Jasny gwint. Eksploduję od samego spojrzenia.
– Proszę, nie bij mnie – szepczę błagalnie.
Marszczy brwi, a po chwili otwiera szeroko oczy. Mruga dwa razy.
– Nie chcę, żebyś dawał mi klapsy, nie tutaj, nie teraz.
Proszę.
Otwiera usta ze zdziwienia, a ja zbieram się na odwagę, unoszę rękę i niepewnie przesuwam palcami po jego policzku aż do delikatnego zarostu na brodzie. Intrygujące połączenie – lekko kłujący i zarazem gładki. Christian zamyka powoli oczy i nachyla twarz ku mojej dłoni. Oddech więźnie mu w gardle. Unoszę drugą rękę i wsuwam palce w jego włosy. Uwielbiam je. Wydaje ledwie słyszalny jęk, a kiedy otwiera oczy, patrzy na mnie nieufnie, jakby nie rozumiał, co robię.
Przysuwam się jeszcze o krok i pociągając go delikatnie za włosy, przysuwam jego usta do swoich i go całuję. Wciskam język między jego wargi. Jęczy i bierze mnie w objęcia, mocno do siebie przyciskając. Jego dłonie odnajdują drogę do moich włosów. Nasze języki tańczą razem, naciskając i wirując. Christian smakuje bosko!
Nagle się odsuwa. Obojgu nam rwie się oddech. Opuszczam ręce na jego ramiona.
– Co ty mi robisz? – pyta cicho, wyraźnie skonsternowany.
– Całuję cię.
– Odmówiłaś.
– Słucham? – Odmówiłam czego?
– Przy stole, nogami.
Och… a więc o to w tym wszystkim chodzi.
– Ale siedzieliśmy przy stole twoich rodziców. – Wpatruję się w niego oszołomiona.
– Jeszcze nikt mi nigdy nie odmówił. I jest to strasznie podniecające.
W jego oczach widać zdumienie i pożądanie. Mieszanka uderzająca do głowy. Bezwiednie przełykam ślinę. Jego dłoń zsuwa się na moje pośladki. Przyciąga mnie mocno do siebie, do swojego wzwodu.
O rety…
– Jesteś zły i podniecony, bo powiedziałam „nie”? – pytam bez tchu.
– Jestem zły, ponieważ ani słowem nie wspomniałaś mi o Georgii. Jestem zły, ponieważ poszłaś na drinka z facetem, który próbował cię uwieść, kiedy byłaś pijana, i który potem zostawił cię z kimś niemal zupełnie obcym. Co za przyjaciel tak się zachowuje?
I jestem zły i podniecony, ponieważ zacisnęłaś przede mną uda. – Oczy mu błyszczą niebezpiecznie i powoli podnosi skraj mojej sukienki. – Pragnę cię, pragnę cię teraz. A skoro nie pozwalasz mi dać ci klapsa, na co sobie zasłużyłaś, zamierzam przelecieć cię na tej kanapie, teraz, szybko, dla mojej przyjemności, nie twojej.
W tej chwili sukienka ledwie zakrywa moją nagą pupę. Christian nagle przesuwa dłoń, tak że obejmuje moje łono, a jeden z palców powoli wsuwa do środka. Drugim ramieniem obejmuje mnie w talii i trzyma unieruchomioną. Zduszam jęk.
– To jest moje – szepcze gorączkowo. – Tylko moje. Rozumiesz? – Wsuwa palec i wysuwa, wpatrując się we mnie płonącymi oczami, badając moją reakcję.
– Tak, twoje. – Dyszę, gdyż moje pożądanie, gorące i nabrzmiałe, przedostaje się do krwi, dotykając… wszystkiego. Zakończeń nerwowych, oddechu. Serce mi wali jak młotem, próbując wydostać się z klatki piersiowej, w uszach słyszę dudnienie krwi.
A Christian wykonuje nagle kilka czynności naraz: cofa dłoń, rozpina rozporek i popycha mnie na kanapę, a chwilę później kładzie się na mnie.
– Ręce na głowie – nakazuje przez zaciśnięte zęby i klęka, zmuszając moje uda, aby rozchyliły się jeszcze szerzej, a potem sięga do kieszeni marynarki. Wyjmuje foliową paczuszkę, nie spuszczając ze mnie wzroku, i zsuwa z siebie marynarkę, która spada na podłogę. Nakłada prezerwatywę na imponujących rozmiarów męskość.
Kładę ręce na głowie i wiem, że to po to, abym go nie dotykała. Jestem taka podniecona. Czuję, jak moje biodra ochoczo wysuwają się ku niemu. Tak bardzo pragnę poczuć go w sobie, tu i teraz. Och… to wyczekiwanie.
– Nie mamy dużo czasu. To będzie szybki numerek, dla mnie, nie dla ciebie. Zrozumiano? Nie szczytuj, inaczej dam ci klapsa – rzuca ostro.
W mordę jeża… a niby jak mam to zrobić?
Wystarcza jedno płynne pchnięcie i już jest cały we mnie. Jęczę głośno, gardłowo i rozkoszuję się uczuciem wypełnienia. Kładzie ręce na moich dłoniach, łokciami przytrzymuje mi ramiona, nogami przygważdża mnie do kanapy. Jest wszędzie, przytłaczając mnie, niemal dusząc. Ale to także nieziemskie, hedonistyczne uczucie; moja władza nad nim, to, co mu robię. Porusza się we mnie szybko i wściekle. W uchu czuję jego urywany oddech. Moje ciało reaguje, rozpływając się wokół niego. Nie wolno mi szczytować. Nie. Ale wysuwam biodra ku jego pchnięciom, idealnie synchronizując ten erotyczny rytm. Nagle, zdecydowanie za szybko, nieruchomieje i przeżywa orgazm, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby. Jego ciało od razu się rozluźnia, tak że czuję na sobie jego cały słodki ciężar. Nie jestem gotowa, aby pozwolić mu wyjść, moje ciało błaga o uwolnienie od nieznośnego napięcia. Ale on się wycofuje, pozostawiając mnie obolałą i wygłodniałą. Piorunuje mnie wzrokiem.
– Nie dotykaj się. Chcę, żebyś czuła frustrację. To właśnie mi zrobiłaś, kiedy ze mną nie rozmawiałaś, kiedy odmawiałaś tego, co moje. – W jego oczach znowu płonie gniew.
Kiwam głową, dysząc. Wstaje i zdejmuje prezerwatywę, zawiązuje ją na końcu, po czym wkłada do kieszeni spodni. Patrzę na niego i bezwiednie zaciskam uda, próbując doznać choć odrobiny ulgi. Christian zapina rozporek i przeczesuje palcami włosy, a potem podnosi z podłogi marynarkę. Odwraca się w moją stronę. Spojrzenie ma już łagodniej sze.
– Lepiej wracajmy już do domu.
Siadam oszołomiona. Lekko kręci mi się w głowie.
– Proszę. Możesz je założyć.
Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmuje moje majtki. Nie uśmiecham się, biorąc je od niego, ale wiem, że choć mnie za karę przeleciał, tak naprawdę zaliczyłam małe zwycięstwo. Moja wewnętrzna bogini kiwa głową, przyznając mi rację, a na jej twarzy widnieje uśmiech pełen satysfakcji: „Nie musiałaś o nie prosić”.
– Christian! – krzyczy z dołu Mia.
Unosi brwi.
– W samą porę. Chryste, potrafi być naprawdę irytująca.
Pospiesznie zakładam majtki i wstaję z godnością – na tyle, na ile jestem w stanie ją zmobilizować po niedawnym bzykanku. Szybko próbuję przygładzić potargane włosy.
– Na górze, Mia! – woła Christian. – Cóż, panno Steele, czuję się już lepiej, ale i tak mam ochotę przełożyć cię przez kolano – mówi cicho.
– Nie sądzę, abym sobie na to zasłużyła, panie Grey, zwłaszcza, że pozwoliłam na pański nieuzasadniony atak.
– Nieuzasadniony? Pocałowałaś mnie. – Bardzo się stara, aby w jego głosie słychać było urazę.
Sznuruję usta.
– To był atak jako najlepsza forma obrony.
– Obrony przed czym?
– Tobą i twoją ręką, która świerzbi.
Przechyla głowę i uśmiecha się do mnie. Po schodach wchodzi głośno Mia.
– Ale dało się to jakoś znieść? – pyta cicho.
Oblewam się rumieńcem.
– Ledwo, ledwo – odpowiadam szeptem, ale uśmiecham się.
– Och, tu jesteście. – Rozpromienia się na nasz widok.
– Oprowadzałem Anastasię po hangarze. – Christian wyciąga do mnie rękę.
Ujmuję ją, a on lekko ściska moją dłoń.
– Kate i Elliot zaraz wychodzą. Możecie uwierzyć? Nie mogą się od siebie odkleić. – Mia udaje odrazę i przenosi spojrzenie z Christiana na mnie. – Co tu robiliście?
Jezu, ależ jest bezpośrednia. Moje policzki robią się szkarłatne.