali uszanować prawo gościnności. Gdyby nie dała im teraz schronienia, podobne nieszczęście mogło spotkać jej dzieci w przyszłości.
– Nie mam pieniędzy – rzekła. – Ale mogę wam dać trochę wody i coś do zjedzenia.
Usiedli na małej werandzie zadaszonej słomą. Kobieta przyniosła suszone owoce i dzban z wodą. Jedli w milczeniu, doświadczając – po raz pierwszy od minionej nocy – nieco zwykłej codzienności. Dzieci przestraszone wyglądem przybyszów schowały się w domu.
Skończywszy posiłek, Eliasz spytał o pasterza.
– Wkrótce powinien nadejść – odpowiedziała. – Słyszeliśmy wielką wrzawę i ktoś nad ranem przyniósł wiadomość, że Akbar został zniszczony. Mąż poszedł zobaczyć, co się stało.
Zniknęła w sieni domu przywołana przez dzieci.
“Na nic się zda przekonywanie chłopca – pomyślał Eliasz. – Nie zostawi mnie w spokoju, dopóki nie spełnię tego, o co prosi. Muszę mu udowodnić, że to niemożliwe – wtedy sam się przekona".
Suszone owoce i woda dokonały cudu i Eliasz poczuł się znowu częścią świata.
Jego myśli wirowały, zastanawiał się co robić.
W jakiś czas później nadszedł pasterz. Z obawą przyjrzał się mężczyźnie i chłopcu, lękając się o bezpieczeństwo swej rodziny. Ale wnet pojął, co to za jedni.
– Pewnie jesteście uciekinierami z Akbaru – odezwał się. – Właśnie stamtąd wracam.
– I co się tam dzieje? – zapytał syn wdowy.
– Miasto zostało zniszczone, a namiestnik uciekł. Bogowie sprowadzili na świat zamęt.
– Straciliśmy wszystko – rzekł Eliasz. – Prosimy, żebyś przyjął nas pod swój dach.
– Moja żona już was przyjęła i nakarmiła. Teraz musicie wyjść naprzeciw nieuniknionemu.
– Nie wiem, co zrobić z chłopcem. Potrzebna mi pomoc.
– Jasne, że wiesz. Jest młody, wygląda na roztropnego i ma energię. Ty zaś masz doświadczenie człowieka, który zaznał smaku zwycięstwa i porażek. To doskonałe połączenie, które może ci pomóc dotrzeć do mądrości.
Mężczyzna obejrzał ranę na ramieniu Eliasza i stwierdził, że to nic groźnego. Wszedł do domu i zaraz wrócił z jakimiś ziołami i kawałkiem płótna. Chłopiec chciał pomóc mu opatrzyć ranę. Gdy pasterz powiedział, że może zrobić to sam, syn wdowy odparł, że obiecał swej matce troszczyć się o tego mężczyznę.
Pasterz zaśmiał się.
– Twój syn jest człowiekiem honoru.
– Nie jestem jego synem. A on też jest człowiekiem honoru. Odbuduje miasto, bo musi wskrzesić moją matkę, tak jak to uczynił ze mną.
Wtedy dopiero Eliasz zrozumiał niepokoje chłopca, lecz nim zdążył coś powiedzieć pasterz zawołał do kobiety, że musi wyjść. – Lepiej nie tracić czasu i od razu odbudować życie – stwierdził. – Długo potrwa, zanim wszystko wróci na swoje miejsce.
– Nigdy już nie będzie jak dawniej.
– Wyglądasz mi na mądrego młodzieńca i rozumiesz wiele rzeczy, których ja nie pojmuję. Ale natura nauczyła mnie czegoś, czego nigdy nie zapomnę: jedynie człowiek, który – jak pasterz – zależny jest od upływu czasu i pór roku, potrafi przeżyć nieuniknione. Troszczy się o swe stado, dba o każde stworzenie, jakby było jedyne i niepowtarzalne, stara się pomagać matkom i ich potomstwu i nigdy nie oddala się od miejsc zasobnych w wodę, aby zwierzęta miały jej pod dostatkiem. Jednak bywa, że jakaś owca, szczególnie mu droga, ginie ukąszona przez węża, pożarta przez dzikie zwierzę, czy spada w przepaść. Nieuniknione zawsze nadchodzi.
Eliasz spojrzał w stronę Akbaru i przypomniał sobie rozmowę z aniołem. Nieuniknione zawsze nadchodzi.
– Trzeba wiele dyscypliny i cierpliwości, aby przez to przejść – dodał pasterz. – I nadziei. Gdy jej nie ma, nie wolno trwonić sił, walcząc z niemożliwym. Ale nie jest to sprawa nadziei na przyszłość. Chodzi raczej o ponowne stworzenie przeszłości.
Pasterz przestał się spieszyć, serce przepełniała mu litość dla siedzących przed nim uciekinierów. Skoro jego rodzinę ominęła tragedia, cóż go kosztowało przyjść im z pomocą i tym samym podziękować bogom za doznaną łaskę. Poza tym słyszał już o izraelskim proroku, który wspiął się na Piątą Górę i nie spłonął od ognia niebieskiego. Wszystko wskazywało na to, że siedział przed nim ten mężczyzna.
– Jeśli chcecie, możecie tu zostać jeszcze jeden dzień.
– Nie zrozumiałem tego, co mówiłeś przed chwilą o ponownym stwarzaniu przeszłości – odezwał się Eliasz.
– Wiele razy widziałem przechodzących tędy ludzi, szli do Tyru i Sydonu. Niektórzy z nich skarżyli się, że nie potrafili nic osiągnąć w Akbarze i szli szukać lepszego losu. W końcu wracali. Nie zdołali odnaleźć tego, czego szukali, bo nosili ze sobą, prócz bagaży, ciężar minionych porażek. Czasem niektórzy wracali zdobywszy posadę w rządzie lub wykształciwszy swoje dzieci – ale nie osiągnąwszy niczego więcej. Bowiem przeszłość spędzona w Akbarze napawała ich obawą i brakowało im wiary w siebie, by podjąć ryzyko.
Ale obok drzwi mego domu przechodzili też ludzie pełni entuzjazmu. Wykorzystali każdą chwilę życia w Akbarze i zebrali – z wielkim trudem – pieniądze na wymarzoną podróż. Dla nich życie było pasmem zwycięstw i takie będzie zawsze. Oni też wracali, lecz pełni cudownych opowieści. Udało im się zdobyć wszystko, czego pragnęli, bowiem nie ograniczało ich zgorzknienie minionych niepowodzeń.
Słowa pasterza trafiły Eliasza prosto w serce.
– Nie jest trudno odbudować życie, nie jest niemożliwe podniesienie Akbaru z ruin – ciągnął dalej pasterz. – Wystarczy sobie uprzytomnić, że mamy wciąż tę samą siłę, co kiedyś i że możemy się nią posłużyć tak, by przyniosła nam korzyść. Mężczyzna spojrzał Eliaszowi w oczy.
– Jeśli twoja przeszłość cię nie zadowala, zapomnij teraz o niej. Wyobraź sobie nową historię swego życia i uwierz w nią. Skoncentruj się jedynie na chwilach, w których osiągałeś to, czego pragnąłeś – i ta siła pomoże ci zdobyć to, czego chcesz.
“Był czas, gdy chciałem być cieślą, potem zapragnąłem być wysłanym, by zbawić Izrael, prorokiem – pomyślał. – Aniołowie zstępowali z niebios i Pan mówił do mnie. Aż do chwili, gdy zrozumiałem, że Bóg nie jest sprawiedliwy, a Jego zamysły pozostaną dla mnie zawsze niepojęte".
Pasterz zawołał do kobiety, że dziś już nie wyjdzie – w końcu był już pieszo w Akbarze i na myśl o nowej wędrówce ogarnęło go znużenie.
– Dziękuję, że nas przyjąłeś – odezwał się Eliasz.
– Nic mi nie ubędzie, gdy zatrzymam was na nocleg.
Chłopiec przerwał rozmowę.
– Chcemy wrócić do Akbaru.
– Poczekajcie do jutra. Teraz miasto rabują mieszkańcy i nie ma tam gdzie spać.
Chłopiec spuścił wzrok, zagryzł wargi i jeszcze raz wstrzymał łzy. Pasterz wprowadził ich do domu, uspokoił żonę i dzieci, i resztę dnia spędził zabawiając przybyszów rozmową o pogodzie.
Następnego dnia obudzili się wcześnie rano, zjedli posiłek przygotowany przez żonę pasterza i stanęli przed drzwiami domu.
– Obyś żył długo, a twoje stado oby wciąż rosło – odezwał się Eliasz. – Zjadłem tyle, ile potrzebowało moje ciało, a moja dusza poznała to, czego dotąd nie wiedziałem. Oby Bóg nie zapomniał nigdy tego, co dla nas zrobiliście i oby wasze dzieci nie były nigdy obcymi w obcej ziemi.
– Nie wiem, o jakim Bogu mówisz, wielu ich zamieszkuje Piątą Górę – odpowiedział szorstko pasterz, ale zaraz zmienił ton. – Pamiętaj o rzeczach dobrych, których dokonałeś. One dodadzą ci odwagi.