Выбрать главу

– Pierwsze lata życia miałem bardzo trudne. Nie chcę cię obarczać szczegółami. Po prostu tego nie rób, dobrze? – Pociera nosem o mój nos, a potem odsuwa się i siada. – No więc podstawy mamy już chyba przerobione. Co ty na to?

Wygląda na bardzo z siebie zadowolonego, a ton głosu ma rzeczowy, jakby właśnie odhaczył kolejny punkt na liście rzeczy do zrobienia. Z kolei ja cała jestem w rozsypce po tej uwadze o pierwszych latach życia. To takie frustrujące – tak bardzo bym chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Ale Christian nie chce się tym ze mną dzielić. Przechylam głowę, tak jak on ma w zwyczaju, i z ogromnym wysiłkiem uśmiecham się do niego.

– Jeśli sobie wyobrażasz, że uznałam, iż pozwoliłeś mi przejąć kontrolę, to cóż, nie wziąłeś pod uwagę mojej średniej ocen.

– Uśmiecham się nieśmiało. – Ale dziękuję za te złudzenia.

– Panno Steele, nie jesteś tylko ładną buzią. Do tej pory miałaś sześć orgazmów i wszystkie to moja zasługa – oświadcza chełpliwie, znowu wpadając w żartobliwy nastrój.

Jednocześnie rumienię się i mrugam powiekami, a on patrzy na mnie uważnie. On je liczy! Marszczy brwi.

– Masz mi coś do powiedzenia? – pyta surowo.

Cholera.

– Rano miałam sen.

– Och?

Cholera do kwadratu. Mam kłopoty?

– Szczytowałam przez sen. – Zakrywam ręką oczy. On nic nie mówi. Zerkam na niego znad ręki i widzę, że na jego twarzy maluje się rozbawienie.

– Przez sen?

– To mnie obudziło.

– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. A co ci się śniło? Cholera.

– Ty.

– Co robiłem?

Ponownie zasłaniam oczy. I jak małe dziecko przez chwilę myślę, że skoro ja go nie widzę, to i on nie widzi mnie.

– Anastasio, co robiłem? Nie zadam ci tego pytania po raz kolejny.

– Miałeś szpicrutę.

Odsuwa mi rękę.

– Naprawdę?

– Tak. – Policzki mam purpurowe.

– No to jest dla ciebie nadzieja – mruczy. – Mam wiele szpicrut.

– Z brązowej plecionej skóry?

Śmieje się.

– Nie, ale na pewno da się taką załatwić.

Nachyla się, całuje lekko, a potem wstaje i podnosi bokserki.

O nie… Zbiera się do wyjścia. Sprawdzam szybko godzinę – dopiero za dwadzieścia dziesiąta. Ja też wyskakuję z łóżka. Chwytam spodnie od dresu i krótką bluzeczkę, następnie siadam po turecku i go obserwuję. Nie chcę, żeby wychodził. Co mogę zrobić?

– Kiedy masz miesiączkę? – Przerywa moje myśli.

Że co?

– Nie znoszę zakładać tego paskudztwa – burczy. Podnosi prezerwatywę, po czym kładzie ją na podłodze i wciąga dżinsy. – No więc? – pyta, kiedy nie odpowiadam, i patrzy na mnie wyczekująco, jakby czekał na moją opinię dotyczącą pogody. Kuźwa, to przecież sprawy intymne.

– W przyszłym tygodniu. – Wbijam wzrok w dłonie.

– Musisz pomyśleć o antykoncepcji.

Jest taki apodyktyczny. Siada na łóżku, by założyć skarpetki i buty.

– Masz swojego lekarza?

Kręcę głową. Wróciliśmy do fuzji i przejęć – kolejna zmiana nastroju o sto osiemdziesiąt stopni.

Marszczy brwi.

– Mogę poprosić mojego, aby przyszedł cię zbadać do twojego mieszkania, w niedzielę rano, zanim zjawisz się u mnie. Albo możesz się z nim spotkać u mnie. Jak wolisz?

A więc znowu będzie za coś płacił… ale to akurat ma na celu jego korzyść.

– U ciebie. – To oznacza, że na pewno spotkam się z nim w niedzielę.

– Okej. Dam ci znać, o której godzinie.

– Wychodzisz?

Nie idź… Zostań ze mną, proszę.

– Tak.

Dlaczego?

– Jak wrócisz do hotelu? – pytam cicho.

– Taylor po mnie przyjedzie.

– Ja mogę cię odwieźć. Mam śliczny nowy samochód.

Patrzy na mnie ciepło.

– To już bardziej mi się podoba. Ale myślę, że trochę za dużo wypiłaś.

– Celowo poiłeś mnie alkoholem?

– Tak.

– Czemu?

– Bo generalnie za dużo myślisz i jesteś równie powściągliwa jak twój ojczym. Wystarczy trochę wina i zaczynasz mówić, a chcę, żebyś szczerze się ze mną komunikowała. W przeciwnym razie zamykasz się w sobie i nie mam pojęcia, o czym myślisz. In vino veritas, Anastasio.

– A ty uważasz, że zawsze jesteś ze mną szczery?

– Staram się. – Patrzy na mnie z rezerwą. – Uda nam się tylko pod takim warunkiem, że będziemy ze sobą szczerzy. Oboje.

– Chciałabym, żebyś został i wykorzystał to. – Biorę do ręki drugą prezerwatywę.

Uśmiecha się wesoło.

– Anastasio, dzisiejszego wieczoru przekroczyłem tak wiele granic. Muszę iść. Do zobaczenia w niedzielę. Przygotuję dla ciebie poprawioną wersję umowy, a potem naprawdę możemy zacząć się bawić.

– Bawić? – O kuźwa. Serce podchodzi mi do gardła.

– Chciałbym odegrać z tobą jakąś scenkę. Ale to dopiero po podpisaniu umowy, żebym miał pewność, że jesteś gotowa.

– Och. Więc mogłabym to przeciągać, nie podpisując jej?

Christian przygląda mi się badawczo, a potem na jego twarzy pojawia się uśmiech.

– Cóż, pewnie tak, ale niewykluczone, że nie zniósłbym tej presji.

– I co wtedy? – Moja wewnętrzna bogini obudziła się i teraz uważnie słucha.

Powoli kiwa głową, a potem uśmiecha się szeroko.

– Mogłoby się zrobić naprawdę nieprzyjemnie.

Jego uśmiech jest zaraźliwy.

– Nieprzyjemnie? To znaczy?

– Och, no wiesz, eksplozje, pościgi samochodowe, porwanie, uwięzienie.

– Porwałbyś mnie?

– O tak. – Szczerzy zęby.

– Przetrzymywał wbrew mojej woli? – Jezu, podnieca mnie to.

– O tak. – Kiwa głową. – A potem kontrola całą dobę na okrągło.

– Nie rozumiem. – Mocno wali mi serce. Czy on mówi poważnie?

– Byłabyś uległą dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Oczy mu błyszczą i wyraźnie czuć, że jest podniecony tą myślą.

O kuźwa.

– Tak więc nie masz wyboru – podsumowuje sardonicznie.

– Na to wygląda. – Wznoszę oczy do nieba.

– Och, Anastasio Steele, czy ty przewróciłaś właśnie oczami? Cholera.

– Nie – piszczę.

– A mnie się wydaje, że tak. Co mówiłem, że zrobię, jeśli znowu przewrócisz oczami?

Jasny gwint. Siada na skraju łóżka.

– Chodź tutaj – mówi cicho.

Blednę. Jezu… on mówi poważnie. Siedzę, wpatrując się w niego, w zupełnym bezruchu.

– Nie podpisałam jeszcze – szepczę.

– Powiedziałem ci, co wtedy zrobię. A ja dotrzymuję słowa. Dostaniesz klapsy, a potem szybko i ostro cię zerżnę. Wygląda na to, że jednak przyda się ta gumka.

Głos ma cichy, groźny i jest to cholernie podniecające. W podbrzuszu czuję narastające, pulsujące pożądanie. Christian przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną. Niepewnie opuszczam nogi. Powinnam uciec? Mam mu pozwolić to zrobić czy odmówić, a potem co? Koniec? Jestem tego pewna. „Zrób to!” – błaga moja wewnętrzna bogini. Podświadomość jest równie sparaliżowana jak ja.

– Czekam – mówi. – Nie należę do ludzi cierpliwych.

Och, na litość boską. Głośno oddycham, przestraszona, ale i podniecona. Krew szybciej krąży mi w żyłach, nogi mam jak z waty. Powoli przesuwam się w jego stronę.

– Grzeczna dziewczynka – mruczy. – A teraz wstań.

Kurde… czy on nie może tego przyspieszyć? Nie jestem pewna, czy dam radę stać. Podnoszę się z wahaniem. Wyciąga rękę, a ja podaję mu prezerwatywę. Nagle mnie chwyta i przekłada przez kolano. Jednym płynnym ruchem przesuwa mnie tak, że klatką piersiową opieram się o łóżko obok niego. Prawą nogę zarzuca na moje nogi, a lewe ramię kładzie na karku, tak że nie jestem w stanie się ruszyć. O kurwa.