– Nie zapomnę – odrzekł Eliasz, szczęśliwy że anioł wrócił.
Karawany nie przechodziły już doliną. Asyryjczycy zniszczyli pewnie drogi i zmienili w ten sposób trasę handlowych szlaków. Co dzień dzieci wspinały się na jedyną niezniszczoną wieżę obronną, by wpatrywać się w horyzont i w razie potrzeby, ostrzec przed powrotem wojsk nieprzyjaciela. Eliasz zamierzał przyjąć wroga z godnością i oddać mu dowództwo.
Wtedy mógłby odejść.
Ale dni mijały a on czuł, że Akbar staje się częścią jego życia. Być może jego powołaniem nie było wcale zrzucenie z tronu Jezabel, lecz pozostanie z tymi ludźmi do końca swych dni i pełnienie skromnej roli sługi asyryjskiego zdobywcy. Pomagałby przy odnawianiu szlaków handlowych, nauczyłby się języka wroga, a w wolnym czasie mógłby zajmować się coraz bogatszą biblioteką.
To, co pewnej zagubionej już w mrokach przeszłości nocy, wydawało się końcem istnienia miasta, było w istocie możliwością uczynienia go jeszcze piękniejszym. Prace rekonstrukcyjne przewidywały poszerzenie ulic, pokrycie domów trwalszymi dachami i budowę pomysłowego systemu doprowadzającego wodę ze studni do najodleglejszych domów. Odradzała się również jego dusza. Co dzień uczył się czegoś nowego od starców, dzieci i kobiet. To przypadkowe zbiorowisko ludzi, którzy nie byli w stanie opuścić miasta, stanowiło teraz zdyscyplinowaną i fachową ekipę.
“Gdyby namiestnik wiedział, że potrafią być tak użyteczni, zaplanowałby inaczej obronę i Akbar nie ległby w gruzach".
Eliasz zamyślił się na chwilę i zrozumiał, że się mylił. Akbar musiał zostać zniszczony, aby jego mieszkańcy zdołali obudzić drzemiące w nich siły.
Mijały miesiące, a Asyryjczycy nie dawali znaku życia. Akbar niemal już całkowicie dźwignął się z ruin i Eliasz mógł myśleć o przyszłości. Kobiety szyły nowe ubrania z odzyskanych płócien, starcy przebudowywali domy i troszczyli się o higienę w mieście. Dzieci pomagały, kiedy je o to poproszono, ale przeważnie całe dnie spędzały na zabawie – bowiem taka jest główna powinność dzieci.
Mieszkał teraz z chłopcem w małym kamiennym domu wzniesionym w miejscu dawnego składu towarów. Każdej nocy mieszkańcy Akbaru siadywali wokół ogniska na głównym placu i opowiadali sobie dawne historie. Eliasz wraz z chłopcem zapisywał to wszystko na tabliczkach, które następnego dnia wypalano w piecu. Biblioteka rosła w oczach z dnia na dzień.
Kobieta, która straciła syna, również nauczyła się pisma z Byblos. Gdy odkrył, że potrafi już tworzyć słowa i całe zdania polecił jej, by uczyła wszystkich alfabetu. W ten sposób, gdy wrócą Asyryjczycy, ludzie będą mogli pracować jako tłumacze czy nauczyciele.
– Tego właśnie chciał uniknąć kapłan – rzekł pewnego dnia jeden ze starców, który nazwał siebie Oceanem, bo pragnął mieć duszę tak bezkresną jak morze. – Nie chciał, żeby pismo z Byblos przetrwało i zagroziło bogom Piątej Góry.
– Któż może uniknąć nieuniknionego? – odparł Eliasz.
Ludzie pracowali za dnia, razem oglądali zachody słońca, a nocą opowiadali historie.
Eliasz dumny był ze swego dzieła i kochał je coraz goręcej.
Jeden z chłopców obserwujących horyzont zbiegł z wieży.
– Zobaczyłem tuman kurzu w oddali! – zawołał podekscytowany. – Wróg powraca!
Eliasz wspiął się na wieżę i stwierdził, że dziecko mówi prawdę. Wedle jego obliczeń Asyryjczycy powinni dotrzeć do bram miasta następnego dnia.
Po południu polecił mieszkańcom, aby zamiast oglądać zachód słońca, zebrali się na placu. Gdy po skończonej pracy spotkał się z nimi w umówionym miejscu, zobaczył, że się boją.
– Dziś nie będziemy opowiadać historii z przeszłości, ani snuć planów na przyszłość – powiedział. – Porozmawiamy o nas samych.
Nikt się nie odezwał.
– Jakiś czas temu na niebie świecił księżyc w pełni. Tamtej nocy zdarzyło się to, co wszyscy przewidywaliśmy, ale nie chcieliśmy się z tym pogodzić – Akbar został zniszczony. Kiedy wojsko asyryjskie odeszło, najlepsi z naszych mężów leżeli martwi. Ci, którzy ocaleli, stwierdzili, że nic tu po nich i postanowili odejść. Pozostali jedynie starcy, wdowy i sieroty – czyli ludzie niezdatni do niczego.
Rozejrzyjcie się dokoła – dziś ten plac jest piękniejszy niż był kiedykolwiek, domy są trwalsze, żywność została rozdzielona i wszyscy uczą się pisma z Byblos. Jest w tym mieście miejsce, gdzie zgromadziliśmy zbiór tabliczek, na których spisaliśmy nasze dzieje i następne pokolenia będą pamiętały o tym, czego dokonaliśmy.
Dziś wiemy, że starcy, sieroty i wdowy także odeszli. Zamiast nich została grupa młodzieńców w różnym wieku, pełnych entuzjazmu, którzy nadali imię i sens swemu życiu.
W każdej sekundzie odbudowy pamiętaliśmy, że Asyryjczycy wrócą. Wiedzieliśmy, że pewnego dnia będziemy musieli oddać im nasze miasto, a wraz z nim nasz trud, nasz pot i naszą radość, która rosła na widok piękniejącego Akbaru.
Ogień rozświetlił łzy spływające po niejednej twarzy. Nawet dzieci, które zwykle bawiły się podczas nocnych spotkań, tym razem słuchały uważnie słów Eliasza.
– Ale to nie ma znaczenia. Wypełniliśmy nasz obowiązek wobec Pana, bo podjęliśmy Jego wyzwanie i przyjęliśmy z honorem walkę z Nim. Przed tamtą nocą On wciąż mówił do nas: Idź! Lecz Go nie słuchaliśmy. Dlaczego?
Bo każdy z nas już zadecydował o swej przyszłości. Ja zamierzałem zrzucić Jezabel z tronu, kobieta, która dziś zwie się Odnalezienie pragnęła, aby jej syn został żeglarzem, mężczyzna, który dziś nosi imię Mądrość, chciał dopełnić swych dni popijając wino na placu. Przywykliśmy do świętej tajemnicy życia i przestała mieć dla nas znaczenie.
Wtedy Pan pomyślał sobie: Nie chcą iść? Niech więc zostaną na długo tam, gdzie tkwią teraz!
Dopiero wtedy zrozumieliśmy Jego przesłanie. Stal asyryjskich mieczy przecięła życie młodych Akbarczyków, tchórzostwo wygnało tych w pełni sił. Bez względu na to, gdzie teraz są, wciąż tkwią w miejscu – przyjęli przekleństwo Boga.
My zaś walczyliśmy przeciwko Panu, tak jak walczymy z kobietami i mężczyznami, których kochamy. Ta walka jest naszym błogosławieństwem – sprawia, że wzrastamy. Wykorzystaliśmy szansę, jaką dała nam tragedia i spełniliśmy nasz obowiązek wobec Boga, dowodząc że jesteśmy zdolni posłuchać nakazu: Idź! Nawet w najcięższych okolicznościach szliśmy naprzód.
Są chwile, gdy Bóg domaga się naszego posłuszeństwa, ale są i takie, w których pragnie poddać próbie naszą wolę i rzuca wyzwanie naszemu pojmowaniu Jego miłości. Zrozumieliśmy Jego zamysły, gdy mury Akbaru legły w gruzach, odsłaniając nam nasz własny horyzont. Każdy z nas mógł zobaczyć, do czego jest zdolny. Przestaliśmy rozmyślać o życiu i postanowiliśmy je przeżyć.
I udało nam się.
Eliasz zauważył, że oczy ludzi nabrały blasku. Zrozumieli.
– Jutro oddam Akbar bez walki. Jestem wolny i mogę odejść kiedy zechcę, bo spełniłem to, czego Pan oczekiwał ode mnie. Jednak moja krew, mój pot i moja jedyna miłość spoczywają w tej ziemi i postanowiłem dożyć tu reszty mych dni, aby uchronić to miasto przed ponownym zniszczeniem. Niechaj każdy podejmie własną decyzję, ale nie zapominajcie, że jesteście stokroć lepsi, aniżeli sądziliście.
Wykorzystaliście szansę, jaką dała wam tragedia – nie każdy potrafi tego dokonać.
Eliasz wstał i dał znak, że zebranie dobiegło końca. Uprzedził chłopca, że wróci późno i kazał mu się położyć, nie czekając na niego.
Udał się do świątyni – jedynego miejsca, które oparło się zniszczeniu, choć Asyryjczycy skradli posągi bogów. Z pietyzmem dotknął kamienia, który według legendy znaczył miejsce, gdzie jeden z przodków wetknął w ziemię kij i nie udało mu się go wyciągnąć.