Выбрать главу

Wczoraj wieczorem miałam problem z zaśnięciem. Przez głowę przelatywały mi rozmaite opcje. Teraz mam w niej mętlik. Pomysł Christiana na związek przypomina raczej ofertę pracy. Są ustalone godziny i opis obowiązków. Nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy romans – no ale, naturalnie, Christian nie bawi się w romanse. Jeśli mu powiem, że chcę czegoś więcej, może powiedzieć: nie… A to mnie martwi najbardziej, ponieważ nie chcę go stracić. Tylko że nie jestem pewna, czy się nadaję do bycia uległą – tak naprawdę to zniechęcają mnie te laski i pejcze. Jestem tchórzem i zrobię naprawdę dużo, byle uniknąć bólu. Myślę o swoim śnie… Czy tak właśnie by było? Moja wewnętrzna bogini podskakuje, wymachując pomponami, i krzyczy: „Tak!”.

Do kuchni wraca Kate, niosąc laptopa. Koncentruję się na bajglu i słucham cierpliwie, jak czyta swoją mowę na zakończenie studiów.

Kiedy przyjeżdża Ray, jestem już gotowa. Otwieram drzwi i oto stoi na progu w tym swoim niedopasowanym garniturze.

Zalewa mnie ciepła fala wdzięczności i miłości do tego nieskomplikowanego człowieka. Zarzucam mu ramiona na szyję w niezwykłym jak na mnie geście okazania uczuć. Zaskakuję go tym.

– Hej, Annie, ja też się cieszę, że cię widzę – mruczy, ściskając mnie. Cofa się, kładzie mi ręce na ramionach i uważnie lustruje spojrzeniem. Marszczy brwi. – Wszystko dobrze, mała?

– Pewnie, tato. Czy dziewczynie nie wolno się ucieszyć na widok staruszka?

Uśmiecha się i wchodzi za mną do salonu.

– Dobrze wyglądasz – mówi.

– To sukienka Kate. – Obrzucam spojrzeniem wiązaną na szyi sukienkę z szarego szyfonu.

Ray marszczy brwi.

– A gdzie jest Kate?

– Pojechała do kampusu. Wygłasza mowę, więc musi być tam wcześniej.

– My też j uż j edziemy?

– Tato, mamy jeszcze pół godziny. Napijesz się herbaty? I możesz mi opowiedzieć, co słychać u wszystkich w Montesano. Spokojną miałeś podróż?

Ray zajeżdża samochodem na parking w kampusie. Dołączamy do rzeki ludzi w czarno-czerwonych togach, kierujących się w stronę auli.

– Powodzenia, Annie. Wyglądasz na bardzo zdenerwowaną.

Coś cię jeszcze czeka?

Kuźwa. Że też akurat dzisiaj Ray postanowił być spostrzegawczy.

– Nie, tato. Ale to ważny dzień. – I zobaczę Christiana.

– Tak, moja córeczka kończy studia. Jestem z ciebie dumny,

Annie.

– Dzięki, tato. – Och, kocham tego człowieka.

Aula jest pełna ludzi. Ray poszedł poszukać miejsca w części dla rodziców i gości, tymczasem ja udaję się do części dla absolwentów. Mam na sobie czarną togę oraz czarny biret i dzięki nim czuję się chroniona, anonimowa. Na podium jeszcze nikogo nie ma, ale ja i tak się denerwuję. Serce wali mi jak młotem, oddech się rwie. On tu gdzieś jest. Ciekawe, czy Kate z nim teraz rozmawia, zasypując gradem pytań. Przeciskam się na swoje miejsce obok studentów, których nazwiska także się zaczynają na literę S. Siedzę w drugim rzędzie, co mi zapewnia jeszcze większą anonimowość. Oglądam się i dostrzegam Raya wysoko na trybunach. Macham do niego. Z zażenowaniem odmachuje. Siedzę i czekam.

Aula szybko się zapełnia, a szum podekscytowanych głosów przybiera na sile. Za sąsiadki mam dwie obce mi dziewczyny z innych wydziałów. Widać, że się przyjaźnią i rozmawiają ze sobą z podnieceniem.

Punktualnie o jedenastej na podium wchodzi rektor, za nim trzech jego zastępców, a potem profesorowie, wszyscy w uroczystych czarno-czerwonych togach. Wstajemy i klaszczemy. Część profesorów kiwa głową i macha nam, inni wyglądają na znudzonych. Profesor Collins, mój promotor i ulubiony wykładowca, wygląda, jakby dopiero wstał z łóżka, czyli tak jak zawsze. Ostatni na podium zjawiają się Kate i Christian. On wyróżnia się w szytym na miarę szarym garniturze, a sztuczne światło podkreśla miedziane refleksy w jego włosach. Wygląda tak poważnie i dostojnie. Gdy siada, rozpina jednorzędową marynarkę i dostrzegam krawat. O w mordę… ten krawat! Bezwiednie pocieram nadgarstki. Nie jestem w stanie oderwać od niego wzroku. Założył ten krawat, z całą pewnością celowo. Zaciskam usta w cienką linię. Wszyscy siadają i oklaski cichną.

– Popatrz tylko na niego! – syczy entuzjastycznie do swojej przyjaciółki jedna z siedzących obok mnie dziewczyn.

– Niezły jest.

Sztywnieję. Na pewno nie chodzi im o profesora Collinsa.

– To musi być Christian Grey.

– Jest wolny?

Zjeżam się.

– Chyba nie – burczę.

– Och. – Obie dziewczyny patrzą na mnie zdziwione.

– Podobno jest gejem – dodaję.

– Jaka szkoda – jęczy jedna.

Gdy rektor wstaje i rozpoczyna swoją przemowę, patrzę, jak Christian przeczesuje wzrokiem audytorium. Opuszczam się na krześle i garbię, starając się nie rzucać w oczy. Zupełnie mi się to nie udaje i kilka sekund później nasze spojrzenia się krzyżują. Wpatruje się we mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Poprawiam się na krześle zahipnotyzowana jego spojrzeniem i na policzki wypełza mi powoli rumieniec. Przypomina mi się mój sen i mięśnie w podbrzuszu zaciskają się rozkosznie. Wciągam gwałtownie powietrze. Przez twarz Christiana przebiega cień uśmiechu, lecz zaraz znika. Na chwilę zamyka oczy, a kiedy je otwiera, z jego twarzy znowu nie da się nic wyczytać. Spogląda teraz przed siebie, skupiając się na wiszącym nad wejściem emblematem WSU. Więcej już na mnie nie spogląda. Rektor dalej nawija, a Christian twardo patrzy przed siebie.

Dlaczego nie chce spojrzeć na mnie? Czyżby zmienił zdanie? Zalewa mnie fala niepokoju. Czyżby wczorajsze odejście dla niego także było końcem? Znudziło mu się czekać, aż podejmę decyzję.

O nie, możliwe, że to schrzaniłam. Przypomina mi się jego wczorajszy mejl. Może jest zły, że nic nie odpisałam.

Nagle rozlegają się głośne oklaski. Podium obejmuje w posiadanie panna Katherine Kavanagh. Rektor siada, a Kate odrzuca do tyłu śliczne długie włosy, a potem rozkłada na mównicy swoje notatki. Nie spieszy się, ani trochę jej nie onieśmiela tysiąc patrzących na nią osób. Uśmiecha się, omiata spojrzeniem urzeczony tłum i rozpoczyna elokwentną mowę. Jest spokojna i zabawna; dziewczęta siedzące obok mnie wybuchają śmiechem od razu przy pierwszym żarcie. Och, Katherine Kavanagh, dobra jesteś. W tej chwili czuję się taka z niej dumna, że wszystkie myśli na temat Christiana spycham na bok. Chociaż znam już tę mowę, słucham uważnie. Temat przewodni to „Co po studiach?”. No właśnie, co. Christian patrzy na Kate, unosząc brwi – myślę, że ze zdziwieniem. Tak, to właśnie Kate mogła z nim wtedy przeprowadzić ten wywiad.

I to Kate mógłby składać teraz niemoralne propozycje. Piękna Kate i piękny Christian, razem. A ja mogłabym być jak te dwie dziewczyny obok, podziwiające go z daleka. Wiem, że Kate by na niego nie poleciała. Co o nim powiedziała? Że przyprawia ją o gęsią skórkę. Na myśl o konfrontacji Kate i Christiana wiercę się niespokojnie na krześle. Muszę przyznać, że nie wiem, na które z nich bym postawiła.

Kate teatralnie kończy przemowę i wszyscy wstają, klaszcząc i wydając okrzyki. To jej pierwsze owacje na stojąco. Uśmiecham się do niej promiennie, a ona odpowiada równie szerokim uśmiechem. Dobra robota, Kate. Siada, audytorium także, a rektor podnosi się z krzesła i przedstawia Christiana… O kuźwa, Christian także wygłosi mowę. Rektor w skrócie nakreśla jego osiągnięcia: prezes własnej, odnoszącej niebywałe sukcesy spółki, człowiek, który do wszystkiego doszedł własną pracą.

– …a także główny ofiarodawca naszej uczelni. Powitajmy pana Christiana Greya.

Rektor ściska gościowi dłoń i rozlegają się uprzejme oklaski. Serce podchodzi mi do gardła. Zbliża się do mównicy i toczy spojrzeniem po audytorium. Wygląda na tak pewnego siebie, stojąc przed nami wszystkimi, tak jak przed chwilą Kate. Moje sąsiadki nachylają się urzeczone. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że większa część żeńskiego audytorium, a także kilku mężczyzn, przesuwa się kilka centymetrów bliżej niego. Zaczyna, a głos ma cichy, wyważony i hipnotyzujący.