Przed hotelem zatrzymuje się mój samochód. Christianowi opada szczęka.
– Będziesz jechać tym czymś? – Jest zbulwersowany. Bierze mnie za rękę i wyprowadza na zewnątrz. Chłopak parkingowy wyskakuje z auta i wręcza mi kluczyki, a Christian spokojnie daje mu napiwek.
– Czy to jest sprawne? – Patrzy na mnie groźnie.
– Tak.
– Da radę dowieźć cię do Seattle?
– Owszem.
– Bezpiecznie?
– Tak – warczę z rozdrażnieniem. – Zgoda, Wanda jest stara. Ale jest moja i w pełni sprawna. Kupił mi ją ojczym.
– Och, Anastasio, myślę, że przydałoby ci się coś lepszego.
– Co masz przez to na myśli? – Już rozumiem. – Nie kupisz mi samochodu.
Patrzy na mnie spode łba.
– Zobaczymy – mówi sucho.
Krzywi się, gdy otwiera przede mną drzwi i pomaga wsiąść. Zdejmuję buty i opuszczam szybę. Christian przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Jedź bezpiecznie – mówi cicho.
– Do widzenia, Christianie. – Głos mam nabrzmiały niechcianymi łzami. Jezu, nie będę płakać. Posyłam mu blady uśmiech.
Gdy odjeżdżam, czuję ściskanie w piersi, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego płaczę. Wszystko mi wyjaśnił. Postawił sprawę jasno. Pragnie mnie, ale prawda jest taka, że potrzebuję czegoś więcej. Chcę, żeby pragnął mnie tak, jak ja jego, a w głębi duszy wiem, że to niemożliwe. Jestem tym wszystkim przytłoczona.
Nawet nie mam pojęcia, jak go zaklasyfikować. Czy jeśli się zgodzę… to będzie moim chłopakiem? Czy będę go mogła przedstawić znajomym? Chodzić z nim do barów, kina, na kręgle? Prawda jest taka, że nie wydaje mi się. Nie pozwoli mi się dotknąć i nie pozwoli mi ze sobą spać. Wiem, że dotąd tego nie miałam, ale chcę mieć w przyszłości. Przyszłości, która nijak ma się do jego wyobrażeń.
Jeśli natomiast się zgodzę, a za trzy miesiące on powie „nie”, powie, że ma dość prób przekształcenia mnie w kogoś, kim nie jestem? Jak się wtedy będę czuć? Zainwestuję emocjonalnie trzy miesiące, robiąc różne rzeczy, choć wcale nie mam pewności, czy ich pragnę. I jeśli wtedy on powie „nie”, koniec umowy, jak sobie poradzę z jego odrzuceniem? Być może najlepiej dać sobie spokój od razu i wyjść z tego względnie obronną ręką.
Ale myśl, że miałabym się z nim więcej nie spotkać, jest koszmarna. Jak to możliwe, że tak szybko zagościł na stałe w moich myślach? Nie może chodzić wyłącznie o seks… prawda? Ocieram łzy wierzchem dłoni. Nie mam ochoty analizować uczuć, które do niego żywię. Przeraża mnie to, co mogłabym odkryć. I co ja mam teraz zrobić?
Podjeżdżam pod nasze mieszkanie. W oknach ciemno. Kate musiała gdzieś wyjść. Czuję ulgę. Nie chcę, by znowu przyłapała mnie na płaczu. Gdy się rozbieram, uruchamiam to podłe urządzenie, no i się okazuje, że w skrzynce czeka wiadomość od Christiana.
Nadawca: Christian Grey
Temat: Dzisiejszy wieczór
Data: 25 maja 2011, 22:01
Adresat: Anastasia Steele
Nie rozumiem, dlaczego dziś uciekłaś. Mam szczerą nadzieję, że udzieliłem satysfakcjonujących odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania. Wiem, że masz teraz o czym myśleć i żywię gorącą nadzieję, że poważnie się zastanowisz nad moją propozycją. Naprawdę chcę, aby to się udało. I w ogóle nie będziemy się spieszyć. Zaufaj mi.
Christian GreyPrezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.
Jego mejl sprawia, że płacz przeradza się w szloch. Nie jestem fuzją, nie jestem nabytkiem. A czytając tę wiadomość, takie właśnie można odnieść wrażenie. Nie odpisuję. Nie wiem po prostu, co mam mu powiedzieć. Wkładam piżamę i otulając się jego marynarką, wchodzę pod kołdrę. Gdy leżę, wpatrując się w ciemności, myślę o tych wszystkich razach, kiedy mnie ostrzegał, abym trzymała się od niego z daleka.
Anastasio, powinnaś się trzymać ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie.
Nie bawię się w dziewczyny.
Nie jestem romantykiem.
Nie kocham się.
Tyle tylko wiem.
I gdy szlocham cicho w poduszkę, chwytam się tego ostatniego zdania. Ja też tylko tyle wiem. Być może razem jesteśmy w stanie dowiedzieć się więcej.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Christian stoi nade mną ze skórzaną szpicrutą w dłoni. Ma na sobie stare, spłowiałe, podarte levisy i nic poza tym. Wpatruje się we mnie, powoli uderzając szpicrutą o dłoń. Uśmiecha się triumfująco. Nie jestem w stanie się ruszyć. Naga leżę przykuta kajdankami do dużego łoża z czterema kolumienkami. Christian wyciąga rękę i końcem szpicruty przesuwa od mojego czoła przez nos, tak że czuję zapach skóry, a potem po rozchylonych ustach. Wsuwa końcówkę do mych ust, abym posmakowała gładkiej skóry.
– Ssij – mówi. Głos ma cichy. Moje usta posłusznie zamykają na szpicrucie. – Wystarczy – słyszę.
Dyszę, gdy wyciąga szpicrutę z mych ust, przesuwa nią po brodzie, szyi, wzdłuż mostka, między piersiami i jeszcze niżej, aż do pępka. Głośno oddycham, wiercę się, pociągam za kajdanki, które wbijają mi się w nadgarstki i kostki. Zatacza końcówką kręgi wokół pępka, po czym kontynuuje drogę w dół, przez włosy łonowe aż do łechtaczki. Uderza w słodkie sedno mojej kobiecości, a ja szczytuję, krzycząc głośno.
Budzę się, walcząc o oddech. Cała jestem spocona i jeszcze drżę po orgazmie. O matko. Jestem kompletnie zdezorientowana. Co to, u licha, było? Jestem w swoim pokoju sama. Jak? Dlaczego? Siadam wyprostowana, zaszokowana… o rety. Jest już ranek. Zerkam na budzik – ósma. Chowam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, że potrafię śnić o seksie. To przez coś, co zjadłam? Może to te ostrygi i internetowe poszukiwania skrzyknęły się i doprowadziły do mojego pierwszego takiego snu. To zdumiewające. Nie miałam pojęcia, że potrafię szczytować przez sen.
Kiedy chwiejnym krokiem wchodzę do kuchni, Kate już się w niej krząta.
– Ana, wszystko w porządku? Dziwnie wyglądasz. Czy to marynarka Christiana?
– W porządku. – Cholera, powinnam była przejrzeć się w lustrze. Unikam jej świdrujących zielonych oczu. Jeszcze nie doszłam do siebie po tym porannym wydarzeniu. – Tak, to marynarka Christiana.
Marszczy brwi.
– Spałaś?
– Niezbyt dobrze.
Sięgam po czajnik. Muszę się napić herbaty.
– Jak kolacja?
A więc zaczyna się.
– Jedliśmy ostrygi. A po nich dorsza, można więc rzec, że to był rybny wieczór.
– Fuj… nie znoszę ostryg, zresztą nie interesuje mnie jedzenie. Jak tam Christian? O czym rozmawialiście?
– Był bardzo troskliwy. – Milknę. Co mogę powiedzieć? Nie ma HIV, uwielbia odgrywanie ról, chce, żebym mu była we wszystkim posłuszna, zrobił jednej kobiecie krzywdę, podwieszając ją pod sufitem w swoim pokoju zabaw, i chciał mnie zerżnąć w prywatnej sali jadalnej. Czy to byłoby dobre streszczenie? Desperacko próbuję przypomnieć sobie coś, o czym mogłabym porozmawiać z Kate. – Nie akceptuje Wandy.
– A kto akceptuje, Ana? Też mi nowina. Co się tak krygujesz? Mów, dziewczyno.
– Och, Kate, poruszaliśmy wiele tematów. Strasznie mnie męczy z jedzeniem. Aha, spodobała mu się twoja sukienka. – Woda zdążyła się zagotować, więc zalewam wrzątkiem saszetkę z herbatą.
– Też się napijesz? Chcesz, żebym wysłuchała twojej dzisiejszej mowy?
– O tak. Wczoraj wieczorem pracowałam nad nią u Becki. Pójdę po nią. I owszem, napiję się herbaty. – Kate wybiega z kuchni.
Uff, Katherine Kavanagh odpuściła. Przekrawam bajgla i wrzucam do tostera. Rumienię się, przypominając sobie swój wyrazisty sen. Co to, do diaska, miało być?