Выбрать главу

Mrugam niewinnie.

– Niczego nie skrywam.

– Anastasio, kiepsko ci wychodzi kłamanie.

– Sądziłam, że po seksie mnie rozśmieszysz; to na mnie nie działa.

– Nie umiem opowiadać dowcipów.

– Panie Grey! Pan czegoś nie umie? – uśmiecham się szeroko.

– Nie, jestem w tym beznadziejny. – Wygląda na tak z siebie dumnego, że zaczynam chichotać.

– Ja też jestem w tym kiepska.

– To taki śliczny dźwięk – mruczy, po czym nachyla się i mnie całuje. – I coś ukrywasz, Anastasio. Możliwe, że będę musiał wydobyć to z ciebie torturami.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Budzę się nagle. Chyba we śnie spadłam ze schodów i teraz jestem kompletnie zdezorientowana. Jest ciemno i sama leżę w łóżku Christiana. Coś mnie obudziło, jakaś natrętna myśl. Zerkam na budzik przy łóżku. Piąta rano, ale czuję się wyspana. Czemu? Och, różnica czasu, w Georgii jest teraz ósma. O cholera, muszę wziąć pigułkę. Gramolę się z łóżka wdzięczna temu czemuś, co mnie obudziło. Słyszę ciche dźwięki fortepianu. Christian gra. To akurat muszę zobaczyć. Uwielbiam patrzeć, jak to robi. Wkładam szlafrok i idę cicho korytarzem, nasłuchując magicznych dźwięków melodyjnego lamentu, dochodzących z salonu.

Plama światła. Christian siedzi w niej i gra, a jego włosy błyszczą niczym miedź. Wygląda, jakby był nagi, ale wiem, że ma na sobie spodnie od piżamy. Koncentruje się, pięknie grając, pogrążony w melancholii muzyki. Waham się, obserwując go w ciemności, nie chcąc mu przeszkadzać. Mam ochotę go przytulić. Wydaje się zagubiony, wręcz smutny i boleśnie samotny – a może to wina przepełnionej żalem muzyki. Kończy utwór, przez ułamek sekundy panuje cisza, a potem zaczyna go grać od nowa. Przesuwam się ostrożnie w jego stronę, przyciągana jak ćma do ognia… Na tę myśl się uśmiecham. Christian unosi głowę, dostrzega mnie i marszczy brwi, a potem znowu opuszcza wzrok na dłonie.

Cholera, wkurzył się, że mu przeszkadzam?

– Powinnaś spać – beszta mnie łagodnie.

Widzę, że jest zaabsorbowany czymś innym.

– Ty też – ripostuję, wcale nie tak łagodnie.

Ponownie podnosi wzrok, a na jego twarzy błąka się cień uśmiechu.

– Udziela mi pani reprymendy, panno Steele?

– Tak, panie Grey.

– Nie mogę spać. – Marszczy brwi i przez jego twarz przebiega ślad irytacji bądź gniewu. Na mnie? Na pewno nie.

Ignoruję jego minę, odważnie siadam obok niego na stołku przed fortepianem i opieram głowę na jego nagim ramieniu. Patrzę, jak jego sprawne palce pieszczą klawisze.

– Co to było? – pytam, gdy utwór dobiega końca.

– Chopin. Opus dwudzieste ósme, preludium numer cztery. W tonacji e-moll, gdyby cię to interesowało – mruczy.

– Interesuje mnie wszystko, co robisz.

Odwraca się i delikatnie muska ustami moje włosy.

– Nie chciałem cię budzić.

– Nie obudziłeś. Zagraj ten drugi utwór.

– Drugi?

– Bacha, ten, który grałeś pierwszej nocy, gdy tu spałam.

– Och, Marcello.

Zaczyna grać powoli i w skupieniu. Czuję ruch dłoni w jego ramionach, gdy opieram się o niego z zamkniętymi oczami. Smutne, melancholijne nuty wirują wokół nas powoli i żałośnie, odbijając się echem od ścian. Rozdzierająco piękny utwór, jeszcze smutniejszy niż Chopin. Do pewnego stopnia odzwierciedla moje uczucia. Głębokie, przejmujące pragnienie, aby lepiej poznać tego wyjątkowego człowieka, zrozumieć jego smutek. Muzyka zbyt szybko dobiega końca.

– Dlaczego grasz tylko takie smutne utwory?

Prostuję się i patrzę na niego, gdy w odpowiedzi na moje pytanie wzrusza ramionami. W jego oczach czai się nieufność.

– Więc miałeś tylko sześć lat, kiedy zacząłeś grać? – nie daję za wygraną.

Kiwa głową. Po chwili odpowiada:

– Oddałem się grze na fortepianie, aby sprawić przyjemność mojej nowej matce.

– Aby pasować do idealnej rodziny?

– Można tak to ująć – mówi wymijająco. – Czemu nie śpisz? Nie musisz wypocząć po wczorajszym wysiłku?

– Dla mnie jest ósma rano. I muszę wziąć pigułkę.

Unosi z zaskoczeniem brwi.

– Co za pamięć – mruczy i widzę, że jest pod wrażeniem. – Tylko ty zaczęłaś je brać w innej strefie czasowej. Być może powinnaś odczekać pół godziny, a jutro kolejne pół. Tak żebyś w końcu mogła je łykać o rozsądnej porze.

– Dobry plan. No więc co będziemy robić przez te pół godziny? – Mrugam niewinnie.

– Kilka rzeczy przychodzi mi do głowy. – Uśmiecha się lubieżnie.

Odpowiadam obojętnym spojrzeniem, gdy tymczasem mięśnie w podbrzuszu natychmiast się zaciskają.

– Z drugiej strony… moglibyśmy porozmawiać – sugeruję cicho.

Marszczy brwi.

– Wolę to, co mi chodzi po głowie. – Bierze mnie na kolana.

– Zawsze wybierzesz seks zamiast rozmowy. – Śmieję się i chwytam go za ramiona.

– To prawda. Zwłaszcza z tobą. – Muska nosem moje włosy i całuje szyję. – Może na fortepianie – szepcze.

O rety. Moje całe ciało napina się na tę myśl. Fortepian.

Nieźle.

– Wyjaśnijmy sobie od razu jedną rzecz – szepczę, gdy puls mi zaczyna przyspieszać, a moja wewnętrzna bogini zamyka oczy, delektując się dotykiem jego ust.

Na chwilę przerywa swoją zmysłową napaść.

– Zawsze taka złakniona informacji, panno Steele. No więc co wymaga wyjaśnienia? – Jego ciepły oddech pieści mi szyję.

– My – szepczę i zamykam oczy.

– Hmm. A co konkretnie? – Przerywa obsypywanie pocałunkami mego ramienia.

– Umowa.

Christian unosi głowę i patrzy na mnie, a w jego oczach widać cień rozbawienia. Wzdycha. Gładzi mnie opuszkami palców po policzku.

– Cóż, umowa podlega jeszcze dyskusji, nie sądzisz? – Głos ma niski i schrypnięty, oczy łagodne.

– Jak to?

– Tak to – uśmiecha się. Patrzę na niego pytająco.

– Ale to ty tak bardzo na nią nalegałeś.

– To było wcześniej. Zresztą Zasady są już ustalone i dalej obowiązują.

– Wcześniej?

– Przed… – urywa i do jego oczu wraca rezerwa. – Więcej. – Wzrusza ramionami.

– Och.

– Poza tym już dwa razy byliśmy w pokoju zabaw, a ty nie uciekłaś, gdzie pieprz rośnie.

– A spodziewasz się, że tak zrobię?

– Ty jesteś zupełnie nieprzewidywalna, Anastasio – stwierdza sucho.

– A więc postawmy sprawę jasno. Chcesz, żebym przez cały czas trzymała się Zasad, ale nie tego, co zawiera pozostała część umowy?

– Z wyjątkiem pokoju zabaw. Tam masz postępować zgodnie z duchem tej umowy. I owszem, chcę, żebyś trzymała się Zasad. Przez cały czas. Wtedy będę miał pewność, że jesteś bezpieczna i będę mógł cię mieć zawsze, kiedy tego zapragnę.

– A jeśli złamię którąś z Zasad?

– Wtedy cię ukarzę.

– A czy nie będzie ci do tego potrzebne moje pozwolenie?

– Owszem.

– A jeśli się nie zgodzę?

Przygląda mi się przez chwilę. Wydaje się skonsternowany.

– Jeśli się nie zgodzisz, to się nie zgodzisz. Będę cię musiał jakoś przekonać.

Odrywam się od niego i wstaję. Potrzebuję nieco dystansu. Marszczy brwi, gdy wpatruję się w niego. W jego oczach znowu się czai rezerwa i nieufność.

– Więc aspekt kary pozostaje.

– Tak, ale tylko wtedy, gdy złamiesz Zasady.

– Będę musiała jeszcze raz je przeczytać – mówię, próbując sobie przypomnieć szczegóły.

– Przyniosę ci. – Jego ton staje się nagle rzeczowy.

O rany. Tak szybko zrobiło się poważnie. Christian wstaje ze stołka i udaje się do gabinetu. Swędzi mnie skóra głowy. Jezu, przydałaby mi się herbata. Przyszłość naszego tak zwanego związku jest omawiana o piątej czterdzieści pięć rano, kiedy jego absorbuje coś innego – czy to mądre? Idę do kuchni, którą spowija ciemność. Gdzie się włącza światło? Znajduję włącznik, a potem napełniam wodą czajnik. Pigułka! Sięgam po torebkę, którą zostawiłam na barze śniadaniowym i szybko je znajduję. Połykam jedną. Po chwili wraca Christian i siada na jednym ze stołków. Przygląda mi się uważnie.