Выбрать главу

– O tak, moja słodka dziewczynka jest całkiem gotowa – szepcze, odwracając mnie twarzą do siebie. Mój oddech przyspiesza. Wkłada sobie palec do ust. – Smakujesz tak dobrze, panno Steele – wzdycha. – Rozbierz mnie – rozkazuje cicho, patrząc na mnie spod przymkniętych powiek.

Mam na sobie jedynie buty, to znaczy czółenka Kate na wysokim obcasie. Jestem zaskoczona. Nigdy nie rozbierałam mężczyzny.

– Dasz radę – zachęca mnie łagodnie.

O rany. Mrugam szybko. Od czego zacząć? Sięgam po T- shirt, ale on chwyta mnie za ręce i potrząsa głową, uśmiechając się przebiegle.

– O nie. Nie T-shirt. Do tego, co zaplanowałem, będziesz musiała mnie dotknąć. – Jego oczy płoną z podniecenia.

Och… a to nowość… mogę dotykać w ubraniu. Bierze moją dłoń i kładzie na swoim członku.

– To efekt, jaki u mnie wywołujesz, panno Steele.

Nabieram powietrza i obejmuję go palcami, a Christian uśmiecha się szeroko.

– Chcę być w tobie. Zdejmij mi dżinsy. Ty rządzisz.

O matko… ja rządzę. Otwieram usta ze zdziwienia.

– Co ze mną zrobisz? – drażni się.

Och, tyle możliwości… Moja wewnętrzna bogini warczy, a ja, kierowana frustracją, pożądaniem i czystą brawurą Steeleów popycham go na łóżko. Śmieje się, upadając, a ja zwycięsko patrzę na niego z góry. Wewnętrzna bogini zaraz eksploduje. Ściągam mu buty, szybko, niezdarnie, i zaraz potem skarpetki. Wpatruje się we mnie wzrokiem rozświetlonym radością i pożądaniem. Wygląda… cudownie… cały mój. Wchodzę na łóżko i siadam na nim okrakiem, aby rozpiąć dżinsy, wkładając palce pod materiał na brzuchu, czując włosy na jego jakże rozkosznej ścieżce. Zamyka oczy i wysuwa biodra w moją stronę.

– Będziesz musiał nauczyć się nie ruszać – rugam go i pociągam za włosy pod palcami.

Wydaje syk i uśmiecha się do mnie.

– Tak, panno Steele – mruczy, a oczy mu płoną. – W mojej kieszeni, prezerwatywa – szepcze.

Powoli szukam w kieszeni, patrząc na jego twarz, gdy go dotykam. Ma otwarte usta. Wyławiam dwie foliowe paczuszki i kładę na łóżku koło jego biodra. Dwie! Moje nadmiernie pożądliwe palce sięgają do guzika i rozpinają go, z małymi problemami. Jestem więcej niż podniecona.

– Jakaż rozochocona panna Steele – mruczy, a w jego głosie pobrzmiewa rozbawienie. Rozpinam rozporek i staję przed problemem zdjęcia mu spodni… hmm. Poruszam nimi i ciągnę, ale ledwie drgną. Marszczę brwi. Czy to może być aż tak trudne?

– Nie mogę się nie ruszać, jeśli przygryzasz wargę – ostrzega i unosi biodra do góry, tak że mogę ściągnąć spodnie i bokserki za jednym razem, uuu… uwalniając go. Skopuje ubrania na podłogę.

O święty Barnabo, jest cały mój i mogę się nim bawić. Cieszę się jak dziecko.

– Co teraz zrobisz? – szepcze, a cała wesołość nagle znika. Dotykam go, patrząc na jego wyraz twarzy. Jego usta układają się w literę O, gdy gwałtownie wciąga powietrze. Jego skóra jest tak gładka i miękka… i twarda… mmm, co za smakowite połączenie. Pochylam się, a włosy rozsypują się wokół mnie i już jest w moich ustach. Ssę go mocno. Zamyka oczy, a jego biodra podskakują pode mną.

– Jezu, Ana, spokojnie – jęczy.

Czuję taką moc, to takie podniecające, drażnić i sprawdzać go ustami i językiem. Zastyga pode mną, a ja przesuwam usta w gore i w dół, wpychając go aż do gardła, z zaciśniętymi ustami… jeszcze i jeszcze.

– Stop, Ana, zatrzymaj się. Nie chcę dojść.

Siadam, mrugając i dysząc jak on, ale czując dezorientację. Myślałam, że to ja rządzę? Moja wewnętrzna bogini wygląda, jakby ktoś wyrwał jej z ręki loda.

– Twoja niewinność i entuzjazm są takie rozbrajające – sapie.

– Ty na górze… To właśnie musimy zrobić.

Och.

– Załóż to – podaje mi foliową paczuszkę.

O rany, jak? Rozrywam ją i już trzymam w palcach lepką prezerwatywę.

– Ściśnij koniec i zroluj do dołu. Żadnego powietrza na końcu tego drania – dyszy Christian.

Bardzo powoli, mocno się koncentrując, wykonuję jego polecenie.

– Chryste, dobijasz mnie, Anastasio – jęczy.

Podziwiam swoją pracę ręczną i jego. Naprawdę jest niezłym okazem mężczyzny, a patrzenie na niego jest bardzo, bardzo pobudzające.

– A teraz chcę się w tobie zagłębić – mruczy. Patrzę na niego onieśmielona, a on siada nagle i patrzymy na siebie nos w nos.

– O tak – szepcze i oplata jedną ręką moje biodra, unosząc mnie nieznacznie, drugą zaś się podpiera, by umiejscowić się pode mną, po czym bardzo powoli opuszcza mnie na siebie.

Jęczę, gdy mnie rozwiera, wypełnia i bezwiednie otwieram usta zaskoczona tym słodkim, cudownym, przejmującym i przepełniającym uczuciem. Och… proszę.

– Tak, kochanie, poczuj mnie całego – jęczy i na chwilę zamyka oczy.

I jest we mnie, zanurzony do końca, i trzyma mnie na miejscu przez sekundy… minuty… nie mam pojęcia, wpatrując się uważnie w moje oczy.

– Tak jest głęboko – mruczy. Jednocześnie wygina się i kołysze biodrami, a ja jęczę… o rany – doznanie promieniuje przez moje podbrzusze… wszędzie. Cholera!

– Jeszcze – szepczę. Leniwie się uśmiecha i robi, co chcę.

Jęcząc, odrzucam głowę do tyłu, moje włosy opadają na plecy, a on bardzo powoli opada z powrotem na łóżko.

– Ty się poruszaj, Anastasio, w górę i w dół, jak chcesz. Weź mnie za ręce – szepcze chrapliwym, niskim głosem, który jest taki seksowny.

Chwytam jego ręce jak koło ratunkowe. Delikatnie odpycham się od niego i opadam z powrotem. Jego oczy płoną w dzikim oczekiwaniu. Oddech jest nierówny, podobnie jak mój, a on podnosi miednicę, gdy opadam na dół, podbijając mnie znów do góry. Łapiemy rytm… góra, dół, góra, dół… znów i znów… i jest tak… dobrze. Pomiędzy moimi urywanymi oddechami ta głęboka, obfita pełnia… To gwałtowne odczucie pulsujące w ciele szybko narasta, patrzę na niego, on na mnie, i w zachwycie widzę, jak on zachwyca się mną.

Ja go pieprzę. Ja rządzę. Jest mój, a ja jego. Ta myśl popycha mnie, jak obciążoną betonem, na skraj przepaści i dochodzę… krzycząc nieskładnie. Chwyta moje biodra i z zamkniętymi oczami, odchylając głowę w tył, z zaciśniętymi ustami dochodzi cicho. Opadam na jego klatkę piersiową, napełniona nim, gdzieś pomiędzy fantazją a rzeczywistością, tam gdzie nie ma granic względnych i bezwzględnych.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Powoli świat zewnętrzny przypuszcza atak na moje zmysły i… o rety… cóż to za atak. Płynę, kończyny mam lekkie i ospałe, jestem zupełnie wykończona. Leżę na Christianie, z głową na jego piersi, a on pachnie po prostu bosko: świeżym praniem, jakimś drogim żelem pod prysznic i co najlepsze – najbardziej uwodzicielskim zapachem na tej planecie… zapachem Christiana. Nie mam ochoty się stąd ruszać, pragnę bez końca wdychać tę upojną woń. Trącam go nosem, żałując, że musi istnieć ta bariera w postaci materiału T-shirta. A gdy reszta mego ciała schodzi na ziemię, wyciągam rękę i kładę na klatce piersiowej. Pierwszy raz go tam dotknęłam. Jest twardy… silny. Sięga szybko i chwyta moją dłoń, ale zaraz łagodzi ten gest, podnosząc ją do ust i słodko całując. Przekręca się, tak że patrzy teraz na mnie z góry.

– Nie rób tego – mruczy, po czym całuje mnie lekko.

– Czemu nie lubisz, jak ktoś cię dotyka? – pytam szeptem, wpatrując się w jego szare oczy.

– Bo skrywa się we mnie pięćdziesiąt odcieni szarości, Anastasio. I jestem ostro porąbany.

Och… ta szczerość jest rozbrajająca. Mrugam powiekami.