– Jestem niezmiernie wdzięczny władzom WSU za zaszczyt, który mnie dzisiaj spotkał. Mam rzadką okazję opowiedzieć wam o imponujących działaniach tutejszego wydziału sozologii. Naszym celem jest rozwój rentownych i nienaruszających równowagi ekologicznej metod upraw w krajach Trzeciego Świata; nasz główny cel to pomoc w zlikwidowaniu głodu i ubóstwa na całym świecie. Ponad miliard ludzi, głównie w Afryce, Azji Południowej i Ameryce Łacińskiej, żyje w skrajnym ubóstwie. W tych rejonach powszechna jest rolnicza dysfunkcja, a co za tym idzie destrukcja ekologiczna i społeczna. Wiem, jak to jest być bardzo głodnym. To dla mnie bardzo osobista podróż…
Opada mi szczęka. Że co? Christian doświadczył kiedyś głodu. O w mordę. Cóż, to sporo tłumaczy. I przypomina mi się nasz wywiad; on rzeczywiście pragnie nakarmić świat. Desperacko próbuję sobie przypomnieć, co takiego Kate napisała w swoim artykule. Adoptowany w wieku czterech lat. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, aby Grace go głodziła, więc musiał tego doświadczyć wcześniej, jako mały chłopiec. Przełykam ślinę i serce ściska mi się na myśl o głodnym szarookim dziecku. O nie. Co za życie musiał znieść, nim został uratowany przez Greyów?
Przepełnia mnie oburzenie. Biedny, popieprzony, perwersyjny, filantropijny Christian – choć jestem przekonana, że on nie postrzega siebie w taki sposób i nie życzyłby sobie współczucia ani litości. Jak na komendę wszyscy zgromadzeni w auli wstają i zaczynają bić brawo. Ja także, choć słyszałam najwyżej połowę jego mowy. Robi te wszystkie dobre rzeczy, zarządza wielką spółką i jednocześnie ugania się za mną. To przytłaczające. Przypominają mi się te strzępki rozmów o Darfurze… Wszystko wskakuje na swoje miejsce. Jedzenie.
Uśmiechem dziękuje za brawa – nawet Kate klaszcze – a potem wraca na swoje miejsce. Nie patrzy w moją stronę, a ja mam w głowie mętlik i próbuję przyswoić te nowe informacje na jego temat.
Wstaje jeden z zastępców rektora i zaczyna się długi, nużący proces rozdawania dyplomów. Absolwentów jest niemal czterystu, więc mija godzina, nim słyszę swoje nazwisko. Udaję się na podium. Christian patrzy na mnie ciepło, ale z rezerwą.
– Moje gratulacje, panno Steele – mówi, ściskając mi dłoń. – Masz jakiś problem z laptopem?
Marszczę brwi i biorę od niego dyplom.
– Nie.
– W takim razie dlaczego ignorujesz moje mejle?
– Widziałam tylko ten o fuzjach i przejęciach.
Patrzy na mnie pytająco.
– Później – rzuca.
Muszę się przesunąć, ponieważ blokuję kolejkę. Wracam na swoje miejsce. Mejle? Musiał wysłać jeszcze jeden. Co w nim napisał?
Uroczystość ciągnie się przez następną godzinę. W końcu rektor opuszcza razem z kadrą podium, zaraz za Christianem i Kate. Christian nie patrzy w moją stronę, mimo że bardzo bym tego chciała. Moja wewnętrzna bogini nie jest zadowolona.
Gdy czekam w kolejce do wyjścia, woła mnie Kate. Idzie w moją stronę.
– Christian chce z tobą porozmawiać! – woła. Moje dwie sąsiadki, które stoją teraz obok, odwracają się i gapią na mnie. – Przysłał mnie po ciebie – dodaje.
Och…
– Twoja mowa była świetna, Kate.
– No nie? – Uśmiecha się promiennie. – Idziesz? Potrafi być bardzo uparty.
Przewraca oczami, a ja się uśmiecham.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo. Nie mogę Rayowi kazać zbyt długo czekać.
Zerkam na niego i unoszę palce, pokazując pięć minut. Kiwa głową, więc idę za Kate w stronę korytarza za podium. Christian rozmawia właśnie z rektorem i dwoma profesorami. Gdy wchodzę, unosi głowę.
– Przepraszam panów – słyszę. Podchodzi i uśmiecha się zdawkowo do Kate. – Dziękuję ci – mówi i nim ona zdąży coś odpowiedzieć, ujmuje mój łokieć i kieruje w stronę czegoś, co wygląda jak męska szatnia. Sprawdza, czy pomieszczenie jest puste, a potem zamyka drzwi.
Jasny gwint, co mu chodzi po głowie? Mrugam powiekami, gdy odwraca się w moją stronę.
– Dlaczego nie odpisałaś mi na mejl? Ani na esemesa? – Patrzy na mnie gniewnie.
Jestem kompletnie zaskoczona.
– Nie zaglądałam dzisiaj do komputera ani do telefonu. – Kurde, próbował się do mnie dodzwonić. Próbuję techniki odwracania uwagi, która jest tak skuteczna w przypadku Kate. – Świetna przemowa.
– Dziękuję.
– Teraz już rozumiem, o co ci chodzi z jedzeniem.
Z rozdrażnieniem przeczesuje palcami włosy.
– Anastasio, w tej akurat chwili nie chcę poruszać tego tematu. – Zamyka oczy. Wygląda na udręczonego. – Martwiłem się o ciebie.
– Martwiłeś? Dlaczego?
– Ponieważ pojechałaś do domu tym wrakiem, który nazywasz samochodem.
– Słucham? To żaden wrak. Jest w świetnym stanie. Jose regularnie mi go serwisuje.
– Jose fotograf? – Christian mruży oczy, a jego spojrzenie staje się lodowate. O kurczę.
– Tak, garbus należał kiedyś do jego matki.
– Tak, a wcześniej prawdopodobnie do babki i prababki. To nie jest bezpieczny samochód.
– Jeżdżę nim od ponad trzech lat. Przykro mi, że się martwiłeś. Dlaczego nie zadzwoniłeś? – Jezu, przesadza.
Bierze głęboki oddech.
– Anastasio, muszę poznać twoją odpowiedź. To czekanie doprowadza mnie do szaleństwa.
– Christianie, ja… Posłuchaj, zostawiłam ojczyma zupełnie samego.
– Jutro. Do jutra chcę odpowiedzi.
– W porządku. Jutro, wtedy ci powiem.
Odsuwa się, mierzy mnie wzrokiem i wyraźnie się odpręża.
– Zostajesz na poczęstunek? – pyta.
– Nie wiem, co chce robić Ray.
– Twój ojczym? Chciałbym go poznać.
O nie… Dlaczego?
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
Christian otwiera drzwi. Usta ma zaciśnięte.
– Wstydzisz się mnie?
– Nie! – Tym razem to ja jestem rozdrażniona. – Mam cię przedstawić tacie jako kogo? To jest ten pan, który mnie rozdziewiczył i chce mnie wciągnąć w relację BDSM?
Christian patrzy na mnie gniewnie, ale po chwili kąciki jego ust unoszą się w uśmiechu. I choć jestem na niego zła, na mojej twarzy także pojawia się uśmiech.
– Po prostu mu powiedz, że jestem twoim przyjacielem, Anastasio.
Wychodzę z szatni. W mojej głowie wirują setki myśli. Rektor, jego trzech zastępców, czterech profesorów i Kate wpatrują się w mnie, gdy mijam ich pospiesznie. Cholera. Zostawiając Christiana w towarzystwie kadry, ruszam na poszukiwanie Raya.
Powiedz mu, że jestem twoim przyjacielem.
„Przyjaciel, który chodzi z tobą do łóżka” – krzywi się moja podświadomość. Wiem, wiem. Odsuwam od siebie tę nieprzyjemną myśl. Jak ja go przedstawię Rayowi? Aula nadal jest pełna ludzi i Ray stoi tam, gdzie go zostawiłam. Dostrzega mnie, macha ręką i schodzi do mnie.
– Hej, Annie. Moje gratulacje. – Obejmuje mnie ramieniem.
– Masz ochotę pójść do jakiejś knajpki?
– Jasne. To twój dzień. Prowadź.
– Nie musimy, jeśli nie chcesz. – Proszę, powiedz „nie”…
– Annie, przez dwie i pół godziny musiałem siedzieć i słuchać różnych bełkotów. Drink dobrze mi zrobi.
Objęci wychodzimy razem z tłumem absolwentów i ich rodzin na ciepłe wczesne popołudnie. Mijamy kolejkę do uczelnianego fotografa.
– Och, przypomniałem sobie. – Ray wyjmuje z kieszeni aparat cyfrowy. – Jedno zdjęcie do albumu, Annie.
Przewracam oczami, gdy robi mi zdjęcie.