Christian mruga szybko, wpatrując się we mnie oczami otwartymi szeroko w rozbawionym przerażeniu.
– Cholera! To moja matka.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Wychodzi ze mnie gwałtownie, a ja się krzywię. Siada na łóżku i wrzuca zużytą prezerwatywę do kosza.
– Chodź, musimy się ubrać. To znaczy jeśli chcesz poznać moją matkę. – Uśmiecha się szeroko, zeskakuje na podłogę i wciąga dżinsy. Bez bielizny! Próbuję wstać, ale nadal jestem związana.
– Christian, nie mogę się ruszyć.
Uśmiecha się jeszcze szerzej i pochyla się, by rozwiązać krawat. Faktura tkaniny odcisnęła się na moich nadgarstkach. To jest… seksowne. Wpatruje się we mnie rozbawiony, a w jego oczach tańczy radość. Szybko całuje mnie w czoło i uśmiecha się do mnie promiennie.
– Kolejny pierwszy raz – stwierdza, ale ja nie mam pojęcia, o czym mówi.
– Nie mam tu żadnych czystych ubrań. – Ogarnia mnie nagła panika i zdając sobie sprawę, czego właśnie doświadczyłam, czuję, że ta świadomość mnie przytłacza. Jego matka! Jasny gwint! Nie mam żadnych czystych ubrań, a ona praktycznie przyłapała nas na gorącym uczynku. – Może powinnam zostać tutaj?
– O nie. Możesz włożyć coś mojego. – Sam wrzucił na grzbiet białą koszulkę i przeczesał palcami fryzurę „po seksie”. Pomimo przerażenia gubię wątek. Czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do widoku tego pięknego mężczyzny? Jego uroda zwala z nóg.
– Anastasio, mogłabyś włożyć na siebie worek, a i tak wyglądałabyś przepięknie. Nie przejmuj się, proszę. Chciałbym, żebyś poznała moją matkę. Ubierz się. Ja pójdę na dół ją uspokoić. – Zaciska usta. – Oczekuję cię w pokoju za pięć minut, inaczej przyjdę i sam cię stąd wyciągnę, bez względu na to, jak będziesz ubrana. T- shirty są w komodzie, a koszule w szafie. Bierz, co chcesz! – Przez chwilę uważnie mi się przygląda, po czym wychodzi z pokoju.
A niech to. Matka Christiana. Tego nie było w negocjacjach. Może to spotkanie ułatwi nam dopięcie tej układanki. Może pozwoli mi zrozumieć, dlaczego Christian jest taki, jaki jest… Nagle czuję, że chcę ją poznać. Podnoszę z podłogi swoją koszulę i z radością stwierdzam, że przetrwała wczorajszą noc prawie bez zagnieceń. Znajduję pod łóżkiem niebieski stanik i szybko się ubieram. Jest jednak coś, czego nienawidzę: niemożność założenia czystych majtek. Szperam w komodzie Christiana i znajduję obcisłe bokserki. Zakładam obcisłą szarą bieliznę Calvina Kleina, wciągam swoje dżinsy i conversy.
Łapiąc w locie żakiet, wpadam do łazienki i patrzę na moje rozświetlone oczy, zaróżowioną twarz i włosy! Jasny gwint… Kucyki w stylu „po seksie” też mi nie pasują. Szukam w szafce szczotki i znajduję grzebień. Musi wystarczyć. Jedynym wyjściem jest kucyk. Rozpaczam nad swoim strojem. Może powinnam skorzystać z ubraniowej oferty Christiana. Moja podświadomość kpiąco wydyma wargi. Ignoruję ją. Szamocząc się z żakietem, cieszę się, że rękawy zakrywają znamienne ślady po krawacie. Rzucam ostatnie spojrzenie w lustro. To będzie musiało wystarczyć. Udaję się do salonu.
– A oto i ona. – Christian wstaje z sofy, na której zdążył się rozsiąść.
Na jego twarzy malują się ciepło i uznanie. Siedząca obok kobieta o piaskowych włosach odwraca się i posyła mi szeroki, promienny uśmiech. Ona również wstaje. Jest nienagannie ubrana w delikatną dzianinową sukienkę w wielbłądzim kolorze i dobrane kolorystycznie buty. Wygląda zadbanie, elegancko i pięknie, a ja w środku lekko zamieram, przypominając sobie, że sama wyglądam jak nieboskie stworzenie.
– Mamo, to Anastasia Steele. Anastasio, to Grace Trevelyan-Grey.
Dr Trevelyan-Grey wyciąga do mnie rękę. T… jak Trevelyan?
– Miło panią poznać – mówi cicho. Jeśli się nie mylę, w jej głosie słychać cień zdumienia i ulgi, a w piwnych oczach dostrzegam ciepły blask. Ujmuję jej dłoń i po prostu muszę się uśmiechnąć, odwzajemniając życzliwość.
– Doktor Trevelyan-Grey – bąkam.
– Mów mi Grace. – Uśmiecha się, a Christian marszczy brwi.
– Zwykle jestem doktor Trevelyan, a pani Grey to moja teściowa. – Puszcza do mnie oko. – Więc jak się poznaliście? – Spogląda pytająco na Christiana, nie kryjąc ciekawości.
– Anastasia przeprowadzała ze mną wywiad dla gazety studenckiej WSU, ponieważ w tym tygodniu będę tam wręczał dyplomy.
Kuźwa do kwadratu. Zupełnie o tym zapomniałam.
– A więc kończy pani studia? – pyta Grace.
– Tak.
Dzwoni moja komórka. Założę się, że to Kate.
– Przepraszam. – Telefon jest w kuchni. Odchodzę i pochylam się nad barem śniadaniowym, nie sprawdzając numeru.
– Kate.
– Dios mio! Ana! – Jasny gwint, to Jose. W jego głosie słychać desperację. – Gdzie jesteś? Próbowałem się z tobą skontaktować. Muszę się z tobą zobaczyć i przeprosić za swoje piątkowe zachowanie. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
– Słuchaj, Jose, to nie jest odpowiedni moment. – Zerkam z obawą na Christiana, który intensywnie się we mnie wpatruje, ze spokojem na twarzy szepcząc coś do swojej matki. Odwracam się do niego plecami.
– Gdzie jesteś? Kate odpowiada tak wymijająco – skomle.
– W Seattle.
– Co robisz w Seattle? Jesteś z nim?
– Jose, zadzwonię później. Nie mogę teraz z tobą rozmawiać.
– Rozłączam się.
Wracam nonszalancko do Christiana i jego rozgadanej matki.
– …i Elliot zadzwonił powiedzieć, że jesteś. Nie widziałam cię przez dwa tygodnie, kochany.
– Dzwonił, tak? – szemrze Christian, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem lunch, ale widzę, że masz inne plany, a ja nie chcę burzyć ci dnia. – Podnosi długi kremowy płaszcz i odwraca się do Christiana, nadstawiając policzek. On całuje ją szybko, czule. Ona go nie dotyka.
– Muszę zawieźć Anastasię z powrotem do Portland.
– Oczywiście, kochanie. Anastasio, miło mi było cię poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. – Z błyskiem w oku wyciąga do mnie dłoń i żegnamy się.
Taylor pojawia się… skąd?
– Pani Grey? – pyta.
– Dziękuję, Taylor. – Wyprowadza ją przez dwuskrzydłowe drzwi do holu. Taylor był tu przez cały czas? Od jak dawna tu jest? Gdzie był do tej pory?
Christian rzuca mi gniewne spojrzenie.
– A więc fotograf dzwonił.
Cholera.
– Tak.
– Czego chciał?
– Tylko przeprosić, no wiesz, za piątek.
Christian mruży oczy.
– Rozumiem – mówi tylko.
Ponownie pojawia się Taylor.
– Panie Grey, jest problem z transportem do Darfuru.
– Charlie Tango z powrotem na Boeing Field?
– Tak, proszę pana.
Taylor kiwa głową w moją stronę.
– Panno Steele.
Uśmiecham się do niego nieśmiało, a on odwraca się i wychodzi.
– Czy on tu mieszka? Taylor?
– Tak – odpowiada Christian zdawkowo. O co mu chodzi?
Idzie do kuchni, sięga po BlackBerry i przegląda jakieś mejle, w każdym razie coś, co wygląda na mejle. Z zaciśniętymi ustami wykonuje telefon.
– Ros, co to za problem? – rzuca. Słucha, patrząc na mnie badawczo szarymi oczami, kiedy tak stoję pośrodku wielkiego pokoju, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, czując się niezwykle niezręcznie i nie na miejscu. – Nie będę narażał żadnej z załóg. Nie, odwołaj… Zamiast tego zrzucimy z powietrza… Dobrze. – rozłącza się. Ciepło w jego oczach zniknęło. Wygląda złowrogo i po jednym zerknięciu na mnie udaje się do gabinetu i wraca chwilę później. – To jest kontrakt. Przeczytaj go i omówimy go w przyszły weekend. Sugeruję, żebyś poszperała trochę, żeby wiedzieć, z czym to się wiąże. – Tu robi pauzę. – To znaczy jeśli się zgodzisz, a ja mam wielką nadzieję, że tak. – Kiwa głową, a jego ton staje się łagodniejszy, zatroskany.