Kuchenka jest supernowoczesna, ale w końcu udaje mi się ją rozpracować. Zaczynam od bekonu. Amy Studt śpiewa mi do ucha o odmieńcach. Ta piosenka wiele dla mnie kiedyś znaczyła, bo sama jestem odmieńcem. Nigdy nigdzie nie pasowałam, a teraz… Otrzymałam niemoralną propozycję od samego Króla Odmieńców. Dlaczego jest właśnie taki? Geny czy wychowanie? Nigdy się wcześniej nad czymś takim nie zastanawiałam.
Kładę bekon pod grill, a kiedy się opieka, roztrzepuję kilka jajek. Odwracam się i widzę Christiana siedzącego na jednym ze stołków przy barze śniadaniowym, z głową podpartą na ułożonych w wieżyczkę dłoniach. Ma na sobie koszulkę, w której spał. Fryzura „po seksie” bardzo, ale to bardzo mu pasuje, podobnie jak stylowy, poranny zarost. Wygląda na rozbawionego i zaskoczonego. Zastygam, rumienię się, po czym zbieram się w sobie i wyjmuję słuchawki z uszu. Na jego widok nogi mi miękną.
– Dzień dobry, panno Steele. Jest pani dziś rano niezwykle ożywiona – mówi bez emocji.
– Dobrze spałam – jąkam w odpowiedzi, a on próbuje ukryć uśmiech.
– Ciekawe dlaczego. – Marszczy czoło. – Ja też, kiedy wróciłem do łóżka.
– Jesteś głodny?
– Bardzo – mówi, patrząc przenikliwie, i chyba nie ma na myśli jedzenia.
– Naleśniki, bekon i jajka?
– Brzmi kusząco.
– Nie wiem, gdzie trzymasz podkładki pod talerze. – Wzruszam ramionami, za wszelką cenę starając się nie wyglądać na zdenerwowaną.
– Zajmę się tym. Ty gotuj. Czy mam włączyć jakąś muzykę, żebyś mogła kontynuować swój… eee… taniec?
Opuszczam wzrok na dłonie, czując, że robię się purpurowa.
– Proszę, nie przerywaj z mojego powodu. To bardzo zabawne. – W jego głosie pobrzmiewa wesołość.
Wydymam wargi. Zabawne, tak? Moja podświadomość śmieje się ze mnie w dwójnasób. Odwracam się i dalej ubijam jajka, prawdopodobnie trochę za mocno. Chwilę później on staje przy mnie. Delikatnie ciągnie mnie za kucyk.
– Bardzo mi się podobają – szepcze. – Ale cię nie ochronią.
Hmm. Sinobrody.
– Jakie lubisz jajka? – pytam sucho. Uśmiecha się.
– Dobrze roztrzepane i ubite – uśmiecha się ironicznie.
Wracam do swojego zadania, starając się ukryć uśmiech. Nie umiem się na niego gniewać. Zwłaszcza kiedy jest tak wyjątkowo wesoły. Otwiera szufladę, wyciąga szaro-czarne podkładki i kładzie na barze. Wylewam jajka na patelnię, wyjmuję bekon, odwracam i wkładam z powrotem pod grill.
Gdy znów się odwracam, na blacie stoi już sok pomarańczowy, a Christian parzy kawę.
– Chcesz herbatę?
– Tak, poproszę, jeśli masz.
Znajduję dwa talerze i kładę je na podgrzewaczu w kuchence. On sięga do szafki i wyciąga herbatę Twinings English Breakfast. Wydymam wargi.
– To było z góry przesądzone, prawda?
– Czyżby? Chyba jeszcze nic nie ustaliliśmy, panno Steele.
Co ma na myśli? Nasze negocjacje? Nasz, eee… związek… czy cokolwiek to jest? Wciąż jest taki tajemniczy. Nakładam śniadanie na podgrzane talerze i stawiam je na podkładkach. Zaglądam do lodówki i znajduję syrop klonowy.
Patrzę na Christiana, a on czeka, aż usiądę.
– Panno Steele. – Odsuwa jeden ze stołków barowych.
– Panie Grey – kiwam głową. Wdrapuję się na stołek i siadając, lekko się krzywię.
– Bardzo jesteś obolała? – pyta, siadając. Oczy ma pociemniałe.
Czerwienię się. Dlaczego zadaje tak osobiste pytania?
– Cóż, szczerze mówiąc, nie mam porównania – rzucam. – Czyżbyś chciał mi przekazać wyrazy współczucia? – pytam słodko. Wydaje mi się, że próbuje stłumić uśmiech, ale nie jestem pewna.
– Nie. Zastanawiam się, czy powinniśmy kontynuować twoje podstawowe szkolenie.
– Och. – Wpatruję się w niego oniemiała, nagle brakuje mi tchu, a wszystko w środku mnie się ściska. Och… jak miło. Tłumię jęk.
– Jedz, Anastasio. – Mój apetyt znów stanął pod znakiem zapytania… więcej… więcej seksu… tak, poproszę. – Nawiasem mówiąc, to jest pyszne. – Uśmiecha się do mnie szeroko.
Ja z kolei prawie nie czuję smaku. Podstawowe szkolenie! Chcę cię pieprzyć w usta. Czy to część podstawowego szkolenia?
– Przestań przygryzać wargę. To mnie rozprasza, a ponieważ wiem, że nie masz na sobie nic pod moją koszulą, rozprasza mnie jeszcze bardziej – warczy.
Zanurzam torebkę herbaty w małym czajniczku, który przyniósł Christian. Mam w głowie zamęt.
– Jaki zakres podstawowego szkolenia miałeś na myśli? – pytam nieco zbyt wysokim głosem, demaskując swoje wysiłki, aby sprawiać wrażenie jak najbardziej naturalnej, spokojnej i absolutnie niezainteresowanej, gdy tymczasem hormony sieją spustoszenie w moim organizmie.
– Cóż, ponieważ jesteś obolała, pomyślałem, że zostaniemy przy umiejętnościach oralnych.
Krztuszę się herbatą i wpatruję się w niego z szeroko otwartymi ustami. Klepie mnie delikatnie po plecach i podaje sok pomarańczowy. Zupełnie nie wiem, co ma na myśli.
– O ile chcesz zostać, oczywiście – dodaje. Patrzę na niego, starając się odzyskać równowagę. Nic nie mogę wyczytać z jego wyrazu twarzy. To takie frustrujące.
– Chciałabym dzisiaj zostać. Jeśli ci to odpowiada. Jutro muszę pracować.
– O której musisz być w pracy?
– O dziewiątej.
– Zawiozę cię jutro do pracy na dziewiątą.
Marszczę czoło. Czyżby chciał, żebym została na kolejną noc?
– Dziś wieczorem muszę podjechać do domu. Potrzebuję czystych ubrań.
– Znaj dziemy ci coś tutaj.
Nie mam pieniędzy na nowe ubrania. Podnosi dłoń i chwyta mnie za brodę, pociągając ją i uwalniając wargę z uścisku moich zębów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ją przygryzam.
– O co chodzi? – pyta.
– Muszę być dziś wieczorem w domu.
Usta ma zaciśnięte w wąską linię.
– W porządku – zgadza się. – A teraz zjedz śniadanie.
W mojej głowie i żołądku panuje mętlik. Apetyt zniknął. Patrzę na niedojedzone śniadanie. Po prostu nie jestem głodna.
– Jedz, Anastasio. Wczoraj wieczorem nic nie jadłaś.
– Naprawdę nie jestem głodna – szepczę. Mruży oczy.
– Naprawdę chcę, żebyś dokończyła śniadanie.
– O co ci chodzi z tym jedzeniem? – wyrywa mi się. Jego brwi się stykają.
– Mówiłem ci, że nie lubię marnować jedzenia. Jedz – rzuca. Jego oczy są ciemne, zbolałe.
A niech to. O co w tym wszystkim chodzi? Podnoszę widelec i jem powoli, próbując przeżuwać. Muszę pamiętać, żeby nie nakładać sobie tyle na talerz, skoro jest taki dziwny w kwestii jedzenia. Wyraz jego twarzy łagodnieje. Zauważam, że zmywa swój talerz. Czeka, aż skończę, i to samo robi z moim.
– Ty gotowałaś, ja zmywam.
– Bardzo demokratycznie.
– Tak. – Marszczy brwi. – Zupełnie nie w moim stylu. Kiedy skończę, weźmiemy kąpiel.
– Och, okej. – Ojejku… Wolałabym wziąć prysznic. Telefon mi dzwoni, przerywając moją zadumę. To Kate. – Cześć. – Odchodzę w kierunku szklanych drzwi balkonowych, z dala od niego.
– Ana, dlaczego nie napisałaś nic wczoraj wieczorem? – Jest zła.
– Przepraszam, porwał mnie wir wydarzeń.
– Wszystko w porządku?
– Tak, w porządku.
– Zrobiłaś to? – Próbuje zdobyć informacje. Przewracam oczami, słysząc oczekiwanie w jej głosie.