Выбрать главу

– Niewiele ich było i w żadnej nie było mojej zasługi.

– Nadszedł więc czas, by zrobić coś więcej.

– Może mogłem zapobiec inwazji.

Pasterz zaśmiał się.

– Choćbyś był namiestnikiem Akbaru i tak nie zdołałbyś powstrzymać nieuniknionego.

– Może namiestnik powinien był zaatakować Asyryjczyków, gdy w dolinie była ich zaledwie garstka albo układać się, zanim wybuchła wojna.

– Wszystko co mogło się zdarzyć, lecz się nie zdarzyło, porwał wiatr i nie ma po tym śladu – odparł pasterz. – Życie składa się z naszych postaw. I są sprawy, do których doświadczenia zmuszają nas bogowie. Nieważne, jaki mają w tym cel i na nic się zdadzą starania, by nas ominęły.

– Dlaczego?

– Zapytaj o to izraelskiego proroka, który żył w Akbarze. Ponoć on ma odpowiedź na wszystko.

Pasterz skierował się ku zagrodzie.

– Muszę wyprowadzić moje owce na pastwisko – powiedział. – Wczoraj nie wychodziły i dziś się niecierpliwią.

Pożegnał ich skinieniem dłoni i ruszył ze swym stadem.

Mężczyzna i dziecko szli doliną.

– Idziesz wolno – odezwał się chłopiec. – Boisz się tego, co może się zdarzyć.

– Boję się tylko samego siebie – odparł Eliasz. – Nikt nie może mi nic zrobić, bo nie mam już serca.

– Bóg, który mnie przywrócił do życia, wciąż żyje. On może wskrzesić moją matkę, jeśli ty to samo uczynisz z miastem.

– Zapomnij o tym Bogu. Jest daleko i nie dokona już nigdy cudów, na które czekamy.

Pasterz miał rację. Teraz musiał odbudować swą własną przeszłość i zapomnieć, że pewnego dnia uważał się za proroka, który miał wybawić Izrael, a nie udało mu się ocalić nawet zwykłego miasta.

Ta myśl napełniła go osobliwym uczuciem euforii. Po raz pierwszy w swym życiu czuł się wolny – gotów dokonać wszystkiego, co zamierzy i kiedy zapragnie. Wprawdzie nie usłyszy więcej aniołów, ale za to może bez przeszkód wrócić do Izraela, znów pracować jako cieśla, albo pojechać do Grecji, aby poznać nauki tamtejszych mędrców, albo też popłynąć z fenickimi żeglarzami ku krainom po drugiej stronie morza.

Jednak najpierw musiał się zemścić. Poświęcił najlepsze lata swojej młodości głuchemu Bogowi, który wydawał mu polecenia i układał bieg spraw po swojej myśli. Nauczył się przyjmować Jego decyzje i szanować Jego zamysły.

Ale w zamian za wierność został porzucony, jego oddanie pozostało niedocenione, a wysiłki, by wypełnić wolę Najwyższego, zakończyły się śmiercią jedynej kobiety, którą kochał, w całym swoim życiu.

– Masz całą siłę świata i gwiazd – powiedział w swym rodzinnym języku, aby chłopiec nie zrozumiał znaczenia słów. – Dla Ciebie zniszczyć miasto czy kraj, to tak jak dla nas zdeptać owada. Ześlij więc z niebios ogień i skończ raz na zawsze z moim życiem, bo inaczej powstanę przeciwko Twemu dziełu.

Na horyzoncie pojawił się Akbar. Eliasz chwycił chłopca mocno za rękę.

– Stąd aż do rogatek miasta szedł będę z zamkniętymi oczami i chcę abyś mnie prowadził – poprosił. – Jeśli umrę w drodze, zrób to, czego żądałeś ode mnie – odbuduj Akbar, nawet gdybyś musiał czekać, aż wpierw do tego dorośniesz i nauczysz się ciąć drewno i ciosać kamienie.

Dziecko nic nie odpowiedziało. Eliasz zamknął oczy i pozwolił się prowadzić. Wsłuchiwał się w szum wiatru i szmer swych kroków na piasku.

Przypomniał sobie Mojżesza. Kiedy już wyzwolił i przeprowadził lud wybrany przez pustynię, pokonawszy niezwykłe trudności, Pan nie pozwolił mu wstąpić do Kanaanu. Wtedy Mojżesz powiedział:

Chciałbym przejść, by zobaczyć tę piękną ziemię za Jordanem…

Pana jednak oburzyła jego prośba i rzekł: Dość, nie mów Mi o tym więcej! Podnieś oczy na zachód, północ, południe, wschód i oglądaj krainę na własne oczy, bo tego Jordanu nie przejdziesz.

Tak oto Pan odpłacił Mojżeszowi za jego długotrwałe i karkołomne wysiłki. Nie pozwolił mu dotknąć stopą Ziemi Obiecanej. Co by się stało, gdyby Mojżesz nie posłuchał?

Eliasz znów zwrócił swe myśli ku niebiosom.

“Panie mój, ta bitwa nie między Asyryjczykami i Fenicjanami się rozegrała, lecz między Tobą a mną. Nie ostrzegłeś mnie przed naszą osobliwą wojną i – jak zawsze – zwyciężyłeś i sprawiłeś, że wypełniła się Twoja wola. Unicestwiłeś kobietę, którą kochałem i miasto, które mnie przygarnęło, gdy byłem z dala od mej ojczyzny".

Wiatr mocniej zaszumiał mu w uszach. Eliasz poczuł strach, ale nie przerywał.

“Nie mogę przywrócić jej z martwych, lecz mogę odmienić bieg Twego dzieła zniszczenia. Mojżesz posłuchał Twojej woli i nie przeszedł przez rzekę. Ja jednak nie dam za wygraną. Zabij mnie teraz, bo jeśli pozwolisz mi dotrzeć do bram miasta, odbuduję to, co chciałeś zmieść z oblicza ziemi. I oprę się Twym zamysłom".

Zamilkł. Wstrzymał oddech i czekał na śmierć. Wsłuchiwał się jedynie w szmer kroków na piasku, nie chciał już słyszeć głosu aniołów ani gróźb z niebios. Jego serce było wolne, nie drżało już przed tym, co mogło nadejść. Ale w głębi duszy coś go zaczęło niepokoić – tak jakby zapomniał o czymś ważnym.

Po jakimś czasie chłopiec zatrzymał się.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział.

Eliasz otworzył oczy. Nie poraził go ogień niebieski, a przed nim leżały zniszczone mury Akbaru.

Popatrzył na chłopca, który ściskał jego dłoń, jakby bał się, że mu ucieknie. Czy go kochał? Nie wiedział. Jednak te rozważania mógł zostawić sobie na później, teraz miał do wykonania, pierwsze od wielu lat nie powierzone mu przez Boga, zadanie.

Z miejsca, w którym stali, czuć było swąd spalenizny. Drapieżne ptaki krążyły po niebie, czekając tylko stosownej chwili, by rzucić się na trupy wartowników rozkładające się w słońcu. Eliasz podszedł do jednego z zabitych żołnierzy i wziął jego miecz. W nocnym zamęcie Asyryjczycy zapomnieli zabrać broń znajdującą się poza miastem.

– Po co ci to? – zapytał chłopiec.

– Do obrony.

– Tam już nie ma Asyryjczyków.

– Jeśli nawet, lepiej mieć to przy sobie. Musimy być gotowi na wszystko.

Głos mu drżał. Niepodobieństwem było przewidzieć, co się stanie w chwili, gdy miną rozwalone mury, ale gotów był zabić każdego, kto poważyłby się go upokorzyć.

– Zostałem zniszczony tak samo jak to miasto – odezwał się do chłopca. – Ale tak samo jak to miasto, jeszcze nie wypełniłem do końca swej misji.

Dziecko uśmiechnęło się.

– Mówisz jak dawniej – powiedział.

– Nie daj się oszukać słowom. Dawniej moim celem było zrzucenie Jezabel z tronu i oddanie Izraela Panu. Teraz jednak, skoro On o nas zapomniał, i my winniśmy zapomnieć o Nim. Moją misją jest wypełnienie twej prośby.

Chłopiec spojrzał na niego nieufnie.

– Bez Boga moja matka nie powróci z martwych.

Eliasz pogładził go po głowie.

– Tylko ciało twej matki odeszło. Ona jest zawsze z nami i – tak jak powiedziała – jest Akbarem. Musimy pomóc jej odzyskać dawne piękno.

Miasto było niemalże wyludnione. Starcy, kobiety i dzieci błąkali się po ulicach, tak jak poprzedniej nocy. Nie wiedzieli, co dalej począć.

Chłopiec zauważył, że za każdym razem, kiedy kogoś mijali, Eliasz chwytał za rękojeść miecza. Ale ludzie pozostawali obojętni. Większość rozpoznawała izraelskiego proroka, niektórzy witali go skinieniem głowy, ale nikt się nie odezwał.

“Zatracili nawet uczucie złości" – pomyślał, spoglądając na Piątą Górą, której szczyt pokrywały wieczne chmury. Wtedy przypomniał sobie słowa Pana:

Rzucę wasze trupy na trupy waszych bożków, będę się brzydzić wami. Ziemia wasza będzie spustoszona, miasta wasze zburzone.