Выбрать главу

– Jak podróż? – pyta grzecznie. Wydaje się teraz znacznie spokojniejszy.

– Dobrze, dziękuję – mruczę. – Jeszcze raz dzięki za pierwszą klasę. Naprawdę przyjemniej podróżuje się w taki sposób. – Uśmiecham się nieśmiało. – Mam ci coś do powiedzenia – dodaję nerwowo.

– Och? – Podnosi na mnie wzrok, gdy odpina ostatni guzik. Chwilę później bluzka ląduje na jego ubraniach.

– Dostałam pracę.

Nieruchomieje, następnie uśmiecha się do mnie. Spojrzenie ma ciepłe i łagodne.

– Moje gratulacje, panno Steele. Teraz powiesz mi w końcu gdzie? – pyta żartobliwie.

– Nie wiesz?

Kręci głową, marszcząc brwi.

– A skąd miałbym wiedzieć?

– Przy twoich zapędach prześladowczych, sądziłam, że mógłbyś… – urywam, gdy Christianowi rzednie mina.

– Anastasio, nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby się wtrącać w twoje sprawy zawodowe, chyba że byś mnie o to, naturalnie, poprosiła. – Wygląda na urażonego.

– Więc nie wiesz, jakie to wydawnictwo?

– Nie. Wiem tyle, że w Seattle są cztery, więc zakładam, że to jedno z nich.

– SIP.

– Och, to małe, świetnie. Dobra robota. – Nachyla się i całuje mnie w czoło. – Bystra dziewczynka. Kiedy zaczynasz?

– W poniedziałek.

– Tak szybko? Wobec tego lepiej wykorzystam twoją obecność, dopóki mogę. Odwróć się.

Tak też robię. Rozpina mi stanik i zamek przy spódnicy. Pociąga materiał w dół, całując mnie przy tym w ramię. Nachyla się i zanurza nos w moich włosach i głęboko oddycha. Dłonie zaciska na moich pośladkach.

– Odurzasz mnie, panno Steele, i mnie uspokajasz. Cóż za uderzające do głowy połączenie. – Całuje moje włosy. Bierze mnie za rękę i ciągnie pod prysznic.

– Au! – piszczę. Woda mnie parzy. Christian uśmiecha się, gdy ukrop spływa po nim kaskadami.

– To tylko odrobina gorącej wody.

I prawdę mówiąc, ma rację. Bosko się czuję, zmywając z siebie lepki poranek w Georgii i lepkość po naszym seksie.

– Odwróć się – nakazuje, a ja posłusznie robię, co mi każe, odwracając się twarzą do ściany. – Chcę cię umyć – mruczy i sięga po żel. Wyciska trochę na dłoń.

– Muszę powiedzieć ci coś jeszcze – podejmuję, gdy jego dłonie zaczynają od moich ramion.

– Tak? – pyta spokojnie.

Biorę głęboki oddech.

– Mój przyjaciel Jose, ten fotograf, ma w czwartek otwarcie wystawy w Portland.

Nieruchomieje z dłońmi nad moimi piersiami. Podkreśliłam słowo „przyjaciel”.

– Tak, no i co w związku z tym? – pyta surowo.

– Powiedziałam, że przyjadę. Masz ochotę wybrać się ze mną?

Po długiej chwili, która wydaje się trwać całe wieki, zaczyna mnie znowu myć.

– Na którą?

– Na siódmą trzydzieści.

Całuje mnie w ucho.

– Dobrze.

Moja podświadomość odpręża się, a potem pada na stary, wygodny fotel.

– Bałaś się mnie zapytać?

– Tak. Skąd wiesz?

– Anastasio, twoje całe ciało właśnie się rozluźniło – stwierdza sucho.

– Cóż, bo ty jesteś, eee… zazdrosny.

– Owszem, jestem – odpowiada surowo. – A ty lepiej o tym pamiętaj. Ale dziękuję, że zapytałaś. Weźmiemy Charliego Tango.

Och, chodzi mu o śmigłowiec, głuptas ze mnie. I znowu latanie… fajnie! Uśmiecham się szeroko.

– Mogę cię umyć? – pytam.

– Nie sądzę – odpowiada i całuje delikatnie w szyję, chcąc złagodzić ukłucie, jakie niesie ze sobą ta odmowa.

– Czy kiedyś pozwolisz mi się dotknąć? – pytam śmiało.

Ponownie nieruchomieje, z ręką na mojej pupie.

– Połóż dłonie na ścianie, Anastasio. Mam zamiar znowu cię posiąść – mruczy mi do ucha.

Chwyta moje biodra i już wiem, że rozmowa dobiegła końca.

Później siedzimy w szlafrokach przy barze śniadaniowym, posiliwszy się wybornym spaghetti alle vongole, które nam zostawiła pani Jones.

– Jeszcze wina? – pyta Christian.

– Odrobinę. – Sancerre jest orzeźwiające i przepyszne. Christian nalewa sobie i mnie. – A jak tam, eee… problem, który kazał ci wrócić do Seattle? – pytam niepewnie.

Marszczy brwi.

– Nierozwiązany – odpowiada niechętnie. – Ale ty się nie musisz niczym przejmować, Anastasio. Mam względem ciebie plany na dzisiejszy wieczór.

– Och?

– Tak. Chcę, abyś za piętnaście minut czekała gotowa w moim pokoju zabaw. – Wstaje i obrzuca mnie uważnym spojrzeniem. – Możesz się przygotować w swoim pokoju. Nawiasem mówiąc, szafa jest teraz pełna ubrań dla ciebie. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. – Mruży oczy, rzucając mi wyzwanie. Kiedy nic nie mówię, oddala się do gabinetu.

Ja? Sprzeciw? Wobec ciebie, mój Szary? Szkoda mojego tyłka. Siedzę na stołku barowym oszołomiona, próbując przyswoić ten strzęp informacji. Kupił mi ubrania. Przewracam teatralnie oczami, doskonale wiedząc, że on mnie nie widzi. Samochód, telefon, komputer… ubrania, następnym razem to będzie mieszkanie i wtedy naprawdę stanę się jego kochanką.

„Dziwka!” – krzywi się moja podświadomość. Ignoruję ją i udaję się na górę do swojego pokoju. A więc jest nadal mój… dlaczego? Myślałam, że zgodził się na to, abym spała w jego łóżku. Pewnie nie jest przyzwyczajony do dzielenia przestrzeni osobistej, no ale ja też nie. Pocieszam się myślą, że przynajmniej mam gdzie przed nim uciec.

Oglądam drzwi i widzę, że jest w nich zamek, ale nie ma klucza. Ciekawe, czy pani Jones ma zapasowy. Zapytam ją o to. Otwieram drzwi szafy i od razu je zamykam. O w mordę, wydał majątek. Przypomina to garderobę Kate – tyle ubrań wiszących schludnie na drążku. Wiem, że wszystko będzie leżeć jak ulał. Ale nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać – dzisiejszego wieczoru muszę klęczeć w Czerwonym Pokoju… Bólu… albo Przyjemności.

Klęczę przy drzwiach w samych majtkach. Serce mam w gardle. Jezu, myślałam, że po łazience będzie miał dość. Ten mężczyzna jest nienasycony, a może wszyscy są tacy jak on. Nie mam pojęcia, nie mam go z kim porównać. Zamykam oczy i próbuję się uspokoić, nawiązać połączenie z moją wewnętrzną uległą. Jest tam gdzieś, chowając się za wewnętrzną boginią.

W moich żyłach krąży niepokój. Co on tym razem wymyśli? Biorę głęboki, uspokajający oddech, ale nie jestem w stanie się tego wyprzeć: jestem podekscytowana, podniecona i już wilgotna. To takie… chcę myśleć, że niewłaściwe, ale przecież nie. Dla Christiana właściwe. Tego właśnie on pragnie – a po kilku ostatnich dniach… po wszystkim, co zrobił, muszę wziąć się w garść i zaakceptować każdą jego zachciankę, każdą potrzebę.

Wspomnienie wyrazu jego twarzy, kiedy zjawiłam się tu dzisiaj, pragnienie w jego oczach, zdecydowane kroki w moją stronę, jakbym była oazą na pustyni… Zrobiłabym niemal wszystko, byle znowu zobaczyć tę minę. Zaciskam uda na to rozkoszne wspomnienie i przypomina mi się, że mam rozsunąć kolana. Tak też robię. Jak długo każe mi czekać? To czekanie mnie dobija, dobija mrocznym i zwodniczym pożądaniem. Rozglądam się szybko po subtelnie oświetlonym pokoju: krzyż, stół, kanapa, ława… to łóżko. Wydaje się takie duże. Zasłane jest czerwoną satyną. Czego

Christian użyje tym razem?

Drzwi otwierają się i wchodzi do środka, zupełnie mnie ignorując. Szybko opuszczam wzrok, wpatrując się w dłonie spoczywające na rozsuniętych udach. Kładzie coś na dużej komodzie przy drzwiach, a potem zbliża się niespiesznie do łóżka. Pozwalam sobie na szybkie spojrzenie na niego i serce niemal mi staje. Nie ma na sobie nic z wyjątkiem tych miękkich, podartych dżinsów. Moja podświadomość gorączkowo się wachluje, a wewnętrzna bogini wygina się w jakimś pierwotnym, zmysłowym rytmie. Jest taka gotowa. Oblizuję bezwiednie usta. Krew pulsuje mi w żyłach, gęsta i przyprawiona nieobyczajnym pragnieniem. Co on zamierza mi dzisiaj zrobić?