Przechodzi na drugi koniec łóżka i chwyta moje kostki.
– Unieś głowę.
Spełniam jego polecenie, a on pociąga mnie za nogi, tak że ręce mam wyciągnięte i uniesione nad głową. A niech to, nie mogę nimi ruszać. Do podniecenia dołącza odrobina niepokoju, a ja robię się jeszcze bardziej wilgotna. Jęczę. Christian rozsuwa mi nogi i krępuje kajdankami najpierw prawą, potem lewą. I tak leżę z rozłożonymi rękami i nogami, zupełnie bezbronna. To takie irytujące, że go nie widzę. Intensywnie nasłuchuję… co on robi? I nie słyszę nic oprócz swego oddechu i dudnienia serca.
Nagle iPod budzi się do życia. Gdzieś z wnętrza mojej głowy dochodzi śpiew jednego anielskiego głosu, do którego niemal natychmiast dołącza drugi, a potem kolejne – o święty Barnabo, to chór niebiański – i śpiewając a cappella w mojej głowie jakiś pradawny, pierwotny hymn. Co to, u licha, jest? Nigdy nie słyszałam niczego podobnego. Coś niemal nieznośnie delikatnego ociera mi się o szyję, przesuwa leniwie w dół, wokół piersi, pieszcząc mnie… dotykając sutków. To takie nieoczekiwane. To futro! Futrzana rękawiczka?
Christian przesuwa dłoń, niespiesznie i celowo, do mojego brzucha, zatacza kółka wokół pępka, a potem od biodra do biodra, a ja próbuję przewidzieć, gdzie dotknie w następnej kolejności… ale ta muzyka… jest w mojej głowie… zabierając mnie… futro wzdłuż włosów łonowych… pomiędzy nogami, wzdłuż ud, sunie po jednej nodze… po drugiej… to prawie łaskocze… ale nie do końca… dołącza więcej głosów… niebiański chór śpiewa różne partie, głosy mieszają się słodko w melodyjnej harmonii, która nie przypomina niczego, co miałam okazję słyszeć. Wychwytuję jedno słowo – „deus” – i dociera do mnie, że śpiewają po łacinie. A futro przesuwa się teraz wzdłuż moich rąk i wokół talii… do góry na piersi. Sutki mi twardnieją pod tym delikatnym dotykiem… dyszę… zastanawiając się, gdzie jego ręka powędruje w następnej kolejności. Nagle futro znika i czuję na skórze rzemyki pejcza, jak przesuwają się, podążają tym samym szlakiem, co futro, a tak trudno się skoncentrować z muzyką w głowie… o rany… i nagle rzemyki znikają. A potem niespodziewanie uderzają w mój brzuch.
– Aaa! – wołam. Zaskakuje mnie to, ale szczerze mówiąc – nie boli. Uderza mnie raz jeszcze. Mocniej. – Aaa!
Chcę się ruszyć… uciec, albo powitać każdy cios… nie wiem – to takie przytłaczające… Nie mogę ruszyć rękami… nogi mam unieruchomione… a on znowu mnie uderza, tym razem w piersi.
Krzyczę. To słodka udręka – do zniesienia… przyjemna – nie, nie od razu, ale gdy z każdym uderzeniem moja skóra śpiewa wraz z muzyką, jestem wciągana w ciemne, mroczne części mojej psychiki, które poddają się temu najbardziej erotycznemu z doznań. Tak – już rozumiem. Christian uderza mnie w biodro, a potem uderzenia przesuwają się po włosach łonowych, udach i z powrotem w górę ciała… biodra… Robi to, aż muzyka dochodzi do punktu kulminacyjnego i milknie. On także się zatrzymuje. Potem śpiewy rozpoczynają się od nowa… coraz głośniej i głośniej, on obsypuje moje ciało uderzeniami… a ja jęczę i się wiję.
Po raz kolejny muzyka milknie i nie słyszę niczego… z wyjątkiem swego szaleńczego oddechu… i szaleńczego pragnienia. Och… co się dzieje? Co on mi teraz zrobi? To podniecenie jest niemal nie do zniesienia. Dotarłam do bardzo mrocznego, zmysłowego miejsca.
Łóżko porusza się i czuję go na sobie. Muzyka zaczyna się od nowa. I jest powtórka… tym razem miejsce futra zajmują jego nos i usta… przesuwają się wzdłuż mojej szyi, całując, ssąc… opuszczając się do piersi… Ach! Drażniąc po kolei sutki… jego język wiruje wokół jednego, gdy tymczasem drugi pieści palcami… Jęczę, chyba głośno, choć tego nie słyszę. Jestem zgubiona. Zgubiona w nim… zgubiona w astralnych, anielskich głosach… zgubiona w tych wszystkich doznaniach, od których nie jestem w stanie uciec… Jestem na łasce jego dotyku.
Christian przechodzi do mego brzucha, językiem zatacza kółka wokół pępka, idąc śladem pejcza i futra… jęczę. Całuje i ssie, i kąsa… kieruje się w dół… a wtedy jego język dociera TAM. W złączenie moich ud. Odrzucam głowę i wydaję okrzyk, niemal eksplodując w orgazmie… Jestem na krawędzi, a on przerywa.
Nie! Materac ugina się i Christian klęka między moimi nogami. I nagle na prawej kostce już nie mam kajdanków. Przesuwam nogę na środek łóżka… by oprzeć ją o niego. Po chwili uwalnia drugą nogę. Przesuwa szybko dłońmi po moich obu nogach, uciskając i ugniatając, przywracając im życie. Następnie chwyta moje biodra i unosi, tak że plecami nie dotykam już łóżka. Jestem wygięta w łuk, opierając się na rękach. Co? Klęczy pomiędzy moimi nogami… i jednym płynnym ruchem wchodzi we mnie… o kurwa… i znowu z mojego gardła wydobywa się krzyk. Zaczynam drżeć w oczekiwaniu na zbliżający się orgazm i Christian nieruchomieje. Drżenie ustaje… o nie… zamierza dalej mnie torturować.
– Proszę! – jęczę.
Chwyta mnie mocniej… to ostrzeżenie? Nie wiem, ale nieruchomieję. Bardzo powoli znowu zaczyna się poruszać… wchodząc i wychodząc… nieznośnie powoli. Proszę! Krzyczę w myślach… A gdy liczba głosów w chóralnej pieśni rośnie, jego tempo przyspiesza… nieznacznie… w rytm muzyki. Ja zaś nie jestem tego w stanie dłużej znieść.
– Proszę.
Jednym ruchem opuszcza mnie z powrotem na łóżko, kładzie się na mnie i wypełnia sobą. Gdy muzyka osiąga punkt kulminacyjny, ja spadam… spadam w najbardziej intensywny, dręcząco przejmujący orgazm, jaki miałam, a Christian podąża za mną… wykonując jeszcze trzy mocne pchnięcia… wreszcie nieruchomiejąc, następnie opadając na mnie.
Gdy zaczynam odzyskiwać zdolność myślenia, on wysuwa się ze mnie. Muzyka umilkła i chwilę później mam wolną prawą rękę. Jęczę. Szybko uwalnia mi drugą rękę, delikatnie zdejmuje z oczu maskę i wyjmuje słuchawki. Mrugam w łagodnym świetle pokoju i wpatruję się w szare, płonące oczy.
– Cześć – mówi cicho.
– Cześć – odpowiadam nieśmiało. Jego usta wyginają się w uśmiechu. Nachyla się, aby mnie pocałować.
– Dobra robota, wiesz? – szepcze. – Odwróć się.
Kuźwa, co on chce teraz zrobić? Spojrzenie mu łagodnieje.
– Chcę ci jedynie rozmasować ramiona.
– Och… okej.
Przekręcam się sztywno na brzuch. Jestem taka zmęczona. Christian siada na mnie okrakiem i zaczyna masaż. Jęczę głośno – ma takie silne, wprawne palce. Pochyla się i całuje mnie w głowę.
– Co to była za muzyka? – mamroczę niewyraźnie.
– Nazywa się Spem in Alium, czterdziestoczęściowy motet Thomasa Tallisa.
– To było… niesamowite.
– Zawsze chciałem się przy tym pieprzyć.
– Czyżby kolejny pierwszy raz, panie Grey?
– W rzeczy samej, panno Steele.
Ponownie jęczę, gdy jego palce tańczą magicznie po moich ramionach.
– Cóż, ja też po raz pierwszy się przy tym pieprzyłam – mruczę sennie.
– Hmm… ty i ja… sporo mamy ze sobą pierwszych razów.
– Co powiedziałam przez sen, Chris… eee… proszę pana?
Jego dłonie na chwilę nieruchomieją.
– Sporo mówiłaś, Anastasio. O klatkach i truskawkach… że pragniesz więcej… i że tęsknisz za mną.
Och, dzięki Bogu.
– To wszystko? – W moim głosie słychać ulgę.
Christian kończy niebiański masaż i przekręca się, tak że leży obok mnie, z głową wspartą na łokciu. Marszczy brwi.
– A czego się bałaś?
Cholera.
– Że uważam cię za brzydkiego i przemądrzałego i że jesteś beznadziejny w łóżku.
Zmarszczki na jego czole pogłębiają się.
– Cóż, oczywiście, że to wszystko prawda i teraz to mnie dopiero zaintrygowałaś. Co ty przede mną skrywasz, panno Steele?